Mecz Manchester United - Liverpool FC nie doszedł do skutku. Odwołano go z powodu protestów w Manchesterze. Kibice "Czerwonych Diabłów" wyszli na ulice, aby sprzeciwić się polityce rodziny Glazerów, do której należy ich ukochany klub.
Część fanów zablokowała piłkarzom wyjście z hotelu. Pozostali wtargnęli na stadion Old Trafford. Doszło także do starć z policją. Momentami było bardzo gorąco i w takich okolicznościach rozgrywanie hitu Premier League było zbyt ryzykowne.
Niedzielne wydarzenia skomentował premier Wielkiej Brytanii podczas wizyty w Hartlepool. Dla wielu słowa Borisa Johnsona są zaskoczeniem, bo w pewnym sensie rozumie zachowanie kibiców.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zaręczyny na stadionie. Wzruszająca chwila
- Nie sądzę, aby tak destrukcyjne zachowania i demonstracje tego rodzaju były dobrym pomysłem. Ale z drugiej strony rozumiem siłę ludzkich uczuć. Dobrze, że zrobiliśmy rzeczy, które jasno pokazują, że Superliga nie będzie akceptowana przez ludzi w naszym kraju i rząd - powiedział Johnson.
Co ciekawe, w podobnym tonie wypowiedział się szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych. On także nie chciał w pełni potępiać sympatyków Manchesteru United.
- Nie możemy tolerować żadnej formy przemocy, ale trzeba też zrozumieć frustrację kibiców - mówi James Cleverly.
Brytyjscy politycy wcześniej mocno zaangażowali się w powstrzymanie wielkich klubów, które chciały utworzyć Superligę. Manchester United także miał w niej grać. To jeden z powodów, który doprowadził do protestów. Kibice teraz domagają się spotkania z rodziną Glazerów, aby porozmawiać o przyszłości klubu. Jeżeli do tego nie dojdzie, to znowu wyjdą na ulice.
Protest kibiców Manchesteru United. Policjanci użyli siły wobec fanów (wideo) >>
Legendarny piłkarz wspiera kibiców Manchesteru. Atakuje właścicieli >>