Na zakończenie 26. kolejki Gwardziści rozgrywali drugi "mecz sezonu". 4 marca pokonali na wyjeździe NMC Górnika Zabrze 32:30 i zrobili siedmiomilowy krok w kierunku ćwierćfinału PGNiG Superligi. Rywale z Górnego Śląska wciąż pozostawali jednak groźni dla opolan. Dopiero zwycięstwo z Zagłębiem zapewniało KPR Gwardii trzecie miejsce w grupie pomarańczowej.
Plan został wykonany. Po batalii z Miedziowymi zawodnicy Rafała Kuptela wywalczyli prawo gry o medal. - Sami sobie zgotowaliśmy ten los, trzeba było to wykorzystać i postawić kropkę nad i. W dwóch meczach z Górnikiem okazaliśmy się lepsi i myślę, że zasłużenie awansowaliśmy do ćwierćfinału - podkreśla Mateusz Jankowski, obrotowy z Opola.
Gwardia wygrała głównie dzięki kapitalnej końcówce. Po pierwszej połowie zapowiadało się jednak, że spotkanie rozstrzygnie się dużo wcześniej. Nieporozumienia i niedokładności sprawiły, że po przerwie Zagłębie wróciło do gry.
- Błędy wynikały ze zmęczenia. Dopadły nas kontuzje, a przecież sporo ostatnio graliśmy. Mamy młody zespół, do tego nie dysponujemy szeroką kadrą - tłumaczy kołowy.
ZOBACZ WIDEO Drużyna Łukasza Skorupskiego bez przełamania - zobacz skrót meczu [ZDJĘCIA ELEVEN]
Jankowski był niezbędnym elementem w dobrze funkcjonującej maszynie. Pod nieobecność Mirosława Gudza obrotowy dość często przedzierał się przez obronę. Jeżeli jego akcja nie kończyła się golem, to sędziowie bez wahania wskazywali na linię siódmego metra.
- Nie koncentrowaliśmy się na brakach kadrowych Zagłębia (nie grał m.in. Dawid Przysiek - przyp. MG). Interesują nas tylko nasze założenia na mecz. Jak zaczniemy się zajmować wszystkim wokół, to na pewno nie przerodzi się to w zwycięstwo - uważa Jankowski.