W Monachium szykuje się ciekawe lato. Wprawdzie Bayern jest już na ostatniej prostej do zdobycia po raz dziesiąty z rzędu mistrzostwa Niemiec i szykuje się właśnie do ćwierćfinałowego starcia z hiszpańskim Villarreal w Lidze Mistrzów, na Saebener Strasse nie jest wcale tak różowo, jak mogłoby się wydawać.
Druga połowa sezonu w wykonaniu mistrza Niemiec jest słaba - jakkolwiek by to nie brzmiało po demolce Salzburga czy przejechaniu się walcem po Unionie Berlin. Bayern stał się podatny na błędy jak nigdy wcześniej, defensywa gra na słowo honoru i gdyby nie kolejna młodość Manuela Neuera, przetasowania w ligowej tabeli nie byłyby wykluczone. Dayot Upamecano przyprawia wszystkich sympatyków bawarskiego klubu o siwe włosy, ciągle popełniając te same błędy, a kolegów regularnie wsadzając na minę.
Tytan wchodzi do gry
- Jest maszyną w obronie. Ale nie mam nic przeciwko, jeśli czasem wykopie piłkę na trzecie piętro. I tak tam nikt teraz nie siedzi. To najprostsze rozwiązanie, które nie wygląda na bardzo sprytne, ale też nie jest zbyt sprytne, gdy Adli strzela w nasz słupek - komentował zachowanie obrońcy trener Bayernu po meczu z Bayerem Leverkusen.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: polski bramkarz jak Lewandowski! Zobacz, co zrobił
Julian Nagelsmann często wydaje się za dużo kombinować z systemem, choć na przytyki Didiego Hamanna wobec jego nadmiernej ofensywnej gry zareagował stanowczo: - To niesprawiedliwe wobec graczy takich jak Gnabry, Coman czy Sane, gdy widzisz, jak ciężko pracują. Może Didi kiedyś uważał się za bardzo ofensywną ósemkę i nie miał ochoty grać w obronie?
Zwycięzców się wprawdzie nie sądzi, ale po raz kolejny wydaje się, że Bayern jest silny tylko dzięki słabości innych, próbuje jechać na zaciągniętym hamulcu. Po raz kolejny rywale mieli idealną okazję, by dokonać detronizacji, a zamiast tego włożyli kij we własne szprychy.
Bayern nie jest ślepy i doskonale widzi, co się dzieje - że przestał odjeżdżać krajowym rywalom. Potrzebne są zmiany. Większe, mniejsze, ale Nagelsmann potrzebuje pomocy oraz wsparcia ze strony szefostwa.
Kahn potrzebował czasu, by oswoić się z pozycją prezesa klubu. Do tej pory pełnił rolę twarzy Bayernu - tu udzielić wywiadu, tam uścisnąć dłoń. Ale widząc, jakie problemy ma ostatnimi czasy dyrektor Hasan Salihamidzić, postanowił osobiście zaangażować się w rozmowy kontraktowe. Z pewnością będzie miał większy dar przekonywania niż Bośniak.
Absolutnym priorytetem jest sprawa przedłużenia kontraktów z Manuelem Neuerem, Thomasem Muellerem i Robertem Lewandowskim. Wszyscy trzej, a już na pewno obaj Niemcy, są gotowi do konkretnych rozmów, ale narzekali na brak jasnego, zdecydowanego sygnału ze strony klubu.
Kahn już zakomunikował, że chce przedłużyć umowy tria na takich samych zasadach, a musi liczyć się z żądaniami podwyżki. I to jak najbardziej uzasadnionymi, bo trudno obecnie wymienić bardziej niezawodnych piłkarzy w kadrze Nagelsmanna. Prezes Bayernu chce też aktywnie uczestniczyć w negocjacjach transferowych wraz z dyrektorem zarządzającym Marco Neppe.
To może oznaczać marginalizację roli Salihamidzicia, którego praca do tej pory nie była szczególnie imponująca. Kahn chce stopniowo wchodzić w buty Ulego Hoenessa. Charyzmy odmówić mu nie można i oby poradził sobie z lepszym skutkiem niż za kierownicą, bo niedawno stracił prawo jazdy.
Konsekwentny Lothar
Reakcja Kahna zbiegła się z serią krytycznych wypowiedzi Lothara Matthaeusa. Były legendarny piłkarz Bayernu i reprezentacji Niemiec, a obecnie ekspert stacji Sky nie szczędził gorzkich słów pod adresem zarządu bawarskiego klubu: - Jeśli do tej pory nie kontaktowałeś się z otoczeniem Lewandowskiego, jest to brak szacunku. To byłoby nie do pomyślenia pod rządami Hoenessa czy Rummenigge. W Bayernie nie ma już relacji międzyludzkich.
Kahn i Salihamidżić szybko skontrowali na łamach "Tagesspiegel". - Lothar interpretuje ostatnio rolę eksperta telewizyjnego jako nagłówkowego w gazecie. Doradzałbym mu, by nie mówił o tematach, o których nie ma pojęcia i nie wie, co dzieje się wewnątrz - kpił Olli. Salihamidżić poszedł nawet o krok dalej: - Co mówi Lothar, nie interesuje mnie w ogóle.
A Matthaeus ciągle sypał sól na ranę: - Jeśli Oliver Kahn mówi, że nie mam wglądu w zakulisowe sprawy, z jednej strony ma rację. Ale jestem w biznesie tak długo, że przeżyłem jedną czy drugą sytuację i mogę mieć własne zdanie na ten temat.
Miejsca na nudę nie ma i zawsze jakaś medialna wojenka prędzej czy później będzie miała miejsce. Lothar jest przynajmniej konsekwentny. Kiedyś Uli Hoeness po krytycznych uwagach powiedział, że dopóki w Bayernie będzie on lub Rummenigge, Matthaeus nie dostanie pracy nawet jako greenkeeper. U Kahna pracuje na podobną deklarację.
Dużo dziur w składzie
Bayern musi być aktywny w nadchodzącym okienku transferowym, ale z drugiej strony już mamy zachowawcze wypowiedzi Salihamidżicia, że wciąż trwa pandemia, więc klubowe finanse mocno podupadły. Gdyby nikt nie wiedział, że chodzi o Bayern, pomyślałby, że chodzi o bundesligowego średniaka. Bo to wcale nie tak, że poduszka finansowa u mistrza Niemiec jest gigantyczna, a Telekom właśnie przedłuża kontrakt do 2026 roku na jeszcze lepszych warunkach i na konto Bayernu popłynie wkrótce rekordowe 200 milionów euro.
Oczywiście, polityka finansowa mistrza Niemiec jest w dużej mierze rozsądna i godna podziwu, ale ciągłe utyskiwanie na wszechobecną sytuację ekonomiczną robi się już żenujące. Zwłaszcza że to właśnie między innymi Salihamidżić wpędził Bayern w problemy, niszcząc strukturę płacową transferem Hernandeza. Błąd nowicjusza i megalomaństwo, wskutek którego oddano potem Alabę i Suele za darmo. O milionach wydanych na Upamecano przez litość nie ma sensu wspominać.
Kahn i spółka mają sporo do przeanalizowania. Najpilniejszego wzmocnienia wymaga naturalnie formacja defensywna - zwłaszcza po odejściu Niklasa Suele. Po tym jak nie wypalił temat Christensena, coraz głośniejsze są plotki o Matthiasie Ginterze. Na jego korzyść działa fakt, że dostępny będzie za darmo. Czy będzie wzmocnieniem, a nie tylko uzupełnieniem składu, to już inna sprawa. Dla Bayernu za darmo to i ocet słodki.
Kandydatura Nico Schlotterbecka jest ciekawa, ale stanowczo za wcześnie dla obrońcy Freiburga na taki ruch. Kwestią otwartą jest także zastępca Neuera. Ulreichowi kończy się kontrakt, więc na horyzoncie pojawiają się plotki o Stefanie Ortedze z Arminii Bielefeld, którego umowa również wygasa, a zwrócił na siebie uwagę bardzo dobrymi występami w ostatnich dwóch sezonach. Ale ta pozycja jest drugorzędna - dopóki Neuer zachowuje zdrowie, będzie grał.
W cieniu wszystkich spekulacji rozgrywa się mały dramat. Przejście Marcela Sabitzera do Bayernu miało być wisienką na torcie i domknięciem lipskiego tryptyku po wcześniejszych transferach Nagelsmanna i Upamecano. Tyle że Austriak wydaje się być jedną z większych pomyłek i niewykluczone, iż już po tym sezonie odejdzie z klubu.
Jego relacje z Nagelsmannem odbiegają od pozytywnych. W Lipsku był u niego kapitanem i najważniejszym człowiekiem na boisku i w szatni, a teraz nie dość, że pełni marginalną rolę, to jeszcze ponoć trener w ogóle z nim nie rozmawia. Intensyfikują się za to rozmowy w sprawie Ryana Gravenbercha z Ajaksu.
Holender mimo bardzo młodego wieku imponuje dynamiką i rozeznaniem w środku pola i byłby niewątpliwie wartością dodaną w składzie Bayernu. Zwłaszcza że wszystko wskazuje na to, iż drogi Bawarczyków i Corentina Tolisso rozejdą się po sezonie.
Najlepiej wygląda sprawa formacji ofensywnej. Wystarczy przedłużyć kontrakty Roberta Lewandowskiego i Serge'a Gnabry'ego. A dodatkowo do Monachium może wrócić z wypożyczenia do Anderlechtu Joshua Zirkzee, który na belgijskich boiskach odzyskał formę. W dłuższej perspektywie Bayern będzie musiał jednak zacząć realnie myśleć o następcy Polaka. I nie będzie to Erling Haaland.
Maciej Iwanow, "Piłka Nożna"