Tak efektownej wygranej głogowian na własnym parkiecie nie spodziewał się chyba nikt. Chrobry rzucił ekipie Krzysztofa Kotwickiego aż czterdzieści bramek, pokonując brązowych medalistów ostatnich mistrzostw Polski różnicą piętnastu trafień. Podopieczni Przybylskiego wygrali tym samym swój czwarty mecz o stawkę w tym roku.
- Przede wszystkim dobrze zaczęliśmy to spotkanie. Od samego początku narzuciliśmy rywalom swój styl, zagraliśmy twardo w obronie i konsekwentnie w ataku. Bramki zdobywaliśmy po ładnych, zespołowych akcjach, choć szkoda też, że kilku szans nie wykorzystaliśmy - przyznaje doświadczony szkoleniowiec w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Jego podopieczni już po upływie pierwszego kwadransa prowadzili różnicą ośmiu trafień. - Było to delikatne zaskoczenie, zwłaszcza dla przeciwnika, który do piętnastej minuty zdobył bodajże trzy bramki i dość wyraźnie przegrywał. Nasz zespół sobie jednak na to zapracował, a każdy, kto wchodził na boisko, wnosił coś do gry i dokładał swoją cegiełkę do wyniku - wyjaśnia Przybylski.
Sobotni mecz z wysokości trybun obserwowało blisko tysiąc widzów. - Fani, którzy przyszli nam kibicować i nie zostali przed telewizorami, by dopingować Kamil Stocha, mogą być chyba zadowoleni z widowiska - nie kryje nasz rozmówca.
Wysokie rozmiary zwycięstwa cieszą, najistotniejsza jest jednak dwupunktowa zdobycz. - Myślę, że dobrze odrobiliśmy lekcję i czekamy na następne spotkania. Od poniedziałku zaczynamy akcję Puławy i będziemy chcieli rozegrać kolejny dobry mecz - deklaruje trener głogowskiej drużyny. Z zespołem Bogdana Kowalczyka Chrobry zmierzy się już w najbliższą środę.