Podopieczne Janusza Szymczyka do Szczecina przyjechały powalczyć i sprawić kolejną miłą niespodziankę swoim kibicom. Ostatnio dość pewnie ograły koszalinianki. Wystarczył jednak zaledwie tydzień czasu, by dobry występ został zupełnie przyćmiony. Ruch rozegrał fatalne wręcz zawody i był co najmniej o klasę gorszy od SPR Pogoni Baltica. – Nie chciałabym się odnosić do kwestii, jak wyglądały poprzednie mecze Ruchu w Szczecinie, aczkolwiek tego dnia na pewno się nie popisałyśmy, szczególnie w drugiej połowie. O ile w pierwszej jeszcze szarpałyśmy, to ta druga spisana była już na straty - stwierdziła Sabina Kobzar.
Ekipie Niebieskich brakowało tego dnia pomysłu na grę. Ich rzuty nad wyraz często lądowały na bloku broniących szczecinianek. Jakość rzutów na bramkę Adrianna Płaczek czy też Sołomiji Sziwierskiej też nie powalała na kolana. – Szczerze mówiąc tak było. Te rzuty, które przeradzały się w kontrę to były tak naprawdę najłatwiejsze bramki dla zespołu przeciwnego. Obroną też nie mogłyśmy się pochwalić - dodała środkowa rozgrywająca.
Kobzar zapytana czy jej drużyna wierzyła, że po przerwie uda się jeszcze odwrócić losy tego meczu odpowiedziała. - Chciałabym powiedzieć, że wierzyłyśmy, aczkolwiek nie miało to przełożenia na wynik.
Pomocne nie okazały się również ruchy trenera KPR-u, po którym, w pewnym momencie, dało się dostrzec pierwsze oznaki zrezygnowania. W 51. minucie poprosił o czas. Nakazał indywidualne krycie Agaty Cebuli. Na jakąkolwiek odmianę losów meczu było zdecydowanie za późno. Gospodynie miały aż 11 goli więcej na swoim koncie i takiej przewagi po prostu nie mogły roztrwonić. - Myślałyśmy, że to będzie taki bodziec do zmiany, że to nas pobudzi. Jednak, tak jak pan powiedział, było już chyba za późno, a i ta strata, jaką musiałyśmy odrobić, też była zbyt wysoka - zakończyła zdobywczyni 4 goli.