Ensar Arifović w latach 2005-2009 z powodzeniem występował w klubach PKO Ekstraklasy. Dla Polonii Warszawa, ŁKS-u Łódź i Jagiellonii Białystok strzelił 23 gole w 94 meczach. W Polsce rozegrał łącznie 9 sezonów, bo potem grał w I lidze w barwach Górnika Zabrze, Arki Gdynia i Floty Świnoujście. - Rozmawiamy po polsku, a Polskę traktuję jako swój drugi dom. Nie mogę nic złego powiedzieć o tym kraju. Zresztą gdyby nie było tam fajnie, to nie mieszkałbym w niej tak długo - mówi nam 40-latek, z którym rozmawiamy przed poniedziałkowym meczem 2. kolejki Ligi Narodów Bośnia i Hercegowina - Polska (g. 20:45).
Kuba Cimoszko, WP SportoweFakty: Przyjazd Polaków i mecz Ligi Narodów wzbudza zainteresowanie w pana kraju?
Ensar Arifović: Wydaje mi się, że mniejsze niż to wcześniejsze spotkanie z Włochami. Nie chcę tylko, by ktoś się obraził za tą odpowiedź. Oczywiście, Polska ma bardzo dobry zespół i ja znam wszystkich zawodników, ale u średniego kibica w Bośni nie wzbudza on szczególnej ciekawości. Tym bardziej, że nie ma w nim Roberta Lewandowskiego. A wiadomo, że gdy nie gra absolutna gwiazda drużyny to zainteresowanie spada.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się wygłupia słynny piłkarz
Myśli pan, że nieobecność Lewandowskiego mocno zwiększa szanse Bośniaków na uzyskanie zadowalającego wyniku?
Wiadomo, że brak takiego zawodnika byłby dużą stratą dla absolutnie każdej drużyny na świecie. Moim zdaniem trzeba jednak do tego podejść na spokojnie i pamiętać, że Polska ma również innych bardzo dobrych graczy w ofensywie jak choćby Kamil Grosicki czy Arkadiusz Milik. Z nimi wciąż jesteście mocni i choć na pewno będzie wam trochę trudniej, to powinniście sobie radzić z przodu. Poza tym ogólnie macie wielu piłkarzy, którzy grają w czołowych ligach Europy.
Póki co to jednak Bośnia i Hercegowina ma 1 punkt, a Polska 0.
Oglądałem tylko fragmenty meczów obu zespołów. Niewątpliwie nasza gra na tle Włochów nie była zła. Do tego cieszy, że w zespole pojawiło się dużo nowych zawodników, którzy doprowadzają "świeżą krew" dla drużyny.
Jak Bośniacy podchodzą do Ligi Narodów - to bardziej dla was mecze towarzyskie czy o stawkę?
Wszyscy traktujemy ją bardzo poważnie, szczególnie że przecież dzięki poprzedniej edycji wciąż mamy szansę dostać się na Euro. Po tych starciach z Włochami i Polakami będziemy grać mecze barażowe z Irlandią Północną oraz Irlandią lub Słowacją (8 października i ewentualnie 12 listopada - przyp. red.). Te spotkania w Lidze Narodów dadzą nam więc odpowiedź na pytanie, czy możemy realnie liczyć na awans i na pewno będą bardzo pożyteczne dla nowego trenera.
Pod koniec poprzedniego roku nowym selekcjonerem został Dusan Bajević. To był dobry wybór?
Szczerze mówiąc nie mam o nim zielonego pojęcia jako o trenerze. Wiem, że długo pracował w Grecji z sukcesami. Nie śledzę jednak na tyle tamtejszej ligi, by go ocenić. Starsi pamiętają go przede wszystkim jako wspaniałego zawodnika, ale ja niestety i w tym wypadku nie mogę się wypowiadać, bo jestem zbyt młody. Mogę natomiast powiedzieć tyle, że ma bardzo duży autorytet. Kiedy UEFA chciała zawiesić Bośniaków we wszystkich rozgrywkach to on był jedną z postaci, która wyrażała głośny sprzeciw i dawało to oddźwięk. U piłkarzy też może liczyć na spory szacunek i mam nadzieję, że okaże się odpowiednim wyborem.
Bajević uczestniczył w mundialu 1974 jeszcze, gdy Bośnia i Hercegowina była składową Jugosławii. Po jej rozpadzie udało się wam tylko raz awansować na duży turniej - na mundial 2014, podczas gdy np. Chorwacja i Serbia grały w nich dość często. Z czego to wynika?
To naprawdę trudne pytanie. My ogólnie jesteśmy takim narodem, który hmm... Ciężko to określić słowami. Czegoś nam zawsze brakuje, choć teoretycznie mamy umiejętności do osiągnięcia pewnych celów. W niektórych meczach zawodnicy nie grają jednak na sto procent możliwości, nie ma odpowiedniej koncentracji. Czasami nie tworzą zespołu, każdy gra swoje. Dodatkowo w ostatnim czasie następuje zmiana generacji i jest jeszcze trudniej. Nie ma już takich postaci jak choćby Zvjezdan Misimović czy Emir Spahić. Buduje się nowa drużyna i potrzeba czasu, by to wszystko wyglądało tak jak trzeba.
Kto więc będzie faworytem meczu Bośnia i Hercegowina - Polska?
Moim zdaniem nadal jest nim Polska, choć może nie zdecydowanym. Oczywiście spotkanie odbywa się na naszym boisku i choć nie będzie kibiców, to daje to nam mały atut. Wydaje mi się jednak, że nie aż taki abyśmy mieli większe szanse na wygraną.
Gdzieś jeszcze widziałby pan przewagę po stronie waszej drużyny? Może jakiś zawodnik?
Tak. Edin Dżeko jest siłą napędową naszych wszystkich akcji ofensywnych i jak ktoś może zrobić różnicę w tym spotkaniu, to właśnie będzie on.
Rozmawiamy po polsku. Domyślam się więc, że z Polski pozostały panu dobre wspomnienia?
Oczywiście. Polskę traktuję jako swój drugi dom, spędziłem w niej przecież 8 lat. Nie mogę nic złego powiedzieć o tym kraju. Zresztą gdyby nie było tam fajnie, to nie mieszkałbym w niej tak długo. To był świetny okres, z którego zostały bardzo dobre wspomnienia. Wciąż mam tam wielu przyjaciół, rozmawiamy praktycznie codziennie, a z niektórymi mam nawet lepszy kontakt niż z moimi bośniackimi kumplami.
A czym się pan obecnie zajmuje?
W tej chwili pracuję jako menedżer piłkarski i tym się przede wszystkim zajmuję, choć nie tylko. Mam też bowiem własną knajpę w Bośni, której także poświęcam trochę czasu. Ogólnie jest nieźle, nie mogę narzekać.