Wisła Kraków - Cracovia Kraków 2:1 (wypowiedzi pomeczowe)

Po 175. Wielkich Derbach Krakowa uśmiechy po raz kolejny zawitały na twarzach piłkarzy Wisły, choć i podopieczni Stefana Majewskiego nie mają się czego wstydzić. - Wracamy do domu z podniesioną głową - powiedział strzelec gola dla Pasów Przemysław Kulig.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Polczak (Cracovia Kraków): - Strzelona bramka dodała nam wiatru w żagle i myśleliśmy, że powalczymy tu jeszcze o korzystny wynik. Czuliśmy, że możemy wywieźć z Reymonta choć remis, niestety nie udało się. Bramki padały z niczego. Staraliśmy się atakować, ale Wisła przeprowadziła nieoczekiwanie dwie akcje, po których Paweł Brożek strzelił dwa gole. Miała w zasadzie tylko te dwie sytuacje, no i niestety udało im się. Nie chciałbym oceniać, kto zawinił przy straconych bramkach. Ważne, że dało się dziś poczuć atmosferę derbów, bo przecież znakomity doping był w zasadzie z obu stron.

Przemysław Kulig (Cracovia Kraków): - Gdy strzelałem na 1:1, widziałem, że bramkarz jest wysunięty, dlatego celowo uderzyłem wzdłuż bramki i udało się zdobyć pięknego gola. Od dawna zresztą trenuję strzały na treningu, bo uważam, że tylko ciężką pracą można coś osiągnąć. Szkoda, że przegraliśmy, bo zagraliśmy niezłe spotkanie i zasłużyliśmy na jeden punkt. Wisła to bardzo dobry zespół i nie można sobie w meczu z nią pozwalać na takie błędy, które my popełniliśmy. Zresztą oba skończyły się bramkami. Do domów wracamy jednak z podniesioną głową. Nie ma się czego wstydzić, bo zagraliśmy całkiem dobre spotkanie. Graliśmy przecież otwarty futbol z najlepszym zespołem Polski.

Marcin Baszczyński (Wisła Kraków): - Straciliśmy dziś przypadkową bramkę, której stracić nie powinniśmy. Dobrze, że potrafiliśmy się jednak jeszcze zmobilizować i ostatecznie zdobyć zwycięskiego gola. Czy na naszą postawę miało wpływ to, że już w sobotę zdobyliśmy mistrza? Absolutnie nie. To były derby i każdy wiedział, że musi dać z siebie wszystko. Wiedzieliśmy doskonale, że gramy o prymat w Krakowie. No i udało się. Odkąd ja jestem w Wiśle, nie się pod tym względem nie zmienia.

Mariusz Pawełek (Wisła Kraków): - Przyznaję, przy straconej bramce mogłem postąpić inaczej. Chciałem wyjść i pomóc, jednak okazało się, że nie zdążyłbym do tej piłki. Zabrakło mi pół kroku i na pewno mam swój udział przy golu Cracovii. Stracona bramka nie podłamała nas. Wręcz przeciwnie: wyzwoliła w nas swego rodzaju piłkarską złość i dzięki temu mogliśmy cieszyć się najpierw z gola Pawła na 2:1, a potem ze zwycięstwa. Cieszy nie tylko zwycięstwo, ale też to, że zagraliśmy agresywniej niż zwykle i mieliśmy momenty naprawdę dobrej gry. Mogliśmy jeszcze pokusić się o strzelenie jednego gola.