Wydawało się, że para gdańsko-puławska nie będzie wyrównana. Wybrzeże mocno jednak napsuło krwi Azotom zarówno w czwartek, jak i w ostatnim meczu rundy zasadniczej. - Te dwa spotkania, a także pierwszy mecz, jaki graliśmy w grudniu, były bardzo wyrównane. Wybrzeże, dla nas to niewygodny, który walczy do samego końca i zostawia na boisku cały charakter, serce, a przede wszystkim zdrowie - pochwalił rywala Marcin Kurowski, trener puławskiej drużyny.
W czwartkowym spotkaniu jeszcze kilka minut przed końcowym gwizdkiem to Wybrzeże Gdańsk prowadziło różnicą trzech bramek. - Aż nie przystoi taka liczba prostych błędów w naszym wykonaniu. Nie wiem skąd ona się bierze, może z ostatnich słabszych spotkań? W końcówce nastąpiło jednak przełamanie i mecz w Puławach z naszej strony powinien wyglądać inaczej - zapowiedział Kurowski.
Gdańszczanie mieli dużo więcej kar od puławian, do Azoty potrafiły dużo częściej wywalczyć karne. przewaga doświadczenia była wyraźnie po stronie drużyny z południowo-wschodniej Polski. - Tak było, ale zespół Wybrzeża walczył. Gdy tak się gra w obronie, to kary i rzuty karne są wkalkulowane. To jest spowodowane charakterem gry zespołu. My z trzybramkowej straty wyszliśmy na 27:24. Przez słaby początek drugiej połowy było nerwowo, później wszystko się odwróciło - ocenił trener.
Mimo wyjazdowej wygranej, szkoleniowiec przestrzega przed zbyt wczesnym rozstrzyganiu tej ćwierćfinałowej batalii. - W półfinale absolutnie nie jesteśmy, za nami pierwsza połowa. Drugi mecz jest w Puławach, a ja przypomnę, że Wybrzeże u nas wygrało w ostatniej serii spotkań i gdyby tak zagrało, to ono byłoby w półfinale - przestrzegł Marcin Kurowski.
ZOBACZ WIDEO Katarzyna Kiedrzynek: Nawet nie marzyłam o takim klubie jak PSG, to był dla mnie szok