Jagiellonia Białystok pokonała 2:1 (1:0) Lech Poznań w meczu 7. kolejki PKO Ekstraklasy. Trener Bogdan Zając nie krył radości z takiego wyniku podczas konferencji prasowej. - Determinacja i wola walki od pierwszej minuty do ostatniego gwizdka sędziego pomogły nam dzisiaj w zwycięstwie. Nie ma jednak co ukrywać, że zdecydowały po prostu umiejętności - pochwalił podopiecznych.
- Gole padły po naszej dobrej grze. Pierwszy to stały fragment gry, który szczęśliwie się dla nas ułożył. Otworzyliśmy dzięki temu spotkanie i później graliśmy swoją piłkę. Często próbowaliśmy wysoko atakować rywali i w wielu momentach to się udawało oraz powodowało, że odzyskiwaliśmy futbolówkę. Oczywiście w pierwszej połowie można było to kilka razy jeszcze lepiej rozwiązać i wykorzystać. Gdyby tylko nasze ostatnie podania były dokładniejsze, to losy tego starcia mogliśmy rozstrzygnąć już do przerwy - dodał 47-latek.
W opinii wielu osób Jagiellonia miała sporo szczęścia, że po przerwie Lech przynajmniej nie doprowadził do wyrównania. Jego przewaga w grze nie ulegała bowiem wątpliwościom. Zając jednak miał inne spojrzenie na ten okres. - W drugiej części również było wiele dobrych fragmentów z naszej strony i odpowiednia organizacja. Przejście, w trakcie którego próbowaliśmy podchodzić wyżej oraz późniejsze zejście do niskiego pressingu, gdzie czuliśmy się dobrze. Nie pozwoliliśmy rywalom wykreować jakichś czystych sytuacji bramkowych. Były może ze dwa groźne strzały, ale wtedy świetnie bronił Pavels Steinbors - wyliczył.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalny gol w MLS. Takiej bramki nie powstydziłby się nawet Cristiano Ronaldo
- Można powiedzieć, że udało się nam zrealizować założony plan na ten mecz. W końcu odnieśliśmy zwycięstwo. Wiemy jednak, że było też trochę mankamentów w naszej postawie i przeprowadzimy jego analizę. Na pewno z takim przeciwnikiem w pewnych momentach musimy mieć więcej rozwagi i spokoju. Niewiele przecież brakowało, a w końcówce nie najlepiej by się to skończyło - zauważył dalej Zając.
Pierwszy gol dla Jagiellonii padł po rzucie rożnym. Lech w poprzednich meczach miewał już problemy z obroną przed stałymi fragmentami gry, więc zapytaliśmy jej szkoleniowca czy specjalnie nastawiał zespół na ten element gry. - Nie, absolutnie nie. Mamy swoje sposoby ich wykonywania, nad którymi zresztą pracujemy od początku sezonu. Do każdego przygotowujemy się podobnie, taką samą wagę przywiązujemy do tego, w tygodniu wykonujemy pewną pracę. Teraz jedynie mieliśmy dłuższy okres przerwy, więc popracowaliśmy nad nimi trochę więcej - odpowiedział.
- Trzeba też szczerze przyznać, że w tamtym momencie piłka akurat troszeczkę szczęśliwie dotarła do Tarasa Romanczuka. Na tym jednak to polega, by będąc pod bramką przeciwnika trafić w tym decydującym momencie. W poprzednich spotkaniach te stałe fragmenty gry też wykonywaliśmy dobrze, ale w ostatniej fazie brakowało precyzji w finalizacji. Tym razem było inaczej i ten aspekt ustawił mecz, przez co później było nam łatwiej grać - uzupełnił trener Jagi.