Reprezentacja Polski, przegrywając z Węgrami (1:2), znacznie utrudniła swoją sytuację w kontekście awansu na MŚ w Katarze. Biało-Czerwoni stracili prawo do rozstawienia w półfinałach baraży, pierwsze starcie rozegrają na wyjeździe, do tego mogą trafić m.in. na Portugalię czy Włochy.
Kadra Paulo Sousy być może byłaby w lepszym położeniu, gdyby przeciwko Węgrom choćby zremisowała, a to przecież byłoby możliwe, gdyby zagrał Robert Lewandowski. Ten jednak ostatnie spotkanie grupowe eliminacji mistrzostw świata oglądał tylko z ławki rezerwowych. Napastnik Bayernu Monachium nie mógł wejść na boisko, bo nawet nie został zgłoszony do meczowego protokołu.
Nic dziwnego, że po zawodach zarówno na Roberta Lewandowskiego, jak i Paulo Sousę spadła wielka fala krytyki. Teraz okazało się, że palce w absencji snajpera maczał też jego niemiecki pracodawca.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity pocisk! Bramkarz stał jak zamurowany
- Dyskutowaliśmy o tym z drużyną narodową Lewandowskiego. Dla Roberta ważna jest kontrola obciążenia. Ponieważ Choupo (Eric Choupo-Moting - dop. red.) jest na kwarantannie, "Lewy" nie dostanie teraz zbyt wiele odpoczynku. Dobrze, że dostał przerwę w reprezentacji - powiedział Julian Nagelsmann, trener Bayernu Monachium, na konferencji prasowej.
- Gdybym mógł cofnąć czas, zdjąłbym Roberta w Andorze i wystawiłbym w wyjściowym składzie na Węgry - stwierdził w niedzielę wieczór Paulo Sousa, rozmawiając z TVP Sport (czytaj TUTAJ). Publicznie przyznał się do błędu, choć tuż po meczu upierał się, że postąpił słusznie dając wolne Robertowi Lewandowskiemu w ostatnim spotkaniu eliminacji mistrzostw świata 2022.
- Mogę potwierdzić, że przed zgrupowaniem było ustalone, że w przypadku zwycięstwa nad Andorą i zagwarantowaniu sobie baraży nie będę brany pod uwagę na drugi mecz - komentował sam Lewandowski w rozmowie z Mateuszem Borkiem.
Wcześniej "Lewy" wydał za pośrednictwem strony internetowej PZPN-u oświadczenie, które... niewiele wyjaśniło (czytaj TUTAJ).