Mateusz Skwierawski: Szambo wybiło [KOMENTARZ]

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Luquinhas i Giovanni Di Lorenzo
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Luquinhas i Giovanni Di Lorenzo

Gra Legii w pucharach niewiele zmieniła się od momentu, gdy zespół czarował. Różni się w zasadzie jedno - mistrz Polski przestał robić wyniki ponad stan.

W tym artykule dowiesz się o:

Klasy obu drużyn, Legii i SSC Napoli, nie ma nawet co porównywać. Włosi miażdżyli mistrzów Polski pod każdym względem. Piłka tak często była przy nogach graczy Napoli, że gdyby potrafiła mówić, to po 90 minutach byłaby się w stanie dogadać po włosku.

Ale spotkanie legionistów z liderem Serie A (porażka 1:4) pokazało, że największym problemem polskiej drużyny nie jest trener, napięty terminarzy czy prowadzenie się piłkarzy między meczami, a nastawienie graczy do konkretnych spotkań.

W czwartek, przez zdecydowaną większość meczu, to była stara dobra Legia z pucharów z tego sezonu. Jej piłkarze nie grali pięknie, bo nie umieją. Prezentowali się natomiast tak, jak potrafią najlepiej: prosto, ale konsekwentnie. Czyli ostro i zdecydowanie w obronie, agresywnie w odbiorze, zdyscyplinowanie taktycznie. Tak mistrzowie Polski oszukali wcześniej Spartaka Moskwa i Leicester wygrywając po 1:0, czy Slavię Praga w eliminacjach. Legia pokazała, że lepiej czuje się w przeszkadzaniu rywalowi, niż w zmuszaniu przeciwnika do myślenia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Oryginalna akcja zespołu Piotra Zielińskiego

Wystarczy, żeby legionistom po prostu chciało się dwa razy bardziej i udaje się zatrzymać lepsze drużyny. W polskiej lidze tak się nie dzieje, bo to zespół ze stolicy jest w teorii lepszy, co sprawia, że gubi odpowiednie nastawienie. W czwartek drużyna Marka Gołębiewskiego mogła sprawić w Europie kolejną niespodziankę, ale nie udało się przez dwa głupie błędy, które ustawiły mecz. Dwa niepotrzebne faule Josue w polu karnym pozbawiły Legię kolejnych punktów w fazie grupowej i kolejnego pięknego wieczoru w europejskich pucharach.

Może właśnie tego brakuje Legii najbardziej w tym sezonie - wyrachowania i spokoju. Piłkarzom, którzy na własne życzenie zrobili sobie w polskiej ekstraklasie katastrofę i znaleźli się w strefie spadkowej, ale również kierownictwu, które działa po omacku przestawiając nie te figury na szachownicy.

Zatrudnienie Marka Gołębiewskiego, szkoleniowca z trzeciej ligi, nie dało nawet żadnego impulsu drużynie. Legioniści stoją w miejscu, a w ostatnim tygodniu zrobili pół kroku w tył: wyszarpali wygraną z trzecioligowcem w Pucharze Polski (ze Świtem Skolwin 1:0), przegrali zasłużenie w lidze (z Pogonią Szczecin 0:2) i mimo walki, doznali dotkliwej porażki z Napoli (1:4), która może tylko pogłębić dołek, w jaki wpadła drużyna.

Legia przegrała już dwunasty mecz w tym sezonie, w czwartek na pewno za wysoko, ale nie ma to znaczenia. Gra Legii w pucharach niewiele zmieniła się od momentu, gdy zespół czarował. Różni się w zasadzie tylko jedno - mistrz Polski przestał robić wyniki ponad stan, szambo długo się zbierało, aż w końcu wybiło i problemy klubu wypłynęły na powierzchnię. Na razie brakuje chętnych do sprzątania.

Źródło artykułu: