Zakochani w Benfice Polacy, którzy udzielali się przed meczem w polskich mediach, jak Radosław Misiura czy Bartosz Kubica, wieszczyli łatwy triumf Portugalczyków. Deklasację Kolejorza. W podobnym, lekceważącym Lecha tonie dla WP SportoweFakty wypowiadał się dziennikarz "A Boli". Więcej TUTAJ. Tymczasem okazało się, że nieopierzone Żurawiątka potrafiły postawić się dostojnym Orłom.
Lech był skazywany na pożarcie nie bez podstaw. Z myślą o grze w Lidze Mistrzów Benfica wydała latem na transfery blisko 100 mln euro - tylko Chelsea, Manchester City, Barcelona, Juventus i Leeds United zainwestowały więcej. Duet jej stoperów tworzyli sprowadzeni z Premier League Nicolas Otamendi (Man City) i Jan Vertonghen (Tottenham), podczas gdy Lech na środku obrony miał Tomasza Dejewskiego, który w ekstraklasie rozegrał dotąd 10 spotkań i występuje głównie w rezerwach. W czwartek 25-latek z drugiej drużyny miał zatrzymać Darwina Nuneza, za którego Benfica zapłaciła 24 mln euro, bijąc swój transferowy rekord. Dwa światy.
A jednak, Kolejorz zagrał wszystkim na nosie i udowodnił, że nie wziął się w fazie grupowej przez przypadek. Co najważniejsze, nie porzucił swoich ideałów po przekroczeniu progu Ligi Europy. Przyjemnie było oglądać polską drużynę, która w rywalizacji z takim przeciwnikiem stara się wysoko odbierać piłkę i budować atak pozycyjny, a nie tylko liczy na stałe fragmenty gry. Lech nic nie musiał, a mógł wszystko i dobrze wykorzystał tę szansę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w MLS. Takiej bramki nie powstydziłby się nawet Cristiano Ronaldo
Zagrał odważnie, bez kompleksów. 18-letni Jakub Kamiński, chłopak z klasy maturalnej, kręcił prawym obrońcą Benfiki jak na podwórku. Potem jego rówieśnik Filip Marchwiński ćwiczył na tym samym Gilberto zwód "elastico". Tego jeszcze nie było. Aż chciało się zapytać, kto tu przyjechał do Poznania z Brazylii? A Jakub Moder pokazał, że Lech być może pospieszył się ze sprzedaniem go do Brighton and Hove Albion za tylko 11 mln euro.
Jasne, że lechitów nie było stać na dyktowanie warunków gry takiemu rywalowi, ale gdy już mieli piłkę, to wiedzieli, co z nią zrobić. To nie jest prymitywny zespół, który z uporem maniaka bombarduje pole karne rywala dośrodkowaniami. To drużyna, której pokazanie w Europie w 2020 roku nie jest wstydem. Ma urozmaicony repertuar w ataku, co pokazał gol na 2:2, kiedy Pedro Tiba i Kamiński na małej przestrzeni rozklepali defensywę Benfiki.
A sam Lech bronił z godnością. Trener Dariusz Żuraw nie był w czwartek jak ks. Kordecki, a jego zespół nie "bronił Częstochowy". To była dobrze zorganizowana gra defensywna, a nie okopanie się w swoim polu karnym i modlenie się o bezbramkowy remis albo o najniższy wymiar kary po bramce na 0:1. Benfica w pierwszej połowie stworzyła tylko jedną sytuację, nie licząc rzutu karnego po pechowej interwencji Dejewskiego.
I wreszcie podopieczni Żurawia pokazali też odpowiednią mentalność. Portugalczycy wyglądali na zdziwionych reakcją wicemistrzów Polski na straty bramek. Sądzili, że gol Pizziego otworzy im bramkę Filipa Bednarka na oścież, tymczasem Lech szybko wyrównał po popisowej kontrze, a remis go nie zadowalał i szedł po kolejnego gola. A gdy do przerwy przegrywał 1:2, to tuż po zmianie stron znów zaskoczył faworyzowanych gości.
Lech dwukrotnie odrabiał straty, a przy wyniku 2:3, Odysseas Vlachodimos mógł poczuć się jak na treningu strzeleckim. Łatwość, z jaką lechici stwarzali sobie sytuacje podbramkowe, mogła imponować. I - sądząc po reakcji Jorge'a Jesusa, który w ostatnich minutach korygował ustawienie obrony - mocno zdziwiła gości z Lizbony.
Owszem, Lech przegrał ostatecznie 2:4, ale zagrał tak, że nikt z oglądających mecz nie miał poczucia zmarnowanego czasu i nie czuł zażenowania występem polskiego rodzynka w europucharach. Bliżsi Lechowi kibice mogli czuć dumę z występu wicemistrza Polski. Pozostałym lechici wlali w serca nadzieję, że jesienią w czwartkowe wieczory będzie można włączyć transmisję nie tylko po to, żeby wiedzieć potem, o co chodzi w memach. A na punktach, które zdobędzie (jestem o tym przekonany) do rankingu UEFA, zyska cały polski futbol klubowy.