Do dorosłej piłki wszedł w barwach Atletico Madryt, później na ponad sześć lat przeniósł się do Malagi, z której w połowie 2017 roku przeszedł do ekipy "Wilków". To był jego pierwszy zagraniczny transfer, nowe perspektywy i wielkie nadzieje, które początkowo się nawet spełniały. Niestety koniec gry defensywnego pomocnika jest bardzo przykry.
W sezonie 2017/2018 Ignacio Camacho w zaledwie kilka tygodni wypracował sobie bardzo mocną pozycję w VfL Wolfsburg. Kosztował 10 mln euro, ale wydawało się, że te pieniądze szybko się spłacą. Już po kilku meczach został kapitanem drużyny i miał pewne miejsce w składzie. Niestety sielanka nie trwała długo.
- Moja stopa powiedziała "basta". Czas się pożegnać - mówił we wtorek, z trudem powstrzymując łzy. Jego słowa cytuje "Kicker". - Odchodzę z czystym sumieniem, ponieważ zrobiłem wszystko, co było możliwe. Wszystko po to, by uprawiać sport, który bardzo kocham - piłkę nożną.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć
Koszmar w Pucharze Niemiec
To był 25 października 2017 roku. W II rundzie krajowego pucharu "Wilki" pokonały u siebie Hannover 96 (1:0). Hiszpan jednak spędził na boisku zaledwie 21 minut. Doznał kontuzji stopy i właśnie wtedy zaczęła się jego gehenna. Przeszedł pięć operacji, korzystał z pomocy wielu lekarzy, lecz żaden nie potrafił znaleźć sposobu, by go definitywnie wyleczyć.
Kilka razy Camacho próbował wrócić do gry. Na przełomie marca i kwietnia 2018 roku wystąpił w dwóch spotkaniach Bundesligi, później w maju zagrał w dwumeczu barażowym o utrzymanie z Holstein Kiel ("Wilki" odniosły dwa zwycięstwa i się obroniły). Sześć razy udało mu się też wystąpić w sezonie 2018/2019, ale to niestety wszystko. 29 września 2018 pojawił się na boisku po raz ostatni (w zremisowanym 2:2 ligowym spotkaniu z Borussią M'gladbach).
Przejmujące wystąpienie
30-latek walczył o powrót do gry bardzo długo. Po raz ostatni trenował w maju ubiegłego roku. - Znów odczuwałem naprawdę silny ból - przyznał na specjalnej, pożegnalnej konferencji prasowej.
Władze VfL robiły wiele, by pomóc swojemu zawodnikowi. Nikt go nie popędzał. Jeszcze niedawno dyrektor sportowy Joerg Schmadtke wykluczał przedwczesne zakończenie kariery przez Camacho. W Wolfsburgu byli cierpliwi i czekali, okazało się jednak, że pozytywnego zakończenia tej przykrej historii już nie będzie.
- Dziękuję za zaufanie - z całego serca żałuję, że nie mogłem za nie odpłacić na boisku. Dziękuję też mojej żonie i dzieciom za bezwarunkowe wsparcie. Bardzo mi przykro, że dzieci już nie mogą oglądać swojego taty grającego w piłkę nożną. Chcę jednak, żeby wiedziały, że próbowałem wszystkiego. Mam nadzieję, że pewnego dnia będą ze mnie równie dumne, jak ja z nich - powiedział Hiszpan.
"Futbol to coś więcej niż zarabianie pieniędzy"
Camacho nie pomoże "Wilkom" na boisku, będzie szukał dla siebie nowej roli. - W ciągu dwóch najbliższych lat przejdzie przez program stażowy i pozna możliwości późniejszej kariery zawodowej - zaznaczył Schmadtke.
To ważne, bo mimo przymusowego zawieszenia butów na kołku, 30-latek zżył się z Wolfsburgiem i chce tam mieszkać. Na wybór drogi potrzebuje jednak trochę czasu.
- Jeszcze nie wiem, co będę robił. Piłka nożna była moim życiem, odkąd skończyłem osiem lat. Muszę się teraz przekonać, co będzie dla mnie najlepsze - dodał Camacho.
Klub docenił walkę piłkarza o powrót do zdrowia i teraz go nie opuści. - Ignacio wyraźnie pokazał, że piłka nożna to coś więcej niż zarabianie pieniędzy - stwierdził dyrektor sportowy.
Czytaj także:
Premier League: Crystal Palace - Southampton. Niskie noty Jana Bednarka
Wysoka forma Dariusza Formelli w USA. Polak z kolejnym golem (wideo)