Zawodnicy Lecha Poznań przegrali z belgijskim Standardem Liege i nie było to spotkanie, które zostanie w naszej pamięci. W pierwszej połowie futbol piłkarzy Dariusza Żurawia był pasjonujący jak widok z kamery przemysłowej. Nie było tego błysku, jaki mieli w meczach eliminacji czy potem w spotkaniu z Benficą Lizbona czy w końcu w poprzednim meczu z Belgami.
Znowu okazało się, że Lech ma po prostu krótką ławkę. Brak w wyjściowym składzie Jakuba Kamińskiego i Alana Czerwińskiego spowodował, że Lech nie miał takiej siły ognia z przodu. Wydaje się to dużym błędem przy budowaniu drużyny. Zespół traci dwóch zawodników i jest bezbarwny oraz bezzębny. Podobnie było w meczu z Glasgow Rangers. Dopóki Lech gra podstawową jedenastką, może walczyć z solidnym europejskim zespołem. Tyle, że w długim sezonie, gdzie dochodzi zmęczenie i kontuzje, jest to rzadkość.
I to było bardzo widoczne choćby w statystyce, gdzie z lupą trzeba było szukać strzałów celnych drużyny z Poznania. Przy podciętych skrzydłach Lecha, Standard grający dość głęboko, odciął całkowicie od piłki Mikaela Ishaka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko
Dopiero Obbi Oulare zdecydował się pomóc poznańskiej drużynie i pod koniec pierwszej połowy po bezsensownym faulu dostał czerwoną kartkę. Po zmianie stron Lech trochę ruszył. Mając przewagę liczebną znacznie łatwiej dochodził do sytuacji, aż w końcu Ishak strzelił dość ładną bramkę. Tyle tylko, że Lech w tym sezonie lubi tracić w głupi sposób to, na co ciężko zapracował. Tak się dzieje w lidze, tak się stało w Liege. Piłkarze z Poznania stracili po prostych błędach bramkę, a do tego drugą żółtą kartkę zobaczył Djordje Crnomarković.
Można było odnieść wrażenie, że drużynie z Poznania kończy się paliwo na grę w Europie. Nie było tej desperacji, tej żądzy awansu. Lech nie sprawiał wrażenia, że gra o życie. Może zawodnicy Żurawia wrócili na ziemię i chcą bardziej skoncentrować się na rozgrywkach PKO Ekstraklasy, gdzie czołówka im ucieka? W końcówce trener zdjął z boiska najlepszych zawodników, jakby chciał dać do zrozumienia: "Dobra, co ma być to będzie".
Drużyna z Poznania ma jeszcze szansę, ale musiałaby wygrać na początek w Lizbonie z Benfiką, co jest mało prawdopodobne. Różnica umiejętności indywidualnych jest zbyt duża. Zresztą nawet oba wygrane mecze nie gwarantują Lechowi awansu. Można więc przyjąć, że Kolejorz pożegnał się w Liege z Europą, choć jeszcze nie wyszedł z salonu, jeszcze stoi w drzwiach, już zakłada płaszcz, jeszcze macha na pożegnanie, ale już nikt na niego nie patrzy, jak na gościa, który zrobił wielkie wrażenie. Wszyscy zajęci są sobą. Wiele Lech nie wniósł do Europy, ale grał odważną, otwartą, ofensywną piłkę i wstydu nie przyniósł. Dostał lekcję, zobaczył jakie ma braki i może w przyszłym roku je nadrobi. Na pewno przy niewielkich korektach (przede wszystkim 3, 4 zmienników na dobrym poziomie) drużyna z Poznania jest w stanie grać w europejskich pucharach na przyzwoitym poziomie.