Liga Europy. Kamil Kosowski: Gdy wyszliśmy z taksówki, ludzie rozstąpili się przed nami

Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Kamil Kosowski
Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Kamil Kosowski

- Broniłem się długo przed wyjazdem na Cypr. A właśnie tam zrealizowałem wielkie marzenie. Zagrałem w Lidze Mistrzów - opowiada Kamil Kosowski, były zawodnik APOEL-u Nikozja i Apollonu Limassol, środowego przeciwnika Lecha Poznań w Lidze Europy.

[b]

Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: 20 lat temu o Cyprze myśleliśmy jako o chłopcach do bicia, a dziś Lech jedzie do Limassol z duszą na ramieniu. [/b]

Kamil Kosowski: Kiedyś Wisła lała Omonię w pucharach (5:2, 2:2), ale jak to się mówi: "to se ne vrati". I dzisiaj, gdy mamy mecz Apollon - Lech to Cypryjczycy są faworytami. Dodajmy jeszcze, że z powodu pandemii gramy jeden mecz, na wyjeździe i pod wieczór. Będzie duszno, gorąco... a do tego mają tam naprawdę niezłą drużynę z mocnymi obrońcami i niezłym defensywnym pomocnikiem.

Wiadomo, w Europie nie ma już słabych drużyn.

Tak się mówi, ale to nie do końca prawda. Słabe drużyny są, tyle że u nas nie ma mocnych. A na Cyprze obecnie nie ma słabych ekip. Jeśli chodzi o infrastrukturę, kibiców, to oczywiście Ekstraklasa ładniej się prezentuje, ale piłkarsko lepsze są drużyny cypryjskie.

Dla nas, pamiętających lata 90., jest to nie do pomyślenia. Zresztą znalazłem wywiad z 2003 roku, gdzie mówi pan, że nie wyobraża sobie gry na przykład na Cyprze.

Wtedy miałem 26 lat... ale 4 lata później również mocno się broniłem przed tym wyjazdem. O Cyprze myślałem jako o kraju, gdzie nie ma poważnej piłki, stadionów, kibiców. Zadzwonił Marcin Żewłakow, który był wtedy w APOEL-u i powiedział, że jest zupełnie inaczej. Zresztą Ivan Jovanović dał mi do zrozumienia, że bardzo chce mnie w klubie, mocno naciskał na ten transfer. A to dla zawodnika bardzo wiele znaczy. Gdy odchodziłem z Wisły, gdzie byłem bardzo mocnym punktem drużyny, trener Maciej Skorża nie zapierał się nogami, żeby przedłużyć ze mną umowę. Dlatego zdecydowałem się na wyjazd.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się strzela w polskiej III lidze

Pierwszy dzień na Cyprze?

Nie pamiętam już, jak do tego doszło, ale pierwszy trening miałem w pożyczonych butach. Po zajęciach podszedł do mnie trener Ivan Jovanović i powiedział: "Cieszę się, że jesteś. Z tobą i Marcinem wygramy mistrzostwo Cypru". Powiedziałem "ok", ale miałem wątpliwości. Jednak Anorthosis był bardzo mocny. Tam byli tacy zawodnicy jak Savio czy Trianos Dellas, piłkarze nieosiągalni dla naszych klubów. Zresztą to też symbolizuje pewną zmianę w myśleniu na Cyprze. Anorthosis zrobił wtedy awans do Ligi Mistrzów i miejscowi biznesmeni zobaczyli, że piłka to może być bardzo dobry biznes. Potem był sukces APOEL-u, ćwierćfinał Ligi Mistrzów, liga cypryjska zaczęła iść w górę.

Jovanović miał rację.

Tak, to był świetny trener, taki serbski Henryk Kasperczak, tyle że z cięższą ręką. Nie spoufalał się z zawodnikami, nie mówił dużo, ale miał wielką wiedzę. Potem w Apollonie miałem trenera, który dużo mówił, ale zawodnicy nie potrafili przełożyć jego koncepcji na boisko.

Często, gdy pojawia się wakat w kadrze albo w którymś z dużych klubów, dziennikarze wymieniają nazwisko Jovanovicia. Ale najwidoczniej to tylko taki medialny kandydat.

Też dziwię się, że żaden z polskich klubów na to nie wpadł, choć nie wiem, czy by był osiągalny. Dobrze sobie radzi w krajach arabskich.

Skoro padło porównanie do Henryka Kasperczaka, to jak porównałby pan tamten APOEL do Wisły?

Piłkarsko Wisła była mocniejsza, ale to z APOEL-em zrealizowałem swoje marzenie, awansowałem do Ligi Mistrzów. Wyeliminowaliśmy Partizan Belgrad, a potem FRC Kopenhagę, która wtedy miała spore doświadczenie w pucharach. Zresztą rok później oni wyszli z grupy Ligi Mistrzów, grali jak równy z równym z Barceloną. To była mocna drużyna. Ale wrócę jeszcze do tej ekipy, w której grałem w Lidze Mistrzów - gdy wyeliminowaliśmy Kopenhagę, pojechaliśmy z Marcinem zjeść do naszego ulubionego lokalu. Fast foodu, ale takiego naprawdę dobrego. Miasto było zablokowane, kilkadziesiąt tysięcy ludzi na ulicach, niesamowite. Gdy wyszliśmy z taksówki, ludzie rozstąpili się przed nami. Zaczęli bić brawo. Dziś to jest dla mnie wspaniałe wspomnienie, ale wtedy trochę się speszyłem. Nie muszę chyba dodawać, że nie płaciliśmy za jedzenie.

Losowanie w Lidze Mistrzów mieliście dość brutalne.

A jednak zremisowaliśmy z Chelsea na wyjeździe, podobnie z Atletico. W Madrycie mieliśmy okazję i mogliśmy wygrać. Prezesi gratulowali punktu, a ja wiedziałem, że choć zdobyliśmy jeden, to dwóch nam zabraknie do awansu do Ligi Europy. I zabrakło. Ale i tak jest to niezwykłe wspomnienie.

A jednak musiał się pan pożegnać.

Na moje miejsce przyszedł Gustavo Manduca. Czas pokazał, że Jovanović miał rację, zbudował znakomitą drużynę. Dostałem ofertę z Apollonu. Nie zastanawiałem się długo. Znałem ligę, Limassol był wymarzonym miejscem do życia. Ciepło, morze, wspaniałe jedzenie.

Ale po pół roku główny sponsor klubu, Columbia Shipping, wycofał się i przestało być tak fajnie.

Tak, były problemy z płatnościami, prezes obiecywał, że będą pieniądze, ale nie było. Więc w końcu wysłałem oficjalne wezwanie do zapłaty.

I wylądował pan w rezerwach.

Tak, jednego dnia jesteś w Lidze Mistrzów, a drugiego grasz z nastoletnimi chłopakami. Ale z perspektywy czasu patrzę na to jak na ciekawe doświadczenie.

A pogróżki ze strony kibiców? Odesłał pan żonę i syna do Polski.

Wtedy wydawało mi się to bardzo poważne, sugerowano mi, że Limassol - wbrew temu co sądziłem - nie jest najlepszym miejscem do życia. To był specyficzny okres. Dostałem czerwoną kartkę w meczu z Sybirem, odpadliśmy z pucharów, a ja zostałem okrzyknięty głównym winowajcą. Potem dostałem dwie żółte kartki w lidze i emocje sięgnęły zenitu. A jakiś czas później strzeliłem gola i chcieli mnie nosić na rękach. Taka ich specyfika, nastroje szybko się zmieniają. Polubiłem Cypryjczyków. Dla wielu osób z kontynentu ciężko się tam funkcjonuje, ponieważ wszyscy są na luzie i odkładają sprawy na jutro. Jeśli z kimś się umówisz i przyjdzie on dwie godziny później, to po prostu pijesz kawkę i czekasz. Nie jest to żaden afront, tak po prostu jest. Mi to specjalnie nie przeszkadzało, szybko się przyzwyczaiłem.

A dziś jak pan myśli o Cyprze?

Bardzo dobrze. Kojarzy mi się ze spełnionym marzeniem, grą w Lidze Mistrzów.

***

Mecz Apollon Limassol - Lech w środę o godz. 18. Transmisja w Polsacie Sport.

ZOBACZ Dariusz Żuraw: Nie jesteśmy faworytem

Źródło artykułu: