Jagiellonia Białystok zremisowała 1:1 (1:1) z Radomiakiem w meczu 11. kolejki PKO Ekstraklasy. To pozwoliło jej przedłużyć serię spotkań bez porażki, która obecnie zatrzymała się na trzech. Niemniej po ostatnim gwizdku sędziego trener Ireneusz Mamrot nie miał wielu powodów do radości.
- Zaczęliśmy od dobrego operowania piłką, lecz później za mało się przy niej utrzymywaliśmy. Po jednym czy dwóch podaniach następowała strata, a w ten sposób trudno przygotować sobie sytuacje do oddania strzału albo zagrania w boczny sektor boiska. Z biegiem czasu wkradła się za duża nerwowość, złymi zagraniami napędzaliśmy przeciwnika. Strzeliliśmy bramkę po ładnej akcji, ale chwilę później był ten rzut karny - oceniał 50-latek podczas konferencji prasowej.
Warto zauważyć, że "jedenastka" podyktowana przez sędziego Jarosława Przybyła mocno wzburzyła kibiców i piłkarzy Jagiellonii. Mamrot nie chciał jednak jej jednoznacznie komentować. - Nie wiem, nie widziałem tego jeszcze na wideo. Z ławki rezerwowych wyglądało, że ręka była blisko ciała i to na pewno nie była groźna sytuacja - powiedział.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!
Jagiellonia w meczu z Radomiakiem wypadła bardzo przeciętnie i poza pojedynczymi zrywami trudno było znaleźć w jej grze jakieś pozytywy. - Druga połowa była dużo lepsza w naszym wykonaniu niż pierwsza. Było dużo strzałów na bramkę i przy lepszej precyzji mogliśmy pokusić się o bramkę - zaskoczył jednak Mamrot.
- Do poprawy są stałe fragmenty oraz same dośrodkowania. To jest klucz, a wiele piłek dziś nie przeszło nawet pierwszego zawodnika albo były za krótko zagrywane. To niewątpliwie jest nasz mankament. Są bowiem takie mecze, w których można przechylić tym szalę zwycięstwa na swoją stronę - dodał na zakończenie szkoleniowiec białostoczan.
Trener Radomiaka miał pretensje do sędziego po meczu z Jagiellonią