Zbigniew Boniek skierował sprawę do sądu przeciwko "Gazecie Polskiej" i jej dziennikarzowi Piotrowi Nisztorowi w 2020 roku po serii nieprzychylnych dla siebie publikacji.
Pierwszą sądową "bitwę" wygrał 2 września, a sąd zakazał pozwanym publikowania informacji na jego temat przez rok. Nisztor był tym faktem oburzony.
- To moja pierwsza taka sytuacja w ponad 15-letniej karierze dziennikarskiej - napisał w mediach społecznościowych dodając, że decyzja jest dla niego skandaliczna.
ZOBACZ WIDEO: Arkadiusz Milik zmieni klub po Euro? "Jest to klub, który rozpala trochę emocji"
W poniedziałek odbyła się kolejna rozprawa. - Jestem zawsze przygotowany na wielką krytykę, na to, że ludzie mogą o mnie różnie pisać, natomiast na totalne wymysły, sugerowanie, insynuacje, pozwolenia nie ma - cytuje Bońka PAP.
Nisztor w swoich materiałach sugerował prezesowi PZPN m.in. niegospodarne zarządzanie związkiem, brak transparentności czy powiązania ze Służbami Bezpieczeństwa. "Na tapecie" pojawiła się m.in. współpraca związku z firmą Mikrotel, która należy do brata Bońka, Romualda.
Szef polskiej piłki oczywiście wszystkim zarzutom zaprzeczał. Wyjaśniał również, że w związku wszystko jest przejrzyste i nawet kontrola z prokuratury, która miała miejsce parę miesięcy temu, nic nie wykazała. Nie ma także mowy o jakichkolwiek powiązaniach z SB. Przyznał, że "zawsze był człowiekiem wolnym, zawsze miał swoje zdanie" nigdy nie będąc powiązany z żadną z partii politycznych.
Od pozwanego dziennikarza Boniek domaga się przeprosin oraz 150 tys. zł przekazanych na cel społeczny, natomiast od wydawcy "Gazety Polskiej" 50 tys. zł. Proces ruszył w ubiegłym roku przed warszawskim Sądem Okręgowym.
Zobacz także:
Czy Lewandowski powinien zagrać z Islandią? Sebastian Mila nie ma wątpliwości!
Grupowi rywale Polaków w tarapatach. Kolejny piłkarz stawi się na zgrupowaniu