Krzysztof Podliński: Nie wyszła wam inauguracja Superligi. Jak wytłumaczysz porażkę z Chrobrym Głogów?
Filip Kliszczyk: Nie ma co tłumaczyć. Ci co byli na meczu, śledzili jego przebieg i nasze statystyki wiedzą, jak to wszystko wyglądało. Przede wszystkim byliśmy rażąco nieskuteczni w ataku pozycyjnym. Mieliśmy naprawdę dużo sytuacji sam na sam, w których nie udało nam się pokonać bramkarza gości. Dlatego przegraliśmy.
Porażka boli tym bardziej, że straciliście punkty przed własną publicznością?
- Zakładaliśmy, że mecze u siebie w domu trzeba wygrywać. Staraliśmy się zainaugurować sezon zwycięstwem, ale jak widać trochę nas to przerosło. Chociaż dobrze, że stało się to na samym początku. Widać, że jest nad czym pracować. Nie spuszczamy głów. Zostało 21 kolejek w sezonie zasadniczym. To jest naprawdę kupa grania. Trzeba niwelować błędy, które w tym meczu były radykalne i zauważalne. Gramy dalej. Idziemy do przodu. Koncentrujemy się teraz na następnym meczu, który czeka nas w sobotę z Piotrkowianinem. Będziemy starali się zrehabilitować za pierwszą porażkę u siebie.
Podobno po meczu odezwali się niezadowoleni kibice, domagając się zmiany trenera.
- Kibice, jak każdy mają prawo wypowiadać swoje opinie publicznie. Dobiegły nas takie głosy. Nie chcemy zmiany trenera. Pogoń wróciła do Superligi po 12 latach przerwy. Może byliśmy za bardzo spięci i tak to się skończyło, ale sezon jest długi. Przygotowania przeszliśmy pełną parą. Wszyscy byli zadowoleni z ich przebiegu. Uważamy, że jesteśmy dobrze przygotowani do Superligi. Zawiodła nas skuteczność. Tak bywa w sporcie, że nie idzie nikomu. W tym meczu ewidentnie nie było osoby, której by jakoś szło w ataku. Jest nas szesnastu. Może nie wszyscy wystąpili. Nie można wskazać winnego ani kilku osób, które w tym meczu się wyróżniały. Jesteśmy drużyną, przegrywamy i wygrywamy razem. Tego będziemy się trzymać.
Trener Biały poprowadzi wasz zespół do sukcesów?
- Czas pokaże. Jak do tej pory, przez ostatnie kilka sezonów bardzo dobrze prowadził zespół. Awansował z tą drużyną z drugiej do pierwszej ligi, gdzie radził sobie doskonale. Nie ma podstaw do tego, żeby wątpić w to, że nie da rady teraz.
Jesteście beniaminkiem, ale z zawodnikami dużego formatu. Czy w waszym przypadku jest mowa o płaceniu jakiegoś frycowego?
- Myślę, że nie powinno być czegoś takiego u nas. Trochę niefortunnie stało się, że ten mecz przegraliśmy. Dobrze, że stało się to na początku. To też godzi w nasze poszczególne dorobki kariery sportowej. Chodzi po prostu o to, żeby szanować siebie i swoich kolegów z drużyny. Należy grać po to, żeby wygrywać. Porażki zdarzają się nawet zespołom dużo lepszym niż my. W zeszłym sezonie pokazała to ostatnia kolejka. Vive poległo w Zabrzu. To była duża niespodzianka. Takie rzeczy zdarzają się w sporcie. Często decyduje dyspozycja dnia. Czasami jest tak, że nikomu nie idzie. Ważne, że nie oddaliśmy tego meczu, który nam ewidentnie nie wyszedł. Nie położyliśmy się i Chrobry po nas nie przejechał.
Po awansie wzmocniliście się. W Szczecinie pojawiło się kilku uznanych graczy. Jak ocenisz letnie transfery do klubu?
-
Myślę, że zarząd klubu i trenerzy zrobili wszystko, jak tylko było ich na to stać finansowo i personalnie, żeby ten zespół wzmocnić. Nam pozostaje trenować na dwieście procent i grać na trzysta, żeby udowodnić, że ten zespół w dalszym ciągu jest budowany słusznie. Za nami mogą pójść tylko wyniki. Wtedy będzie to jakimś wymiernym wyznacznikiem, że było i jest to robione dobrze.
Może zespół potrzebuje po prostu czasu, by znaleźć wspólny język na boisku?
- Być może to też na tym polega, żeby jeszcze się dograć na boisku i lepiej się zrozumieć. Właśnie nad tym cały czas pracujemy w tym tygodniu, żeby poprawić elementy, które zawiodły w przegranym spotkaniu. Ten mecz był dla nas tak naprawdę najważniejszy. Sparingi dają pewien pogląd, ale to nie jest walka o punkty. Być może to jest inne podejście i inna presja. Nie wyszło nam. Trzeba o tym meczu zapomnieć. Wyciągnąć wnioski z naszych błędów i do przodu. Dalej trzeba patrzeć w przyszłość. Nie ma się co oglądać, bo tych dwóch punktów, które straciliśmy u siebie już nie odzyskamy. Przed nami do zdobycia jeszcze 42 punkty w 21 kolejkach. Musimy patrzeć w przód i przede wszystkim skoncentrować się na kolejnym spotkaniu.
Zwycięstwo z Piotrkowianinem będzie koniecznością?
- Spotkają się dwa beniaminki, dla których najważniejszy jest byt w Superlidze. To, że jesteśmy zespołem z dużymi wzmocnieniami wcale nie umniejsza faktu, że tym beniaminkiem jesteśmy. Będziemy walczyć z każdym o punkty. Przygotowujemy się na zwycięstwo, ale nikt nam go nie da za darmo. Będziemy walczyć całą godzinę, żeby udowodnić, że to zwycięstwo z przebiegu meczu nam się należy.
Wszyscy widzą w waszej drużynie ogromne możliwości. Macie świadomość tego, że dużo się od was oczekuje?
- Wiemy, że są duże oczekiwania ze względu na wzmocnienia, które klub poczynił. Założenie jest takie, żebyśmy w pierwszym sezonie awansowali do fazy play-off. Czas pokaże, jak to wszystko będzie wyglądało. Jak widać po pierwszej kolejce, nie ma co się na razie zachłystywać. Nikt się przed nami nie będzie kajał ani kładł na parkiecie ze względu na to, że jesteśmy zawodnikami, którzy kiedyś coś grali czy dalej coś prezentują. To nie ma znaczenia. Każdy chce wygrywać z każdym.
Superliga się wyrównała, czy różnica między Vive i Wisłą a resztą stawki powiększyła się?
- Dwa pierwsze zespoły jeszcze bardziej się wzmocniły. Obydwa kluby mają wyższe cele. Vive myśli o Lidze Mistrzów, a Wisła o Pucharze Europy. Myślę, że poziom Superligi mocno się wyrównał. Jest duża konkurencja i jest z kim grać do samego końca. Nie można stwierdzić, że zespół, który zajmuje w lidze odległe miejsce nie ma szansy powalczyć o pozycję medalową. Myślę, że sprawa brązowego medalu jest otwarta. Nie skreślałbym też nikogo w walce o wyższe pozycje, bo nie można przed sezonem rozdać miejsc ani Vive Kielce, ani Wiśle Płock, ani żadnemu innemu zespołowi. Przez cały sezon drużyna, która walczy o mistrzostwo musi to udowodnić.