Nawet gdyby 25-letni rozgrywający został w Kielcach, miałby prawdopodobnie spore problemy z wywalczeniem sobie miejsca w składzie wicemistrzów Polski. Na jego pozycji występują tam obecnie Grzegorz Tkaczyk i Michał Jurecki, którzy u szkoleniowca Vive mieliby prawdopodobnie wyższe notowania niż "Olo". Teraz przed Pawłem Podsiadło nowe wyzwania i szansa na sprawdzenie się w jednej z najsilniejszych lig świata.
Wojciech Jabłoński: Jak odebrałeś decyzję Bertusa Servaasa o rezygnacji z twoich usług?
Paweł Podsiadło: Na pewno był pewien smutek, gdy się dowiedziałem, że będę musiał opuścić Vive. W końcu w tym klubie spędziłem 12 lat, ale już od pewnego czasu domyślałem się, że nie znajdzie się dla mnie miejsce w drużynie na następny sezon. Dlatego też nie byłem mocno zaskoczony. Do nikogo jednak żalu na pewno nie mam. Z prezesem Servaasem odbyliśmy miłą rozmowę i pożegnaliśmy się jak profesjonaliści. W końcu zawsze chciałem kiedyś spróbować sił zagranicą. Trafiła się oferta z ligi francuskiej, która na pewno jest silniejsza od polskiej. Liczę, że to pozwoli mi dalej podnosić swoje umiejętności.
Jak będziesz wspominał ten ostatni sezon spędzony w Kielcach?
- No cóż, przed meczami finałowymi każdy upatrywał w nas zdobywcę złotego medalu, ale niestety przegraliśmy. W tym finale zabrakło nam trochę gry zespołowej. Nie wyglądało to już tak, jak choćby w finale Pucharu Polski. Płock wyciągnął wnioski po wcześniejszych meczach przegranych z nami, zagrali mądrze, zespołowo, co przełożyło się na ich zwycięstwa w trzech meczach finałowych. W tym sezonie mam nadzieję, że złoto wróci do Kielc, bo na pewno chłopaki zrobią wszystko, żeby je odzyskać. Ogólnie poprzedni sezon będę wspominał dobrze, zabrakło tylko złota.
W jakich okolicznościach trafiłeś do Francji? Miałeś jeszcze jakieś inne oferty?
- Gdy się dowiedziałem, że nie będę grał w Vive, zacząłem poszukiwania nowego klubu. Miałem sporo ofert z ligi polskiej, ale moim celem był wyjazd za granicę. Był jeden temat z Niemiec, ale bardzo kruchy, ponieważ to był okres, gdzie kluby miały pozamykane składy. W międzyczasie zadzwonił do mnie Michał Salami z informacją, że jego klub po awansie do pierwszej ligi potrzebuje wzmocnienia na lewe rozegranie. Przy okazji wyczytał w Internecie, że jestem wolnym zawodnikiem i przedstawił moją osobę trenerowi Selestat. Mój nowy szkoleniowiec obejrzał kilka meczów z moim udziałem w Lidze Mistrzów z poprzedniego sezonu i od razu zaprosił mnie, abym zwiedził miasto, poznał klub od kuchni i odbył dwa treningi. To dało mu możliwość zobaczenia mnie w akcji już na żywo. Trener był bardzo zadowolony z mojej postawy i myślę, że pokazałem się z dobrej strony. Co więcej, klub szukał kogoś z doświadczeniem w europejskich pucharach, a moja osoba te wymagania spełniała. Po tych dwóch dniach spędzonych w Selestat uzgodniliśmy warunki kontraktu i złożyliśmy podpisy. W całej tej transakcji duży udział miał właśnie Michał Salami.
Po tych kilku tygodniach co możesz powiedzieć o ekipie Selestat?
- Mój obecny klub organizacyjnie jest na wysokim poziomie. Selestat jest małym miastem, ok. 20 tys., ale niezwykle malowniczym. Mamy nowoczesną halę na 3 tys. miejsc siedzących. Przed tym sezonem klub pozyskał nowych sponsorów. Oprócz mnie do zespołu dołączyło jeszcze trzech nowych graczy, którzy mają za sobą grę w pierwszej lidze we Francji. Piłka ręczna cieszy się tutaj bardzo dużym zainteresowaniem, do tego stopnia, że mecze z Montpellier i Chambery mamy rozgrywać w położonym 40 km dalej Strasburgu - w hali o pojemności 6 tys. widzów.
Jak przebiega aklimatyzacja w nowym otoczeniu?
- Bez większych problemów. Pierwsze dni po przyjeździe spędziłem u Michała Salamiego. Zresztą bardzo dużo mu zawdzięczam, gdyż pomaga mi w wielu sprawach. Teraz już od mniej więcej trzech tygodni mieszkam we własnym mieszkaniu i czekam na przyjazd żony. Niedługo klub wysyła mnie na kurs języka francuskiego, więc po jakimś czasie będzie mi jeszcze łatwiej. Celem na ten sezon jest utrzymanie się w najwyższej klasie rozrywkowej. Jeżeli się uda, to klub zacznie wzmożone poszukiwania nowych źródeł finansowania, co pozwoliłoby nam walczyć o wyższe cele. Tak więc Selestat ma duże aspiracje i stawia na ciągły rozwój.
- Selestat ma duże aspiracje i stawia na ciągły rozwój - mówi 25-letni szczypiornista
Przygotowania do nowego sezonu jakoś znacząco różniły się od tych, które znasz z ligi polskiej?
- W zasadzie to są podobne do tych, które były w Kielcach. Już na pierwszym treningu zaczynamy ćwiczenia z piłkami. Jest też sporo biegania na stadionie. Tylko ćwiczenia na siłowni są nieco inne. Po ponad miesiącu wspólnych treningów mogę stwierdzić, że najważniejsza jest tutaj obrona. Najwięcej czasu temu poświęcamy i na każdym kroku trener podkreśla jej najistotniejszą rolę we współczesnym handballu.
Jaką rolę będziesz odgrywał w Selestat w tym sezonie? Trener sprecyzował swoje wymagania wobec ciebie?
- Nie, nie było jeszcze konkretnych rozmów. W obronie jestem ustawiany na środku i jak na razie to się sprawdza. W ataku natomiast mam być tym graczem, który ma stanowić zagrożenie rzutem z 10. metra.
Bogdan Wenta zrezygnował z twoich usług w Vive. Myślisz, że możesz jeszcze zagrać z drużynie narodowej?
- Marzeniem każdego sportowca, więc także i moim, jest gra w reprezentacji kraju. Myślę, że nie ma znaczenia, kto gdzie gra. Ja ze swojej strony postaram się prezentować jak najlepiej w nowym klubie. Jeśli moja forma będzie zadowalająca, to mam nadzieję, że trener Wenta zdecyduje się wysłać powołanie. Ale do tego jeszcze jest długa droga. Teraz skupiam się na tym, aby grać jak najlepiej w klubie.
Coraz powszechniejsza staje się dyskusja, czy trener drużyny narodowej powinien łączyć tę funkcję z prowadzeniem ekipy klubowej. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?
- Myślę że nie do mnie należy ocenianie, czy taka praktyka jest słuszna, czy też nie. Są ludzie, którzy się na tym znają, oceniają i do ich kompetencji należy podejmowanie decyzji w tym temacie.
Myślisz, że drzwi do Vive Targów są już dla ciebie zamknięte?
- Ja osobiście chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w Kielcach. Ten klub dla mnie zawsze był, jest i będzie na pierwszym miejscu. Wiadomo, tu się urodziłem, przeszedłem wszystkie szczeble szkolenia i ukształtowałem się jako piłkarz ręczny. Z Vive zdobyłem wszystko, co było do wygrania w Polsce, a także udało nam się wywalczyć historyczny awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów. Nigdy też nie zapomnę atmosfery na meczach, zarówno na ulicy Bocznej, jak i Krakowskiej. Kibice w Kielcach są niesamowici i są zdecydowanie ósmym zawodnikiem. Te chwile zawsze będę wspominał dobrze. Ale to już za mną. Skupiam się na grze w Selestat i czekam, co przyniesie mi życie.
- Chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w Kielcach - wyjawia Paweł Podsiadło