Urodził się na Ukrainie, ale obecnie mógłby grać tylko dla Polski. W wieku 23 lat przeszedł z Legionovii Legionowo do Jagiellonii Białystok, by zadebiutować w PKO Ekstraklasie. Wbrew pozorom nie jest to kolejny tekst o Tarasie Romanczuku, ale historia Andrzeja Trubehy.
Na pierwszy rzut oka losy blisko 24-letniego napastnika mogą wydawać się niemal identyczne jak te, przez które przeszedł kapitan zespołu z Podlasia. - Raczej nie miało to znaczenia dla mojego wyboru, ale jest to fajna i ciekawa historia związana z tymi podobieństwami - nie kryje Trubeha w wypowiedzi dla WP SportoweFakty.
Chciała go Legia, przekonał Mamrot
Trubeha przeszedł do Jagiellonii w letnim oknie transferowym. Miał za sobą świetny sezon w Legionovii, dla której strzelił 19 goli w III lidze i zaliczył kilkanaście asyst. Kiedy nie zdecydował się przedłużyć wygasającego kontraktu, to chętnych na jego usługi nie brakowało. - Po dobrym dobrym sezonie zawsze znajdzie się jakaś oferta. Tym razem było ich dość sporo - nie kryje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie miało prawa udać. A jednak! Kapitalna "solówka" piłkarki
Nazwisko Trubehy pojawiało się w kontekście wzmocnienia kilku klubów PKO Ekstraklasy i Fortuna I ligi. Wśród nich największe wrażenie wydawała się robić propozycja Legii Warszawa. - Tak, była oferta z Legii. Były to jednak tylko jakieś takie wstępne deklaracje i rozmowy - potwierdza piłkarz, dla którego bardziej przekonujący okazali się białostoczanie.
- Trener Ireneusz Mamrot zadzwonił do mnie i przedstawił jasno jak to wszystko wygląda w klubie. Bardzo mi się spodobało właśnie to, że osobiście się ze mną skontaktował i wszystko mi nakreślił. Myślę, że to właśnie zaważyło na ostatecznym wyborze Jagiellonii - dodaje.
Z Ukrainy do Polski
Droga Trubehy do Ekstraklasy była niezwykle kręta. Jako nastolatek pokazał się z niezłej strony w juniorach Stali Rzeszów i dzięki temu trafił do Górnika Zabrze, ale grał tylko w jego trzecioligowych rezerwach. Niby szło mu dobrze, ale w pierwszej drużynie szansy nie dostał. Dlatego też odszedł do Stali Stalowa Wola, lecz tam było w kratkę. Podobnie później w KKS-ie 1925 Kalisz. Dopiero w Legionovii zyskał zaufanie, którego wcześniej nikt nie okazał mu w stu procentach i pokazał pełnię swoich umiejętności.
Z karierą Trubehy jest trochę jak w życiu. Tu też musiał o pewne rzeczy zawalczyć. - Do szóstego roku życia mieszkałem na Ukrainie z dziadkami. Moja mama przeprowadziła się do Polski trochę wcześniej, tu właśnie pracowała. Pewnego razu rozmawiałem z nią, chciałem tu przyjechać i tak też się stało - opowiada.
Chociaż urodził się w ukraińskim Jaworowie, to obecnie mógłby grać tylko dla Polski. - Do czternastego roku życia miałem obywatelstwo ukraińskie, ale później musiałem się go zrzec. Dziś mam tylko polskie - dodaje.
"Zobaczymy, co pokaże czas"
W Jagiellonii Trubeha ma zastąpić Jakova Puljicia, który w poprzednim sezonie strzelił 11 goli i został sprzedany na Węgry. Kibice nie są przekonani czy jego umiejętności są wystarczające, by wypełnić tą lukę. Mamrot nie ma jednak wątpliwości. - Uważam, że z tego zawodnika będziemy mieli korzyści. Z tygodnia na tydzień wygląda coraz lepiej - powiedział podczas konferencji prasowej przed meczem z Lechią Gdańsk (sobota 24 lipca o godz. 17:30).
W tym przypadku jego historia może już przypominać tą Łukasza Sekulskiego, który przed kilkoma laty również trafił do Jagiellonii po strzeleniu kilkunastu goli w niższej lidze. Wówczas również wiele osób nie było przekonanych do tego ruchu, zresztą początkowo nie szło mu najlepiej, ale ostatecznie zdołał wypromować się do rosyjskiej . - Nie stawiam sobie żadnych podobnych celów na ten moment. Chciałbym po prostu w treningu pokazywać maksimum siebie i później to samo robić w meczach. Zobaczymy, co pokaże czas - komentuje Trubeha.
- Myślę, że w pierwszych meczach tym najtrudniejszym czynnikiem będzie brak doświadczenia. Nie mam go za dużo i to może być ta główna bolączka. Chociaż może to złe słowo, zbyt mocne. Na pewno będę dawał z siebie wszystko, a jak to będzie ostatecznie wyglądać pokaże boisko - kończy.
[b]
[/b]