W środę, o godz. 20.45, polscy piłkarze zagrają na wyjeździe z Anglią. Mecz eliminacji MŚ 2022 zapowiada się ciężko. Zagramy bez Roberta Lewandowskiego i to z przeciwnikiem, który od zawsze nam "nie leży".
Wielu kibiców wciąż wraca do meczu z 1973 roku, kiedy Polacy zremisowali na Wembley 1:1. Wtedy też byliśmy skazani na porażkę, a rywale zastanawiali się, jak wysoko z nami wygrają.
- Mnie nazywali klaunem, Jurka Gorgonia bezmyślnym bokserem, Grzesia Latę wysyłali do lekkiej atletyki. Zastanawiali się czy wygrają 5:0 czy 10:0. Napisano o nas w angielskiej prasie, że jesteśmy "zwierzętami wypuszczonymi z klatki" - opowiada Jan Tomaszewski, wtedy bramkarz polskiej reprezentacji, w "Super Expressie".
Wiadomo, jak się to skończyło. Pewni siebie Anglicy nie pojechali na MŚ, bo remis oznaczał, że awans wywalczyła Polska. Po spotkaniu niemal wszyscy piłkarze świętowali w hotelu. Jedynym nieobecnym był Tomaszewski, który doznał kontuzji i nie pojawił się na drużynowej imprezie. To co wtedy zobaczył, pamięta do dzisiaj.
- Dostałem od lekarza pięć gardanów przeciwbólowych i siedziałem w pokoju. Wyszedłem o szóstej rano do recepcji, a tam Waterloo. Podobno bardzo dużo alkoholu się wylało - wspomina w "Super Expressie".
CZYTAJ TAKŻE Eliminacje MŚ 2022: PZPN wystosował specjalne oświadczenie na temat Grzegorza Krychowiaka!
CZYTAJ TAKŻE Zapomniany bohater z Wembley. Zdradził tajemnicę legendarnego gola
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje MŚ 2022. Ekspert uderza w decyzję Paulo Sousy. "To okazało się błędem"