Nerwowe czekanie z nadzieją na awans. Polki nie dały rady faworytkom

PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Monika Kobylińska (z piłką) w meczu z Czarnogórą
PAP / Marcin Bielecki / Na zdjęciu: Monika Kobylińska (z piłką) w meczu z Czarnogórą

Nie na taki finał meczu reprezentacji Polski z Czarnogórą wszyscy liczyli. Do przerwy jeszcze był remis, słabsza druga połowa zdecydowała o porażce 23:26. Teraz Biało-Czerwone, by awansować, muszą liczyć na korzystny wynik meczu Niemcy - Hiszpania.

Pierwsza bramka padła dopiero w czwartej minucie. Wcześniej obie ekipy prześcigały się w udanych akcjach obronnych. Pierwsza celnie przymierzyła Karolina Kochaniak-Sala. Później worek z golami rozwiązał się na dobre i to Biało-Czerwone hojniej z niego korzystały. Ich akcje były mądrze kreowane, a co ważne skutecznie kończone. Do tego naszych zawodniczek nie zdeprymowały gwizdy fanatycznych bałkańskich kibiców.

To gospodyniom bardziej drżały ręce, bo kilka razy podawały piłkę Polkom bądź gubiły ją. Ich podania często były przecinane przez obrończynie. W 8. minucie na tablicy wyników pojawił się rezultat 5:2. Lepszego początku podopieczne Arne Senstada nie mogły chyba sobie wyobrazić. Było jednak jasne, że liderki w tabeli grupy D w końcu opanują nerwy.

Trochę to jednak trwało, bo dłuższy czas to reprezentacja Polski miała dwa trafienia w zapasie. Później kilka razy dała o sobie znać, bramkarka Marina Rajcić. Do tego Polki zaliczyły dwa z rzędu faule ofensywne. Rozgrywanie piłki też zaczęło im przychodzić z większym trudem i w 19. minucie Czarnogórki po raz pierwszy objęły prowadzenie (8:7).

ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: nagranie wyświetlono ponad 2 mln razy. Co za gest!

Już do syreny kończącej pierwszą połowę trwała wymiana ciosów, z której Biało-Czerwone wychodziły obronną ręką. Swoje dołożyła między słupkami niezawodna Adrianna Płaczek (35 proc. skutecznych obron). Dający awans remis był dobrym prognostykiem na drugie trzydzieści minut.

Tymczasem pierwsze akcje po przerwie, prowadzone przez niezawodną Jovankę Radicević Czarnogórki, zagrały koncertowo. Ich mocna obrona wymusiła na Polkach kilka prostych strat. Kontrowały je bezlitośnie. W takich sytuacjach nawet Płaczek niewiele mogła zdziałać i w 39. minucie zrobiło się już 17:13. Także gra w przewadze nie przynosiła spodziewanych efektów.

Podopieczne Bojany Popović poczynały sobie coraz śmielej. W ich grze widać było coraz większą pewność siebie i luz spowodowany zbudowaną przewagą. A Polki myliły się niestety coraz częściej. Złe podanie, niecelny rzut w czystej pozycji bądź skuteczne obrony Marty Batinović między słupkami były wodą na czarnogórski młyn. Radicević szalała (10/11 skutecznych rzutów).

Trener Senstad w pewnym momencie próbował gry z siedmioma zawodniczkami w polu. Nie pomogło. Jego podopieczne dwa razy z rzędu zgubiły piłkę, co zakończyło się golami Czarnogórek z własnej połowy do pustej bramki. Już chyba tylko niepoprawni optymiści wierzyli, że losy meczu da się jeszcze odwrócić. Wierzyły na pewno polskie szczypiornistki, którym mimo wszystko waleczności wciąż nie można było odmówić.
 
Tego dnia faworyzowana ekipa z Bałkanów była jednak dla Polek zbyt wymagającym rywalem. Mimo porażki nasze zachowały szanse na awans. Muszą jednak czekać na końcowe rozstrzygnięcie ostatniego grupowego meczu Niemcy - Hiszpania (początek 20:30).

ME 2022, 3. kolejka, gr. D:

Polska - Czarnogóra 23:26 (12:12)
Polska:

Płaczek (12/33 - 36 proc.), Maliczkiewicz (0/1), Zima (1/2 - 50 proc.) - Olek 2, Łabuda 2, Kobylińska 6, Balsam, Wiertelak 3, Matuszczyk, Rosiak 2, Nosek 1, Michalak, Kochaniak-Sala 3, Achruk 4

Czarnogóra: Rajcić (4/16 - 25 proc.), Batinović - Radicević 12, Kadović, Jauković 3, Pletikosić, Godec, Bulatović, Popović, Malović 4, Corović, Brnović 2, Alivodić, Raicević 1, Pavicević 4, Grbić

Źródło artykułu: