W sobotę Paweł Kryszałowicz wystąpił w meczu A-klasy, w którym jego Gryf II Słupsk rozbił Błękitnych Główczyce 6:2. 46-latek jest wiceprezesem słupskiego klubu i trenerem drużyny rezerw. Przebrał się w strój, by pomóc na boisku przetrzebionej drużynie. Asystował nawet przy jednej bramek.
- Wypadło sześciu piłkarzy, jednego mi zabrali do pierwszej drużyny, jechaliśmy na mecz i mieliśmy tylko gołą "dziesiątkę". Nie wypadało nie pomóc, a że człowiek wciąż się gdzieś tam jeszcze rusza, to wszedłem na boisko, by trochę pomóc, podyrygować ze środka boiska. Nie róbmy z tego wielkiego "halo" - mówi WP SportoweFakty uczestnik MŚ 2002.
Powrót Kryszałowicza do gry ma szczególny wymiar z innego powodu. Jeszcze niedawno w ogóle nie myślał o ponownym uprawianiu sportu. W lutym 2018 roku Polskę obiegła informacja, że "Kryszał" zmaga się z nowotworem jelita grubego. Półtora roku później ogłosił, że wygrał najważniejszy mecz w życiu - pokonał chorobę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w MLS. Takiej bramki nie powstydziłby się nawet Cristiano Ronaldo
- Jestem po leczeniu, zacząłem uprawiać sport. Może trochę w innym wymiarze, troszkę siłowni, troszkę crossfitu, żeby dojść do jakiejś tam formy, żeby mięśnie odżyły - tłumaczy. - Generalnie czuję się dobrze. Nieraz na treningu zespołu, gdy kogoś brakuje, to wejdę na parę minut do gierki. Wiadomo, człowiek całe życie przy sporcie, to go ciągnie - uśmiecha się.
Nie zamierza jednak wracać na boisko na stałe. Nawet na poziomie A klasy. - Jestem po dużych przejściach zdrowotnych, to była wyjątkowa sytuacja. Jak mieli grać w dziesięciu, to chociaż stałem jako jedenasty - opowiada.
W rozmowie z portalem "Łączy Nas Piłka", którego udzielił po pokonaniu choroby, podkreślał, jak ważne jest dla niego, że znów może działać w futbolu. - Na szczęście udało mi się pokonać raka i wrócić do tego, co kocham, czyli być w świecie piłki - mówił. Teraz, jak sam przyznaje, wciąż ciągnie go do gry, jednak co innego chęci, a co innego możliwości organizmu.
- Wciąż mam do czynienia z piłką. Dla przyjemności trenuję u mnie w klubie drugi zespół, tak więc od czasu do czasu wejdę do gierki, czy pograć w dziadka. Także piłkarsko nie ma problemu. Ja inaczej widzę piłkę, oczy by chciały, głowa by chciała zagrać, ale nogi już nie podają. Tak to w tej chwili wygląda - tłumaczy.
Kryszałowicz przez wiele lat grał w Ekstraklasie, Bundeslidze i na jej zapleczu w barwach
Amiki Wronki, Wisły Kraków i Eintrachtu Frankfurt. Na koniec kariery wrócił jednak do rodzinnego Słupska i w 2010 roku zakończył karierę jako zawodnik macierzystego Gryfa. Teraz jest wiceprezesem klubu i trenerem drugiego zespołu.
- Przede wszystkim zakładanie koszulki w swoim klubie, w którym się wychowało, to zawsze jest fajne przeżycie, człowiek chce do tego dążyć. Jednak teraz mam już tyle lat, że chyba był to ostatni mecz. Powiedziałem chłopakom, że raz z nimi w tym sezonie zagram. Co prawda myślałem, że wydarzy się to pod koniec sezonu, jak już będzie ciepło, ale sytuacja jednak zmusiła mnie do tego, żebym pomógł już teraz - mówi.
Po 11 kolejkach prowadzony przez niego Gryf II jest wiceliderem słupskiej A klasy. Ma na koncie 25 punktów, do lidera - Stali Jezierzyce - traci trzy "oczka".
Czytaj także:
- Bundesliga. Robert Lewandowski piłkarzem kolejki. Drugi raz z rzędu
- Transfery. Dyrektor SSC Napoli zabrał głos ws. Arkadiusza Milika. "Konsekwencje są naturalne"