Obecni mistrzowie Polski rozegrali w minioną niedzielę jedno z najgorszych spotkań w ostatnich latach. A na pewno pierwszą połowę. Dlaczego? - Odpowiedź jest prosta - nie gramy razem. Jeśli jesteśmy drużyną, nasza gra wygląda zupełnie inaczej. Było to widać w drugiej połowie w niedzielnym meczu. W pierwszej połowie zdobyliśmy siedem bramek, a w drugiej dziewiętnaście. Jeśli jest spokój i mądrość, stać nas na wiele, co już nieraz udowadnialiśmy - tłumaczy lewy rozgrywający Vive Targów, Michał Jurecki.
Najgorzej w drugim finałowym spotkaniu w kieleckim zespole funkcjonowało rozegranie. Dużo krytycznych słów ze strony kibiców padło miedzy innymi pod adresem Michała Jureckiego. - Nie rzuciłem żadnej bramki, chociaż miałem dobre pozycje. Jednak albo piłka trafiała w słupek, albo na przeszkodzie stawał Marcin Wichary. Po prostu nie wchodziło. Taki jest sport, czasami nie wystarcza wypracować sobie czystej pozycji, trzeba jeszcze pokonać bramkarza - dodaje "Dzidziuś".
Teraz jego zespół czekają dwa wyjazdowe spotkania w Płocku. - Ta porażka nas nie podłamała. Jesteśmy już na tyle doświadczoną drużyną, że po jednym nieudanym meczu nie będziemy mieli problemów z psychiką. Większość z nas ma występy w kadrze, gdzie takie zwroty akcji na dużych turniejach były czymś normalnym. Pojedziemy do Płocka z wiarą, w naszej głowie nie będzie żadnego zwątpienia. To mogę obiecać - kończy Jurecki.