- Francuzi trochę nas zaskoczyli agresywnością, szybkością zdobywania goli. Fakt, byliśmy jacyś zagubieni... W ataku strzelaliśmy na wiwat, w obronie słabo pilnowaliśmy. Ja między słupkami niczego nie odbijałem... Początek znów był do kitu. Ale dzięki temu zgotowaliśmy naszym kibicom kolejny wygrany horror - ocenił Marek Kubiszewski w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Bramkarz Vive Targi Kielce odrzuca opinie, że w drugiej połowie jego drużyna bezpiecznie prowadziła. - Nic z tych rzeczy. Poczułem się w roli zwycięzcy dopiero w 57. minucie, gdy po golu Mariusza Jurasika zrobiło się 29:23. To było coś niesamowitego. Rozluźnienie przyszło samo, poczułem się jak rzymski gladiator, który pokonał w walce na śmierć i życie groźnego tygrysa. Niespełna trzy minuty do końca, prowadzimy sześcioma golami... Nic złego się już nie mogło zdarzyć! Na dobrą sprawę jesteśmy już w kolejnej rundzie rozgrywek - ocenił Kubiszewski.