Eugen Polanski: Za mecz z Anglią oberwałem od żony

Newspix / MACIEJ SZPAKOWSKI / Na zdjęciu: Eugen Polanski podczas rozgrzewki przed meczem z Anglią
Newspix / MACIEJ SZPAKOWSKI / Na zdjęciu: Eugen Polanski podczas rozgrzewki przed meczem z Anglią

- Chodziliśmy po murawie, było nieźle. Poszliśmy z drużyną do szatni się przebrać, ale wyjść na rozgrzewkę się nie dało. Zrobił się basen - Eugen Polanski wspomina mecz Polski z Anglią sprzed kilku lat.

[b]

[/b]To był skandal. W 2012 roku spotkanie eliminacji MŚ 2014 zostało odwołane z powodu zalanej deszczem murawy. Decyzją PZPN, dach Stadionu Narodowego nie został wówczas zamknięty i z trawy zrobił się basen. Sędziowie długo myśleli, co zrobić. Piłkarze czekali na decyzję sędziego, kibice niecierpliwili się na trybunach, aż kilku z fanów wybiegło na boisko i urządziło sobie kąpiel na murawie. Obrazki pływających fanów pokazała telewizja na całym świecie. Drużyna Waldemara Fornalika zagrała w końcu z Anglią, ale dzień później. Po golu Kamila Glika reprezentacja zdobyła punkt po remisie 1:1. Patrząc z perspektywy czasu - był to sukces. Z 19 spotkań z rywalem Biało-Czerwoni wygrali tylko raz - w 1973 roku. Jedenaście meczów przegraliśmy.

Eugen Polanski pamięta ulewę i hektolitry wypitej kawy. Były piłkarz, 19-krotny reprezentant Polski, na drugi dzień rozegrał 90 minut. 

Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Ostatni remis, jaki polska kadra wywalczyła z Anglią miał miejsce po pamiętnym zalaniu Stadionu Narodowego.

Eugen Polanski, były reprezentant Polski: Pamiętam to zdarzenie z dwóch powodów. Pierwszy, to oczywiście deszcz. Nie pomyślałbym, że ulewa może do tego stopnia zalać murawę. Drugi powód to moja żona. Była wtedy w ciąży i przebywała w szpitalu w Niemczech. Bardzo chciałem jechać na zgrupowanie, ona miała obiekcje. Przekonywałem ją, że jest to dla mnie coś więcej niż zwykły mecz w klubie i otrzymałem "pozwolenie". Z powodu przełożenia spotkania zostałem w Polsce jeden dzień dłużej. Kto ma żonę, ten wie, jak zareagowała na tę wiadomość.

ZOBACZ WIDEO: "Na miejscu trenera zmieniłbym go szybciej". Tomasz Iwan zdziwiony decyzją Paulo Sousy ws. Lewandowskiego

Wy do końca wierzyliście, że zagracie w pierwotnym terminie.

Na kilka godzin przed spotkaniem padało, ale nie za mocno. Chodziliśmy po murawie, było nieźle. Poszliśmy z drużyną do szatni się przebrać, ale wyjść na rozgrzewkę się nie dało. Zrobił się basen.

Jeden z kibiców wybiegł na boisko i kąpał się w tym "basenie".

Głośno o tym było na całym świecie, w Niemczech też długo mówiło się o naszym stadionie. Z drugiej strony, nie dziwię się kibicom. Przyjechali do Warszawy z całej Polski, chcieli obejrzeć mecz, przeżyć emocje. Przynajmniej pobawili się w ten sposób. To nic złego, raczej normalna reakcja. Widząc zdjęcia w internecie, śmialiśmy się z tego.

Wróćmy do momentu czekania na decyzję sędziego.

Byłem przekonany, że skoro nas tak trzymają, to na pewno zagramy. Chodziło przecież o ważne spotkanie, w eliminacjach, w oficjalnym terminie UEFA. Terminarz meczowy już wtedy był napięty. My się ciągle pobudzaliśmy.

Jak?

Opijaliśmy się z chłopakami kawą i napojami energetycznymi, żeby utrzymać koncentrację. Chodziliśmy po szatni nabuzowani. Decyzja zapadła chyba między godziną 23 a 24. W każdym razie bardzo późno. Do tego czasu cały czas podtrzymywaliśmy poziom naładowania, pijąc różne napoje.

Następnego dnia graliście o godzinie 17.00.

I było to wyzwanie. Od tej kawy nie mogłem spać w nocy. Późno się położyłem, chyba nad ranem. W meczu czułem się dobrze, ale po jego zakończeniu, gdy zeszły emocje i doszedł wysiłek, pojawiło się podwójne zmęczenie. I fizyczne, i psychiczne.

Na drugi dzień zremisowaliście 1:1 i można odbierać to jako sukces. Polska kadra rzadko zdobywa punkty z Anglią.

Pamiętam, że zagraliśmy dobry mecz. Pokazaliśmy charakter, liczyliśmy na wygraną, ale z takim rywalem nie było to łatwe. Po spotkaniu Anglicy mówili, że bardzo trudno było im z nami zrobić coś więcej. Remis też ich zadowalał. Biorąc pod uwagę, co działo się dzień wcześniej, ten wynik można odbierać pozytywnie.

Anglicy byli do pokonania?

Potrzebowalibyśmy więcej szczęścia, żeby tak się stało. Walka była zacięta, a oni mieli dobrą drużynę. Z Gerrardem, Defoe, Rooneyem, Milnerem.

W pierwszym meczu w Warszawie rozegrał pan 90 minut, w drugim na Wembley był pan rezerwowym. Rywale pewniej czuli się na własnym terenie? Tam przegraliście 0:2.

Na pewno trybuny im pomogły, przyszło prawie 90 tysięcy kibiców. Doping dał im kilka procent więcej. Teraz zmieniło się to przez koronawirus. Kiedyś własny stadion był atutem. Obecnie nie ma większej różnicy, gdzie się występuje. Goście nie boją się już atakować na wyjazdach, grają odważniej.

Wembley może paraliżować?

Teraz nie. A po drugie, nasi piłkarze są otrzaskani w występach na takich stadionach. Już wtedy dysponowaliśmy doświadczeniem, a obecna kadra to starzy wyjadacze. W 2013 roku na Wembley grali przecież Lewandowski, Szczęsny, Krychowiak, Glik, Zieliński, Klich. Kilka miesięcy wcześniej w Warszawie także Grosicki i Milik. To była dobra drużyna, bardzo młoda, dziś już bardzo dojrzała.

W środę zagramy bez Lewandowskiego. Kapitan kadry będzie pauzował przez cztery tygodnie.

Dla reprezentacji Robert jest dużo więcej wart niż dla Bayernu. Chociaż w Monachium już przywykli, że w każdym meczu strzela gole. Jak go znam, to myślę, że wróci wcześniej niż po czterech tygodniach. Może "urwie" jeden tydzień. Jeżeli ktoś miałby dać radę, to właśnie Robert. Życzę mu tego, wiedząc, że czeka go jeszcze mecz z nami.

Obecnie jest pan asystentem trenera w Borussii Moenchengladbach. W przyszłości chce pan być pierwszym szkoleniowcem?

Taki jest mój cel, dlatego równolegle robię licencję. Na kolejny sezon zostanę jeszcze asystentem, chciałbym też trenować dodatkowo zespół do lat 19 w Borussii. Trochę jeszcze potrwa, zanim zostanę pierwszym trenerem, ale będę do tego dążył.

Podobno cały czas ćwiczy pan z zespołem.

Czasem, gdy kogoś zabraknie, pomagam. Dużo biegam, pracuję w siłowni, nogi mnie jeszcze nie bolą. Wygląda to nieźle, bo gdy gramy w "dziadka", to bardzo rzadko wchodzę do środka.

Na koniec kluczowe pytanie: zdążył pan do szpitala, do żony?

Urodziła dwa tygodnie później, ale tyle, co mi się za to oberwało... szkoda gadać. Dziś żona się z tego śmieje, ale wtedy? Nie chcę jej znowu złościć, może zachowam to dla siebie.

Eliminacje MŚ 2022. Jest decyzja ws. występu Grzegorza Krychowiaka na Wembley

Kontuzja Roberta Lewandowskiego w najlepszym momencie [OPINIA]

Komentarze (1)
avatar
Robertus Kolakowski
31.03.2021
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zemsta Laty. Na koniec kadencji zsabotazowal mecz przez zalanie boiska.