Podopieczni Bogdana Zajączkowskiego wystartowali przeciętnie, po inauguracyjnym zwycięstwie nad Zagłębiem przyszły bowiem trzy kolejne porażki. W pierwszej rundzie zabrzanie wygrywali jeszcze tylko dwukrotnie, by do pościgu za czołowymi lokatami ruszyć wraz z rozpoczęciem serii meczów rewanżowych. Z jedenastu spotkań NMC Powen wygrał wygrał siedem, fazę zasadniczą podsumowując ograniem Vive Targów Kielce.
W ćwierćfinale rozpędzonego beniaminka zatrzymał dopiero MMTS, choć kwidzynianie w obu meczach zwyciężali minimalnie. - Może trochę za bardzo podpalaliśmy się tą walką o medale zamiast podejść do tego w ten sposób, że swoje zrobiliśmy i co dalej, to będzie nasze - przyznaje w rozmowie ze SportoweFakty.pl Remigiusz Lasoń.
Chrobrego zabrzanie pokonali bez większego problemu, w rywalizacji o lokatę piątą nie dali jednak rady Azotom Puławy. I choć zespół osiągnął wynik znakomity, a szóstą pozycję przed sezonem wszyscy w klubie wzięliby z pocałowaniem ręki, szczypiorniści NMC Powenu kończą rozgrywki z lekkim niedosytem.
- Na pewno we wrześniu takie miejsce przyjęlibyśmy w ciemno. Z biegiem sezonu grało nam się jednak coraz lepiej, nasza współpraca na boisku się poprawiała i chcieliśmy zajść jak najwyżej. Z MMTS-em walczyliśmy o wejście do półfinału, nie udało się to jednak, podobnie jak rywalizacja z puławianami. Myślę, że za rok będzie o wiele lepiej - nie kryje Sebastian Kicki.
Z bramkarzem zgadza się Lasoń. - Przed sezonem szóste miejsce wzięlibyśmy od razu, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Oczywiście wiadomo, taki jest sport, chcemy wygrywać w każdym meczu, ale nie zawsze to wychodzi. Kończymy z małym niesmakiem. Po to się uprawia sport, by z roku na rok grać coraz wyżej i nie wyobrażam sobie, byśmy w przyszłym sezonie mieli walczyć o jakieś niższe cele - podsumowuje Lasoń.