Do meczu z podopiecznymi Jurija Szewcowa biało-czerwoni podeszli ze spokojem i szacunkiem dla rosnącego w siłę rywala. Białorusini - będący niegdyś pariasem europejskiej piłki ręcznej - w ostatnich latach poczynili bowiem znaczący postęp. Przed rokiem w trakcie światowego czempionatu zajęli oni piętnastą lokatę, a do mistrzostw świata, które dwunastego stycznia rozpoczną się w Danii, awansowali kosztem Słoweńców, nieznacznie dając się wyprzedzić w grupie Islandczykom.
Biało-czerwoni do meczu przystąpili osłabieni. Z trybun spotkanie obserwowali zmagający się z problemami zdrowotnymi Rafał Gliński i Piotr Grabarczyk, oszczędzany był dochodzący do pełni zdrowia po kontuzji Mariusz Jurkiewicz, a w ograniczonym wymiarze czasowym na parkiecie przebywał odzyskujący siły po intensywnym zakończeniu roku w Bundeslidze Bartłomiej Jaszka.
Mimo kadrowych oszczędności początek meczu należał do Polaków, którzy na dzień dobry rzucili rywalom trzy bramki z rzędu. Szybko osiągnięta przewaga pozwoliła biało-czerwonym w pierwszej połowie kontrolować wynik meczu. Gracze Bieglera prowadzili z Białorusinami 7:4, 10:6 i 12:8, by ostatecznie zejść na przerwę z trzema trafieniami przewagi nad niżej notowanym przeciwnikiem.
Nieudana pierwsza połowa podziałała na ekipę Szewcowa jak płachta na byka. Wraz z rozpoczęciem drugiej części gry rozjuszeni rywale rzucili się na Polaków, w ciągu kilku minut niwelując straty. Biało-czerwoni długimi momentami mieli spore problemy z przedarciem się przez białoruskie zasieki obronne i na jedenaście minut przed końcem przeciwnicy prowadzili nawet różnicą dwóch trafień.
W finałowych akcjach na parkiecie było bardzo nerwowo. Polacy pomiędzy pięćdziesiątą pierwszą a pięćdziesiątą siódmą minutą nie byli w stanie trafić do siatki ani razu i na trzydzieści sekund przed finałową syreną przy wyniku remisowym piłkę mieli rywale. Gracze Szewcowa wytrzymali presję i ostatnią akcję - mimo konieczności gry w osłabieniu - wykończyli bezbłędnie, nie dając biało-czerwonym szans na skuteczną odpowiedź.
W polskiej ekipie skutecznością imponowali ci, którzy i w ubiegłym roku dla kadry trafiali najczęściej. Bezlitośni dla bramkarzy rywali byli Robert Orzechowski, Adam Wiśniewski oraz występujący niemal wyłącznie w ataku Bartosz Jurecki. Po drugiej stronie boiska formą błysnął z kolei lider białoruskiej kadry, Siarhei Rutenka. Przed szansą na poprawienie humorów i odbicie sobie nieoczekiwanej porażki biało-czerwoni staną w sobotnim meczu z Czechami.
Polska - Białoruś 28:29 (16:13)
Polska:
Szmal, Wichary, Wyszomirski - Jaszka 1, Lijewski 4, Bielecki 2, Wiśniewski 5, Jurecki 4, Syprzak, Łucak, Krajewski, Kubisztal 1, Orzechowski 7, Szyba 1, Chrapkowski 3.
Kary: 10 min.
Białoruś: Charapienka, Kiszou - Brouka 1, Babichev 1, Semenov 3, Kamyshyk, Pukhouski 1, Zaitsau, S. Rutenka 7, D. Rutenka 3, Nikulenkau 3, Shylovich 3, Baranau, Niazhura, Shumak 2, Titou 2.
Kary: 8 min.
Kary: Polska - 10 min. (Jaszka, Syprzak - 4 min., Kubisztal - 2 min.) oraz Białoruś - 8 min. (Brouka, D. Rutenka, Shumak, Tsitou - 2 min.).
tylko z perspektywy ilości rzuconych bramek,
nie widząc meczu ,nie znając czasu spędzonego na boisku,
nie znając procentowej skutecznoś Czytaj całość