Zaskakujacy wniosek po meczach z San Marino, Albanią i Anglią. To napawa optymizmem

Getty Images / Na zdjęciu: Jan Bednarek
Getty Images / Na zdjęciu: Jan Bednarek

Reprezentacja Polski to drużyna paradoksów. Lewandowski i spółka męczą się z europejskimi słabeuszami, by za chwilę grać jak równy równym z wicemistrzem Europy.

Siedem punktów w trzech meczach reprezentacji Polski jesienią to bardzo przyzwoity bilans. Paulo Sousa w najlepszy możliwy sposób uciszył spekulacje na temat potencjalnego następny na stanowisku selekcjonera. O ile z Albanią i San Marino liczyliśmy na komplet, to z Anglią każdy chyba liczył się z możliwością porażki i to zdecydowanej. Reprezentacja Polski pokazała w tych meczach, że lepiej czuje się, gdy nie uchodzi za faworyta.

"Jeśli nie wiesz, co zrobić z piłką, oddaj ją przeciwnikowi, niech on się martwi" – powiedział dawno temu pomocnik reprezentacji Kazimierza Górskiego, Lesław Ćmikiewicz. I sporo to mówi o grze naszej kadry. Nie tylko obecnie, ale na przestrzeni dekad. Z rywalami średnimi, gdy musimy prowadzić grę, mamy problemy. Z drużynami mocnymi potrafimy wyszarpać solidny wynik. Najpierw podczas EURO 2020 był remis z Hiszpanią, teraz remis z Anglią.

Nie umiemy prowadzić gry

W obu przypadkach musieliśmy odrabiać straty i to się udało, podobnie zresztą jak ze Szwecją, choć tam już było bez happy endu. Polacy w trudnych chwilach dzięki niezwykłej determinacji są w stanie ugrać naprawdę sporo. Zresztą, gdyby zobaczyć całą kadencję Paulo Sousy, Polacy specjalizują się w odrabianiu strat. Odrabialiśmy dwukrotnie z Węgrami (najpierw dwie bramki, potem jedną), z Anglią na Wembley (ostatecznie przegrany), dwukrotnie z Islandią, we wszystkich meczach na EURO 2020 i teraz.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko

Mecz z Anglią był zupełnie odmienny od spotkania z Albanią. Tam oczywiście uzyskaliśmy świetny wynik, 4:1, ale gra była daleka od oczekiwań. Mieliśmy problem z prowadzeniem gry, rywale byli lepsi w grze jeden na jednego, mieli więcej sytuacji. A my strzelaliśmy bramki.

Stać nas więc na ambicjonalne zrywy, ale brakuje nam umiejętności prowadzenia gry. Dlatego na przykład statystyka z Anglią jest dla nas bardzo dobra. Oddaliśmy 11 strzałów, w tym 4 celne, Rywale 13 strzałów, ale zaledwie dwa celne. Z kolei z Albanią, gdzie powinniśmy prowadzić grę, oddaliśmy inicjatywę rywalom. My strzelaliśmy 6 razy, Albańczycy dwa razy więcej. W strzałach celnych był remis, ale to my mieliśmy stuprocentową skuteczność.

Mecz z Anglią zaburzył więc nieco - w sumie na całe szczęście - obraz naszej gry. Okazuje się, że nie musimy położyć się przed rywalem z najwyższej półki i czekać na egzekucję. Na pewno podczas tych eliminacji pojawił się problem linii defensywnej, na zbyt wiele pozwalaliśmy nie tylko Albanii, ale nawet San Marino. To najsłabsza reprezentacja Europy, który kilka razy dochodziła do okazji strzeleckich w meczu z Polską. Wygląda na to, że nasi zlekceważyli nieco rywala. Jedyny przeciwnik, w meczu, z którym San Marino strzelało częściej, to Andora. 17 straconych goli w 9 meczach to zły wynik. Mimo 26 strzelonych.

Długo nie było stabilizacji w tej formacji, początkowo Sousa rotował mocno w obronie. W meczu z Węgrami brakowało lidera formacji, ale szybko Portugalczyk zrozumiał, że Polska nie jest na dziś w stanie grać bez Kamila Glika. Dlatego od drugiego meczu Glik jest właściwie w każdym meczu poza San Marino, gdzie mógł odpocząć. Podstawą w defensywie u Sousy jest duet Glik – Jan Bednarek, czyli metodą prób i błędów Portugalczyk doszedł do tego, co wiedzieli od dawna wszyscy kibice.

Wracając do gry w ofensywie, wygląda na to, że po optymistycznych zapowiedziach, Paulo Sousa zrozumiał, że Polska nigdy nie będzie prowadzić gry, dominować. Nasi zawodnicy nie mają ku temu umiejętności technicznych, nie operują swobodnie piłką jak Portugalczycy czy Holendrzy. To się nie zmieniło od dekad i to nie zmieni się z dnia na dzień. To kwestia sposobu treningu od dziecka, a nie strategii na najbliższy mecz. Przy naszych wszystkich ograniczeniach potrafimy jednak być skuteczni.

Lewandowski jak u Nawałki

Na pewno u Sousy odżył Robert Lewandowski. W 9 meczach u Sousy ma 9 goli i 4 asysty. Wcześniej, u Jerzego Brzęczka, w 18 spotkaniach strzelił 8 goli i zaliczył 6 asyst. Dla porównania za kadencji Adama Nawałki, w 40 spotkaniach zdobył 37 goli i zaliczył 8 asyst. Sousa, podobnie jak Nawałka, wie, jak wykorzystać Lewandowskiego, jak uczynić go centralną postacią zespołu. I ten się odwdzięcza.

Na jednego z liderów kadry powoli wyrasta Jakub Moder. Młody pomocnik Brighton and Hove Albion w trzech ostatnich meczach kadry miał udział w 5 z 12 bramek dla naszej drużyny. Zawodnik ten nie tylko dał decydujące podania tuż przed asystą, dwa w meczu z Albanią i tyle samo z San Marino, ale też popisał się kapitalnym zwodem w meczu z Anglią, gdzie w stylu Thiago Alcantary zgubił na niewielkiej powierzchni Kyle'a Walkera. Znowu Moder udowodnił, że nie boi się rywali z najwyższej półki. Podobnym zwodem rozpoczął akcję bramkową w meczu z Hiszpanią podczas EURO 2020.

Co ciekawe, Moder nie dał się zdominować w środku Grzegorzowi Krychowiakowi. Wcześniej był to problem Piotra Zielińskiego, który gasł często przy dominującej osobowości "Krychy". Jest to coś, o czym wspominał jego trener z juniorów Warty Poznań. Modera nikt nie chce dominować, każdy chce z nim współpracować. A więc Moder spokojnie współpracuje z naszym defensywnym pomocnikiem, nie prowadzi gry, ale jest cały czas "pod grą", wychodzi do piłki, bierze udział w rozegraniu akcji, przyspiesza w odpowiednim momencie czy to zwodem, czy precyzyjnym podaniem. Tego zawodnika brakowało poprzednim selekcjonerom. Oczywiście zaliczył też błąd przy bramce dla Anglików, ale "odrobił straty".

Polacy przełamują ograniczenia

Zresztą kapitalnie zagrał też Krychowiak, zwłaszcza w odbiorze. Znowu przypominał samego siebie z najlepszych czasów, gdy był kluczowym graczem u Adama Nawałki. Krychowiak górował nad Anglikami w walce fizycznej, świetnie się ustawiał, likwidował zagrożenie. I nawet typowa dla niego głupia żółta kartka nie zmienia odbioru spotkania.

Zresztą w meczu z Anglią wielu naszych zawodników złamało swoje ograniczenia. Tymoteusz Puchacz kilka razy fajnie zagrał jeden na jednego, dwukrotnie pozbył się rywala tzw. chopem, czyli charakterystycznym dla Cristiano Ronaldo cięciem zewnętrzną nogą do środka. Wcześniej ten sam zawodnik miał problem z prostym dryblingiem w okolicach pola karnego rywali.

Świetnie w obronie grał Kamil Jóźwiak, choć do tej pory gra defensywna była jego piętą achillesową. Bardzo solidnie w defensywie spisywał się Paweł Dawidowicz, choć było sporo wątpliwości, czy poradzi sobie ze świetnymi technicznie i bardzo szybkimi rywalami.

Dzięki remisowi z Anglią zupełnie inaczej patrzymy dziś na pracę Portugalczyka. Biorąc pod uwagę potężne problemy kadrowe, z którymi się zmagał w ostatnim czasie, pod względem wyników poradził sobie lepiej niż dobrze. Najważniejsza weryfikacja nastąpi jednak w najbliższych miesiącach. W październiku zmierzymy się z Albanią w Tiranie, a w listopadzie u siebie z Węgrami.

Czytaj także:
- To spodoba się Polakom. Wyliczono szanse Biało-Czerwonych
- John Stones chwalony przez angielskie media. "Radził sobie z Lewandowskim"

Źródło artykułu: