Jestem urodzonym optymistą - rozmowa z Bartłomiejem Tomczakiem, skrzydłowym Vive Targów Kielce i reprezentacji Polski

Bartłomiej Tomczak mógł zaliczyć rok 2011 do niezwykle udanych. W styczniu wystąpił na Mistrzostwach Świata w Szwecji i na stałe wywalczył sobie miejsce w reprezentacji, zaś w maju zasilił szeregi Vive Targów Kielce. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl wychowanek Ostrovii Ostrów Wielkopolski opowiada m. in. o występach w Zagłębiu Lubin oraz rywalizacji z Mateuszem Jachlewskim.

Jakub Szczęsny: Swoją sportową przygodę rozpoczynałeś na prawym rozegraniu, lecz wylądowałeś na skrzydle. Który trener i w jaki sposób do tego doprowadził?

Bartłomiej Tomczak: Był taki okres, gdy przestałem rosnąć i trener Paweł Rusek przeniósł mnie na skrzydło. Byłem w miarę dobry technicznie, więc znalazł dla mnie inne miejsce na parkiecie. Czas pokazał, że była to dobra decyzja. Na lewym skrzydle czuję się najlepiej i będę tam grał do końca kariery.

Pod koniec ubiegłego roku wróciłeś do Ostrowa na "Świąteczny Mecz Gwiazd". Gdy wjeżdżałeś do miasta mogłeś zobaczyć bilbord, na którym się znajdujesz. Podoba ci się końcowy efekt?

- Wspólnie z braćmi Lijewskimi i Bartłomiejem Jaszką brałem udział w zdjęciach, które były robione po meczu ze Słowenią w Zielonej Górze. Była to fajna inicjatywa, która pomogła w promocji Ostrowa. Pieniądze, które otrzymaliśmy przekazaliśmy na szczytny cel, jakim była praca z młodzieżą.

Nie wystąpiłeś w tegorocznym "Meczu Gwiazd" z powodu kontuzji. Dwa lata temu w Kaliszu Ostrovia zmierzyła się z HSV Hamburg. Jak wspominasz tamto spotkanie?

- Mecz w Kaliszu była fajną sprawą. Mam nadzieję, że będzie więcej takich akcji. Mój serdeczny przyjaciel Paweł Orzłowski dobrze wspomina zarówno mecz w Kaliszu jak i w Ostrowie. Mam nadzieję, że kibice będą mogli częściej oglądać nas w akcji.

Paweł Rusek przekwalifikował Bartłomieja Tomczaka na skrzydłowego

Gdy trafiłeś do Zagłębia Lubin czekał tam na Ciebie Bartłomiej Jaszka. Wychowanek Ostrovii pomógł ci w aklimatyzacji?

- Bartek bardzo mi pomógł i serdecznie mu za to dziękuję. Pomógł nie tylko mi, ale również Mateuszowi Frąszczakowi i Jakubowi Torzyńskiemu, którzy wybrali grę w Zagłębiu. Wprowadził nas do drużyny i od tamtego czasu trzymamy się razem. Podczas zgrupowań kadry dzieli razem pokój, także ostrowska więź okazała się trwała.

W Lubinie wywalczyłeś cztery medale mistrzostw Polski, w tym złoto z 2007 roku po serii rzutów karnych. Wykonywałeś decydujący o tytule rzut. Rodziły ci się w głowie myśli w stylu "Co by było gdyby"?

- To była wyjątkowa sytuacja. Jestem urodzonym optymistą i nie dopuszczałem myśli, że będzie źle. Udało mi się i bardzo się z tego powodu cieszę. To było moje pierwsze i jak dotąd jedyne mistrzostwo. Mam nadzieję, że nie ostatnie.

Występowaliście w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Można tą przygodę porównać do tej obecnej z Vive Targami Kielce?

- Na pewno nie. Zagłębie było bardzo dobre i pozostawiliśmy duży niedosyt. Gdybyśmy wygrali z Drammen, kto wie co by było dalej. Z Vive walczymy o każdy punkt. Pozostały nam trzy mecze, w których damy z siebie wszystko.

"Kopara" występował w Lubinie ponad 7 lat

W maju zostałeś zawodnikiem drużyny z Kielc. Z Mateuszem Jachlewskim rywalizujecie zarówno o miejsce w klubie i reprezentacji. Znacie się już na tyle dobrze, że wiecie o sobie wszystko?

- Mateusz jest bardzo dobrym szczypiornistą. Ja skupiam się na sobie. Chcę być coraz lepszy, rozwijać się i nie spoglądam na występy innych zawodników.

Z kolei inny twój klubowy kolega Tomasz Rosiński urodził się w Ostrowie, ale na dobrą sprawę nie jest zaliczany do "grupy ostrowskiej". Dyskutowałeś z nim kiedyś na ten temat?

- Wszyscy wiedzą, że "Rosa" urodził się w Ostrowie, a następnie mieszkał w Zabrzu. Nie jest z nami na bilbordzie, ale jeżeli odniesiemy kolejne sukcesy to kto wie czy do nas nie dołączy.

W Kielcach walczysz o najwyższe cele. W finałowym meczu o "dziką kartę" z Rhein-Neckar Löwen spisałeś się bardzo dobrze. Mobilizujesz się w jakiś wyjątkowy sposób na rywali z najwyższej półki?

- Wychodzę z założenia, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Staram się w każdym spotkaniu potwierdzać swoją dyspozycję. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej. Trzeba być skoncentrowanym na tym, co się robi. Nie zawsze wychodzi, ale jeśli zostawiasz serce na parkiecie to wszystko jest w porządku.

Z kolei w meczu z Czechowskimi Niedźwiedziami rzuciłeś bramkę na 30:30. Była to twoja najważniejsza bramka w karierze?

- Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na pewno jedna z ważniejszych. Moje trafienie przybliżyło nas do zwycięstwa, ale wtedy wygrał zespół. W pojedynkę nie udało by nam się wywieźć punktów z Rosji. Teraz mamy 2 więcej i wyższe szanse na awans.

Wspólnie z klubowymi kolegami odwiedzacie przedszkola i opowiadacie dzieciom o piłce ręcznej. Uważasz, że w taki sposób piłka ręczna stanie się bardziej popularna?

- Bardzo lubię brać udział w takich akcjach. Lubię przekazywać swoje doświadczenia. Klub działa prężnie w tej kwestii. Byłem już na trzech takich spotkaniach i wszystkie miło wspominam.

Wychowanek Ostrovii Ostrów zrobił krok do przodu przechodząc do Vive Targów Kielce

Po każdej udanej akcji podnosisz ręce do góry w geście triumfu. Dla skrzydłowego to wielka ulga, że nie zmarnowało się dogodnej sytuacji czy być może, satysfakcja i wiara we własne umiejętności?

- Raczej wiara w swoje możliwości i wielka radość. Każdy lubi zdobywać bramki i ja do tego grona się zaliczam.

Miałeś trzy podejścia do reprezentacji narodowej i może stwierdzić, że do trzech razy sztuka. Po krótkich epizodach w 2007 i 2008 roku, prawdziwą szansę dostałeś pod koniec 2010. Czułeś, że turniej w Gdyni jest twoją życiową szansą na zaistnienie w kadrze?

- Nigdy nie podchodziłem do sprawy w taki sposób. Gra w kadrze jest marzeniem każdego sportowca. Gdy grasz z orzełkiem na piersi dajesz z siebie wszystko. Gdy słyszę Mazurka Dąbrowskiego czuję się niesamowicie. Życzę każdemu, aby doczekał takiej chwili.

Wspólnie ze Sławomirem Szmalem walczycie z czasem, by zdążyć na ME w Serbii. Czy gdybyś musiał ryzykować zdrowiem i nikt by o tym nie wiedział, pojechałbyś na turniej, w którym walka będzie się toczyć o medale Starego Kontynentu i kwalifikacje olimpijskie?

- Zawsze zdrowie jest na pierwszym miejscu. Gdy go nie szanujesz, możesz szybko skończyć karierę. Jeżeli się uda to będę chciał pojechać na mistrzostwa. Muszę wrócić do dawnego stanu i trafić z formą. Mam nadzieję, że w styczniu będę gotowy.

Twoim ulubionym sportowcem jest Lars Christiansen, z którym rywalizowałeś na MŚ w Szwecji. Co ci imponuje w postawie Duńczyka?

- Na pewno jego spokój, doświadczenie i luz. Gdy oddaje rzuty ze skrzydła jest niesamowity. Jest to wspaniały gracz. Powinien być wzorem do naśladowania przez młodych adeptów piłki ręcznej.

Bartłomiej Tomczak znaczy coraz więcej w reprezentacji Polski

Komentarze (0)