Podopieczni Marcina Kurowskiego w starciu z Nafciarzami spisali się słabiutko, ulegając wicemistrzom Polski różnicą szesnastu trafień. W grze Azotów nie funkcjonowało nic: piłki odbite przez bramkarzy policzyć można było na palcach jednej ręki, w obronę puławian rywale wchodzili jak w masło, a atak nie był w stanie znaleźć recepty na sforsowanie płockiej formacji defensywnej. - Z Chrobrym będzie zdecydowanie lepiej - zapewnia Masłowski w rozmowie ze SportoweFakty.pl.
Dlaczego czwarty zespół ligowej tabeli nie był w stanie ani przez moment nawiązać wyrównanej walki z ekipą wicemistrzów Polski? - Ciężko powiedzieć. Praktycznie nie byliśmy w tym meczu dla Wisły żadnym przeciwnikiem. Próbowaliśmy różnych ustawień, ale kompletnie nic nam nie wychodziło. Przytrafiały nam się głupie przestoje w ataku, a rywale wykorzystywali kontry, dzięki czemu spotkanie ułożyło im się tak, jak chcieli - relacjonuje nasz rozmówca.
Przy wyliczaniu elementów, które w starciu z Nafciarzami zawiodły, na pierwszy plan wysuwa się gra defensywna. - Stracenie czterdziestu jeden bramek w sześćdziesiąt minut nie świadczy dobrze o naszej postawie w obronie. Nie możemy tracić tylu goli, nawet w meczu z takim przeciwnikiem, jak płocczanie - nie ma wątpliwości Masłowski.
Wpływ na słabszą postawę puławian miało także to, że już po kilku minutach z powodu kontuzji boisko opuścić musiał Krzysztof Tylutki. - To nie jest dobry prognostyk przed meczami z NMC Powenem w play-off - nie kryje Masłowski, który przyznaje, że to starcie z zabrzanami jest w tej chwili dla Azotów priorytetem. - Przed ostatnie trzy tygodnie wszystko ustawialiśmy właśnie pod nich - wyjaśnia rozgrywający puławskiej siódemki. Wcześniej jego zespół czeka jednak jeszcze mecz z Chrobrym Głogów o trzecie miejsce turnieju finałowego o Puchar Polski.