Benjamin Verbić: Ostatnie dni w Ukrainie były jak piekło. Nigdy nie zapomnę Polakom tego gestu

Getty Images / Benjamin Verbić
Getty Images / Benjamin Verbić

Benjamin Verbić, najnowszy nabytek Legii, przyznaje, że obrazy wojenne z Ukrainy zostaną z nim do końca życia. Zawodnik Dynama Kijów do lata będzie grał w Polsce, ale... - Mam nadzieję, że powrót na Ukrainę będzie możliwy - mówi w rozmowie z WP.

Benjamin Verbić spotkał się w środowe popołudnie z grupą dziennikarzy

i opowiadał o wyjeździe z Ukrainy, przyjaźni z , a także kulisach podpisania umowy z

Reprezentant Słowenii stara się skupić na piłce, ale przyznaje też, że jego myśli często uciekają na Ukrainę. Zresztą, nie tylko myśli.

Verbić pomaga ukraińskiej armii, zakupił między innymi drona i kamizelki kuloodporne.

Jest bardzo przywiązany do tego kraju, również dlatego, że jego partnerka jest Ukrainką.

ZOBACZ WIDEO: Reprezentant Polski szuka klubu. Ciekawe propozycje na stole

Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Jak wspominasz ten wyjazd z Ukrainy? Te ostatnie dni były chyba bardzo trudne...
Benjamin Verbić, reprezentant Słowenii, piłkarz Legii: 

Ostatnie dni w Ukrainie były piekłem. Nie wiedzieliśmy, co robić. Tej wojny nikt się nie spodziewał. To znaczy nawet jeśli, to wszyscy uważali, że do Kijowa to nie dotrze. No, ale zaczęły się dziać rzeczy straszne... Pierwszego dnia spakowaliśmy rzeczy do samochodu i czekaliśmy...

Z Kijowa wyjechaliście razem z Tomaszem Kędziorą...

Dokładnie. Tomek jest dla mnie jak brat. Zresztą, nasza przyjaźń zaczęła się dużo wcześniej. Gdy ja przyszedłem do Dynama, on już tam był, znał język. Pomógł mi się zaaklimatyzować. I na końcu też powiedział, że mnie nie zostawi samego w Ukrainie. Dzięki jego pomocy i polskim władzom w końcu udało się wyjechać...

Możesz dokładnie opisać waszą drogę? Ile to trwało?

W sumie nasza podróż z Kijowa do Polski trwała 24 godziny. Z przystankiem we Lwowie. Jechałem moim samochodem, z moją dziewczyną, która jest Ukrainką, i malutkim dzieckiem. Syn skończył wczoraj 7 miesięcy.

Ta podróż nie była łatwa również dlatego, że żona cały czas trzymała go na rękach, na przednim siedzeniu. Poza tym paliwo. Miałem tylko pół baku, bo w Ukrainie można było tankować jednorazowo do 20 litrów. No ale ruszyliśmy, jakoś sobie poradziliśmy na szczęście. Poruszaliśmy się bocznymi drogami, co jakiś czas droga była zamknięta, w sensie były posterunki sprawdzające, kto jedzie. Wyłączyliśmy też naszą lokalizację... Oczywiście na tych wspomnianych posterunkach ludzie z bronią... Ostatecznie dotarliśmy jednak do Lwowa, a stamtąd, z pomocą polskich władz do Polski.

Z Ukrainy docierają wieści, że pomagasz tamtejszej armii, że kupiłeś drony na przykład...

Kupiłem jednego drona. Kosztował 8 tysięcy euro, obecnie bardzo ciężko je dostać. Do tego kupiłem też kamizelki kuloodporne. Pomagam jednak nie tylko ja. Wiem, że Tomek Kędziora i wielu ukraińskich piłkarzy też mocno pomaga.

W Ukrainie została część twojej rodziny. W sensie rodzina dziewczyny.

Tak, oni są w zachodniej części Ukrainy, ale czy można powiedzieć, że tam nic się nie dzieje? No nie, też ludzie są bardzo zdenerwowani, nie wiadomo przecież co będzie dalej. Cały czas jestem też w kontakcie z kolegami z Dynama. Oni nie mogli opuścić kraju, bo wiadomo - przepisy wojenne. Są razem w zachodniej części kraju, próbują trenować...

Wierzysz, że wrócisz jeszcze do Dynama?

Chciałbym. Mam kontrakt do zimy. Wiadomo, że do Legii jestem wypożyczony, po sezonie powinienem wrócić na Ukrainę. Oby to było możliwe.

Kibice Legii woleliby jednak, żebyś został tu dłużej.

Niczego wykluczyć nie można. Wiadomo, to jest futbol. Choć sytuacja jest wyjątkowa. Powiem szczerze, że po wyjeździe z Ukrainy nie mogłem przez tydzień rozmawiać o futbolu. Myśli były gdzie indziej, wiadomo gdzie. Dopiero później uświadomiłem sobie, że muszę wrócić do normalnego funkcjonowania… Ale tamte obrazy zostaną ze mną do końca życia.

Dlaczego Legia?

Tak naprawdę Legia zgłosiła się trochę wcześniej, trzy dni przed wybuchem wojny. Chcieli mnie wypożyczyć, ale porozmawiałem z trenerem Mirceą Lucescu i on oświadczył, że chce, abym został. Postanowiłem więc zostać. No ale potem wiadomo, co się stało. I wtedy Legia znów się zgłosiła...

Kędziora nie miał pretensji, że tu idziesz?

W żartach oczywiście mówił, że nie mogę tego zrobić. Ale to w żartach. Legia jest największym polskim klubem, infrastruktura robi wielkie wrażenie. Byłem nawet zaskoczony, jak wielu ludzi pracuje tu choćby w departamencie mediów. Legia oferuje piłkarzowi wszystko czego ten potrzebuje.

Byłeś na meczu z Termalicą. Jakie wrażenia?

Bardzo dobre. Właśnie tak powinniśmy wyglądać. Atakować, dominować. No i kibice. Mimo tego że klubowi nie idzie, to i tak są na stadionie. Lubię taką atmosferę.

A nie miałeś wątpliwości, czy tu przychodzić? Gdy po raz pierwszy spojrzałeś na tabelę, to Legia była…

Siedemnasta. Ale nie, bo i tak wiem, że to duży klub, znany u mnie, w Słowenii. Mamy też cel wiadomy - Puchar Polski. Chcę tu bardzo pomóc.

Ulubiona pozycja na boisku?

Lewe skrzydło. W Dynamie często grałem też w ataku, ale wolę jednak lewe skrzydło.

Tomasz Kędziora mówił o tobie "nasz Arjen Robben".

Haha. Dobre, ale do Robbena nie mogę się równać. Moim idolem zawsze był Leo Messi.

Najlepszy mecz w karierze do tej pory?

Nikt mi jeszcze nie zadał takiego pytania. Myślę, że z Izraelem, w reprezentacji Słowenii. Wygraliśmy 3:2, a ja strzeliłem dwa gole, w tym zwycięskiego, tuż przed końcem. To było trzy dni po tym jak pokonaliśmy Polskę.

Szczęsny wrócił na tron

Ukraina z dziką kartą na mundial?