Franciszek Smuda o Paulo Sousie: O jedno można mieć do niego pretensje

PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Franciszek Smuda
PAP / Maciej Kulczyński / Na zdjęciu: Franciszek Smuda

- Nie lubię krytykować kolegów po fachu, ale o jedną rzecz można mieć pretensje - mówi Franciszek Smuda. Były selekcjoner kadry wierzy w szczęśliwy finał eliminacji MŚ, jednak stawia też zarzut Paulo Sousie.

"Franz" prowadził Biało-Czerwonych w latach 2009-2012, m. in. podczas finałów mistrzostw Europy rozgrywanych na stadionach w Polsce i Ukrainie. Nasz zespół narodowy wywalczył wówczas dwa punkty w pierwszej fazie (za remisy z Grecją oraz Rosją) i nie wyszedł z grupy.

73-latek to również były szkoleniowiec m. in. Widzewa Łódź, Wisły Kraków, Legii Warszawa i Lecha Poznań. Dziś prowadzi beniaminka IV ligi małopolskiej, Wieczystą Kraków.

Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Mecz z Albanią będzie dla nas najważniejszy od lat?

Franciszek Smuda: Nie, ja bym do tego tak nie podchodził. Spotkania reprezentacji zawsze są najważniejsze - obojętnie czy towarzyskie, czy o punkty. Gdy sam byłem selekcjonerem i rozegraliśmy dobry mecz z Meksykiem (remis 1:1), który wtedy był mistrzem swojego kontynentu, niektórzy mi wmawiali, że to nieistotne, bo nie było stawki. A ja powtarzam, że nie ma w kadrze spotkań, które się nie liczą. Nawet gdy wychodzisz na San Marino, powinieneś mieć podejście takie, jakby to był najmocniejszy rywal.

ZOBACZ WIDEO: Prezes PZPN zabrał głos ws. nieobecności Paulo Sousy podczas meczów PKO Ekstraklasy


Ale gdy nie grasz o punkty, to porażka siłą rzeczy aż tyle nie kosztuje.

To dlaczego mnie po sparingach krytykowali? Ja to przeżyłem i wiem swoje.

Kończą się powoli eliminacje do mundialu i w Tiranie stawka będzie naprawdę ogromna.

A czy wcześniejsze starcia z Anglią, czy to domowe z Albańczykami nie były o wszystko? One miały dokładnie takie samo znaczenie. Jeśli nie wygramy w Tiranie, a potem nie pojedziemy na mundial, to nie tylko z powodu wyniku najbliższego meczu. Wcześniej też nie wszystko szło tak, jak chcieliśmy. Przegraliśmy z Anglikami na Wembley, zremisowaliśmy w Budapeszcie z Węgrami...

Którego z tych spotkań bardziej pan żałuje?

Zdobyliśmy punkt, a tak naprawdę w obu przypadkach mogliśmy wygrać. Nawet u siebie z Anglikami, mimo uratowania remisu w końcówce, mogliśmy zwyciężyć. Nie lubię krytykować kolegów po fachu i nie będę mówił, którego z tych meczów bardziej żałuję. To niełatwa praca, ale jest jedna rzecz, o którą można mieć dzisiaj pretensje. Kadra gra co mecz w innym składzie. Tu nie ma stabilizacji, a gdy jej nie ma, trudno zbudować silną drużynę i walczyć o najwyższe cele.

To nasz główny problem za kadencji Paulo Sousy?

Ja to widzę nawet u siebie w Wieczystej Kraków, a więc w niższej klasie rozgrywkowej. Gdy nie stworzysz w zespole stabilizacji, nie masz co liczyć na serie zwycięstw.

Nasi piłkarze wytrzymają obciążenie psychiczne w Tiranie? Mecze o wszystko nigdy nie były mocną stroną Polaków.

Bez przesady. Mamy na tyle doświadczoną reprezentację i tylu dobrych piłkarzy, grających na co dzień w mocnych europejskich klubach, że jesteśmy w stanie z taką Albanią wygrać.

A co ze świadomością, że porażka zniweczy nam całe eliminacje?

Zawodnicy, których mamy w składzie, są w stanie wytrzymać znacznie większe obciążenia.

Skoro tak, to pana zdaniem zagramy tam otwarty futbol?

Gdyby mnie Paulo Sousa kiedykolwiek trenował jako zawodnika, wiedziałbym, co może wymyślić i jak się w tej sytuacji zachowa. Jednak nigdy się w takich rolach nie spotkaliśmy, więc trudno mi powiedzieć. Ja bym walczył o zwycięstwo z takim samym nastawieniem jak w Warszawie.

Ale przecież Albańczycy spychali nas wtedy do defensywy.

Mieli przewagę, momentami wyglądali lepiej piłkarsko, mimo to nie popadajmy w skrajności. Stać nas na zwycięstwo na ich terenie.

Czyli o udział w barażach nie powinniśmy się obawiać?

Już przed eliminacjami wszyscy przewidywali, że to my i Anglicy będziemy się bić o dwa pierwsze miejsca. Teraz Anglia jest już poza zasięgiem, więc zostaje walka o baraże. Szkoda że przegraliśmy na Wembley. Przy lepszym wyniku moglibyśmy mieć nawet większe ambicje.

Cieszy się pan, że sam już nie musi tych nerwów przeżywać?

Nigdy mi to nie sprawiało kłopotu. Lepiej jest być na świeczniku niż w ogonie. Adrenalina w zawodzie trenera to coś pięknego. Zawsze chciałem walczyć o najwyższe cele. Dziś mam je tylko w Pucharze Polski, gdzie wciąż jesteśmy z Wieczystą w grze. Na co dzień tego nie ma, ale dobrze, że są w piłce tacy ludzie jak w Krakowie, którzy chcą coś budować na przyszłość.

Czytaj także:
"Ale będzie dobrze?" Pytał w karetce 15 razy. Prawda była dramatyczna
To może być rewolucja! Kryptowaluty wkraczają do świata sportu, szlak przeciera Lionel Messi

Źródło artykułu: