- Nie życzyłbym tego najgorszemu wrogowi - powiedział Billy Hood telewizji Sky.
24-latek aktualnie walczy o swoje życie. Grozi mu 25 lat w arabskim więzieniu.
- Staramy się wierzyć, że to nie będzie 25 lat. To szalone. Nie pojawiłby się w domu przed 50. urodzinami. Jego babcia ma 86 lat. Nigdy więcej by go już nie zobaczyła. Czy ja go jeszcze zobaczę? Nie wiem... - mówiła zrozpaczona matka mężczyzny.
Palacz czy przemytnik?
Billy Hood do Dubaju udał się w 2020 roku. Miał tam pracować jako trener piłkarski. Wcześniej, półprofesjonalnie, grał w piłkę nożną w swojej ojczyźnie. Dubaj miał być dla niego szansą. Okazał się najgorszym przekleństwem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!
Cały dramat mężczyzny rozpoczął się podczas kontroli jego samochodu przez miejscową policję. W aucie Hooda znaleziono cztery olejki CBD do e-papierosów. CBD to jeden ze związków organicznych występujących w konopiach. W przeciwieństwie do THC, czyli klasycznej marihuany, nie ma właściwości psychoaktywnych. CBD można legalnie nabyć i posiadać w wielu krajach Europy, jak choćby Wielka Brytania czy Polska.
Ale nie w świecie arabskim.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich panuje bardzo surowe prawo antynarkotykowe. Po wykryciu substancji w aucie Hooda został on natychmiastowo zatrzymany. Jego bliscy o wszystkim dowiedzieli się jednak znacznie później.
- Billy nie pojawił się w pracy, co było dziwne - mówił szef mężczyzny cytowany przez "Daily Mail". W końcu zmartwiony udał się na komisariat zgłosić zaginięcie swojego pracownika. "Wiemy, gdzie on jest, nie możemy udzielić więcej informacji" - usłyszał zaskoczony od miejscowych policjantów.
Proces błyskawiczny
- Wymuszone zeznania są powszechne w Dubaju - przyznała Radha Stirling, dyrektor generalna organizacji Detained in Dubai, która pomaga cudzoziemcom aresztowanym w Dubaju.
Przekonał się o tym także Hood.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich jakikolwiek związek z narkotykami grozi bardzo poważnymi konsekwencjami. Za handel można zostać skazanym nawet na karę śmierci. Posiadanie - nawet najmniejszych ilości - to gwarantowane kilka lat odsiadki.
Za co oficjalnie skazany został Hood? Trudno powiedzieć, został bowiem zmuszony do podpisania zeznań, których nawet nie rozumiał.
Jak relacjonują angielskie media, Hood został początkowo zamknięty w celi wraz z 30 innymi mężczyznami, gdzie otrzymywał jedynie chleb oraz nieco wody. Warunkiem opuszczenia tego miejsca było podpisanie przez niego dokumentu. By go do tego przekonać, stosowano głównie argumenty siły - bicie było na porządku dziennym. Dokument sporządzony był oczywiście w języku arabskim, a mężczyźnie rzecz jasna nie przysługiwał tłumacz.
Gdy w końcu Hood się ugiął i złożył wymagany podpis, to o zwolnieniu z aresztu nie było jednak mowy. Został przeniesiony do izolatki, gdzie spędził 14 dni bez żadnych środków higienicznych. Jedynym ludzkim odruchem Arabów po złożeniu wymaganego podpisu było zezwolenie Billy'emu na kontakt z bliskimi. To właśnie wówczas dowiedzieli się oni o jego sytuacji.
Jedyne, co w przypadku Billy'ego odbyło się naprawdę ekspresowo, to proces. Rozprawa trwała zaledwie 15 minut. Hood został skazany na 25 lat więzienia. Przez skazaniem na 27 lat uchronił go fakt, że w jego organizmie nie wykryto żadnych zakazanych substancji.
Warunki rodem z II wojny światowej
Przypadek Billy'ego Hooda nie jest niczym wyjątkowym. W Polsce głośno było swego czasu o Arturze Ligęsce, polskim trenerze personalnym, który także wyjechał do pracy do Dubaju.
Mężczyzna przez pół roku pracował tak, jak sobie to zaplanował. W tym czasie blisko zaprzyjaźnił się z synem szejka, którego sam nazywał "Aniołem". Wszystko było w porządku, póki Polak nie zdecydował się opuścić kraju. Wtedy właśnie zaczęło się piekło. By go zatrzymać przy sobie "Anioł" zorganizował jego aresztowanie. Oficjalnym powodem, podobnie jak w przypadku Hooda, było posiadanie śladowych ilości narkotyków.
W arabskim więzieniu Ligęska spędził 13 miesięcy. Jak sam relacjonował, to było piekło na ziemi.
- Działy się tam okrucieństwa, o których czytamy w książkach opisujących II wojnę światową. Widziałem wszystko. Byłem też gwałcony. Nie przez współwięźniów, bo byłem izolowany, ale przez oficerów. Widziałem śmierć. To była egzekucja podejrzanego o terroryzm. Widziałem tortury... potworności. Jedyna różnica między miejscem, w którym byłem, a obozami koncentracyjnymi jest taka, że nas nie gazowano - mówił w programie "Dzień Dobry TVN".
Polaka udało się stamtąd wyrwać dzięki zaangażowaniu polskich polityków, którzy wysyłali pisma do władz ZEA. Ostatecznie o jego zwolnieniu zadecydowała interwencja następcy tronu - Muhammada ibn Zajida Al Nahajjana.
"Nie chcę już mieć nadziei"
Teraz o szczęśliwy koniec walczą także bliscy Hooda. - Naszą jedyną nadzieją jest, że ktoś w rządzie wkroczy do akcji. Wszystko jest zależne od nich, my nic nie możemy zrobić - powiedziała Breda Hood, matka Billy'ego.
Rodzina przetrzymywanego w Dubaju mężczyzny zorganizowała już m.in. protest przed brytyjskim parlamentem, by wywrzeć presję na rządzących. Na stronie GoFundMe została także zorganizowana zbiórka mająca sfinansować pomoc prawną dla mężczyzny. Na razie zebrano 17 tysięcy funtów. Petycja online ws. zwolnienia Billy'ego została natomiast podpisana niemal 9 tysięcy razy.
Na wtorek planowane jest rozpatrzenie apelacji w jego sprawie.
- Po tym, jak się potoczyły wszystkie sprawy, nie chcę mieć już nadziei. Gdyby jednak Billy wyszedł w przyszłym tygodniu, byłoby to dla mnie jak wszystkie święta na raz - stwierdziła matka chłopaka.
Czytaj także:
- Dziekanowski o Sousie. "PR-owe zagrywki, które mają przykryć niedociągnięcia"
- Gorąco po meczu Legia - Lech. Piłkarze chcieli się bić