Pojedynek przy Wolności był prawdziwym handballowym spektaklem. Było w nim wszystko, czego do najlepszego widowiska w tej dyscyplinie potrzeba: efektowne bramki, szybkie kontry, obrony bramkarzy i dramaturgia, trzymająca w napięciu do ostatnich sekund spotkania.
Pierwsza połowa wtorkowego starcia była przedsmakiem tego, co czekało kibiców po przerwie. Na parkiecie początkowo nieco lepiej prezentowali się gracze MMTS-u Kwidzyn, którzy z każdą minutą nabierali wiatru w żagle i budowali przewagę. W konsekwencji po 9. minutach gry kwidzyńska ekipa prowadziła 6:3 i wydawało się, że jest na najlepszej drodze do powiększania prowadzenia.
Wtedy do odrabiania strat rzucili się szczypiorniści NMC Górnik Zabrze. Gospodarze w ciągu trzech minut zdobyli pięć bramek nie tracąc żadnej i wyszli na prowadzenie 8:6, w kolejnych fragmentach gry zaliczkę powiększając. W 18. minucie Trójkolorowi mieli już pięć bramek zapasu (13:8). Duża w tym zasługa skutecznych na tym etapie meczu Marka Daćko, Bartłomieja Tomczaka i Iso Sluijtersa.
Kwidzynianie co prawda próbowali robić wszystko co mogli, by dystans do zabrzan zmniejszyć, ale grający konsekwentnie w obronie gospodarze mecz mieli pod kontrolą i utrzymywali 3-4 bramki zaliczki, które dowieźli do przerwy (18:14).
ZOBACZ WIDEO Aleksandar Vuković: Uwierzmy w siebie, stać nas na pokonanie Ajaxu!
W pierwszym kwadransie drugiej połowy obraz gry się nie zmieniał. Wciąż kontrolę nad wynikiem zdawali się mieć gracze z Zabrza, którzy nie tylko utrzymywali rywala na bezpieczny dystans, ale z biegiem czasu zaczęli przewagę powiększać. W 40. minucie gry prowadzili już sześcioma bramkami (22:16) i - jak się potem okazało - był to przełomowy moment spotkania.
Kolejne minuty należały bowiem do przyjezdnych, którzy krok po kroku odrabiali straty. W konsekwencji ostatni kwadrans zawodów rozpoczynał się przy raptem dwubramkowej przewadze miejscowych (23:21), a i ta zaliczka szybko się zmniejszyła do jednego trafienia. Duża w tym zasługa Mateusza Seroki i Michała Pereta, którzy imponowali skutecznością pod bramką rywala.
Kwidzynianie poczuli krew i ostatnie dziesięć minut wtorkowego widowiska było pełne dramaturgii, a emocje kipiały zarówno na parkiecie, jak i na trybunach. Na trzy minuty przed końcową syreną na tablicy wyników widniał remis 27:27, co zwiastowało prawdziwą jatkę w końcowych fragmentach gry.
Losy rywalizacji rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej minucie spotkania. Na 22 sekundy przed końcem meczu do bramki zabrzan trafił Adrian Nogowski, dając MMTS-owi prowadzenie 29:28. Chwilę później strzelec wyleciał z boiska na dwie minuty, osłabiając swój zespół.
Szanse na doprowadzenie do remisu i dogrywki w przewadze mieli jeszcze Sluijters i Maciej Tokaj, ale piłka po ich rzutach ugrzęzła w gąszczu rąk bloku obronnego kwidzyńskiej drużyny.
NMC Górnik Zabrze - MMTS Kwidzyn 28:29 (18:14)
NMC Górnik: Galia, Kornecki - Niedośpial, Daćko 5, Tomczak 4, Kryński, Gromyko, Sluijters 5, Buszkow 4, Tatarincew 3, Gliński 1, Tokaj 2, Ścigaj 2, Adamuszek 2
Kary: 12 min. (Adamuszek - 4 min., Kornecki, Tomczak, Sluijters, Gliński - po 2 min.)
MMTS: Szczecina, Kiepulski - Genda 2, Nawrocki, Krieger 1, Peret 4, Szpera 5, Szczepański 1, Rosiak, Nogowski 3, Kiepulski, Seroka 8, Potoczny 4
Kary: 10 min. (Genda, Peret, Nogowski, Seroka, Potoczny - po 2 min.)
Sędziowie: Andrzej Kierczak (Pielgrzymowice), Tomasz Wrona (Kraków)
Widzów: 850