Nowy skrzydłowy Wisły Kraków Stefan Savić ma szansę zadebiutować przed własną publicznością w sobotnim meczu 2. kolejki PKO Ekstraklasy ze Śląskiem Wrocław (godz. 17.30). Urodzony w Salzburgu 26-latek w rozmowie z WP SportoweFakty zdradza, że niedawno był kuszony przez mocniejsze kluby niż obecna Biała Gwiazda. Ostatnio występował w Olimpiji Lublana, dla której strzelił 24 gole w 127 meczach. Futbolowego fachu uczył się w Red Bull Salzburg, potem występował również w LASK Linz, skąd trafił do Slavena Belupo. Zaliczył też nieudaną przygodę z holenderską Rodą Kerkrade. Teraz będzie próbował podbić PKO Ekstraklasę.
Justyna Krupa, WP SportoweFakty: O Wiśle Kraków przed transferem wiedział pan sporo, bo grał tu pański dobry kolega Petar Brlek, z którym występował pan w przeszłości w Chorwacji. Na co zwracał uwagę w opowieściach o klubie?
Stefan Savić, pomocnik Wisły Kraków: Petar zapewniał mnie, że Wisła ma przede wszystkim super kibiców. Mówił, że to wielki klub i będę się tu świetnie czuł. Przekonywał, że dobrze się odnajdę w polskiej ekstraklasie. Opowiadał też o pięknym Starym Mieście i o tym, że Kraków to generalnie jedno z najlepszych polskich miast.
ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Jacek Gmoch pod wrażeniem Roberta Lewandowskiego. "Przeszedł do historii"
Mnie Brlek zapewniał, że krakowscy fani pokochają pana za szybkość i atuty w grze jeden na jeden.
To fakt, że moja specjalność to drybling i pojedynki jeden na jeden. Rozmawiałem też o polskiej ekstraklasie z Dino Stiglecem ze Śląska Wrocław, bo z nim też grałem razem w Slavenie Belupo i Olimpiji Lublana. Dino podkreślał, że macie tu duże i nowoczesne stadiony, a także, że polska liga jest bardzo wyrównana i tak naprawdę każdy może tu wygrać z każdym.
Do podpisania umowy z Wisłą przekonało też samo nazwisko Kuby Błaszczykowski, którego na pewno znał pan, jako byłego gracza Bundesligi?
To fajna sprawa móc dzielić z kimś takim szatnię i współpracować z nim na boisku. Kluczowa jednak była dla mnie rozmowa z trenerem Arturem Skowronkiem, który zadzwonił do mnie, przedstawił swoją wizję współpracy. To było dla mnie ważne, że trener tak na mnie liczy. To ostatecznie przekonało mnie do przejścia do Wisły.
Zanim trafił Pan do Lublany, próbował pan kierunku holenderskiego. Dlaczego kompletnie nie udało się panu przebić tam do składu i w ogóle pan nie był w stanie powąchać murawy?
To jest dłuższa historia. Na początku pobytu tam leczyłem jeszcze kontuzję. W międzyczasie zespół zaczął notować gorsze rezultaty, wpadł w mały kryzys. Nie było mi łatwo się tam przebić. Ostatecznie podjąłem decyzję, by odejść do Olimpiji.
Tam zdecydowanie znalazł pan swoje miejsce. Po ostatnim sezonie i przegranej walce o mistrzostwo, w Olimpiji zdecydowano się jednak na czystkę i rozstanie z całą grupą graczy. Czemu?
To prawda, razem ze mną aż ośmiu zawodników pożegnano po sezonie. Myślę, że to problem klubu, najwyraźniej działacze chcieli coś radykalniej zmienić w zespole.
Ponoć Olimpija to klub, gdzie z działaczami nie można się nudzić, a Milan Mandarić to typ prezesa porównywalny trochę stylem zarządzania ze słynnym Zdravko Mamiciem z Dinama Zagrzeb.
W Olimpiji jest jednak nieco inaczej. Prezes Olimpiji Mandarić to bogaty człowiek, ma sporo pieniędzy. Ale on bardziej jest inwestorem, najwyraźniej dopiero uczy się zarządzania futbolem. Myślę, że Zdravko Mamić lepiej od niego rozumie futbol, w końcu Dinamo to wielki klub.
Pański były kolega z Olimpiji Asmir Suljić nie odradzał panu przenosin do Krakowa? On sam przecież swego czasu rozwiązał umowę z Wisłą po zaledwie kilku dniach pobytu w klubie, w kontrowersyjnych okolicznościach.
To, że Asmir miał wtedy jakieś problemy, to były to jego prywatne kwestie. Podkreślał, że odejście z Wisły to był jego wybór. O klubie mówił jednak w samych superlatywach, w podobnym tonie, co wcześniej Petar. Nie odradzał mi niczego, nie mówił niczego negatywnego o Wiśle.
Teraz wybrał pan ofertę Wisły, a jeszcze niedawno interesowały się panem kluby grające w europejskich pucharach jak Lech Poznań. Co więcej, bliska pozyskania pana była Crvena Zvezda, która szukała wzmocnień na grę w Lidze Mistrzów. Dlaczego ostatecznie, zamiast mierzyć się z Robertem Lewandowskim i Bayernem w fazie grupowej LM, został pan w Olimpiji?
Rzeczywiście, rok temu Crvena Zvezda chciała mnie pozyskać, ale mój ówczesny klub, czyli Olimpija zażyczył sobie za mnie zbyt wygórowaną kwotę. Dlatego ostatecznie do transferu nie doszło.
Zamiast pana mistrz Serbii zatrudnił za sporą kwotę Holendra Rajiva van La Parrę, który okazał się totalnym niewypałem.
Nie jestem pewien, czy Van la Parra przyszedł dokładnie zamiast mnie, ale to fakt, że ostatecznie grał na mojej pozycji w Lidze Mistrzów. Osobiście chciałem trafić do Zvezdy, jestem jej fanem, podobnie, jak cała moja rodzina. Może w przyszłości się uda. Ale na razie nie myślę o tym, skupiam się na grze dla Wisły.
Urodził się pan w Salzburgu, ale ma pan bliskich w Serbii?
Tak, część mojej rodziny mieszka w serbskiej miejscowości Krusevac, ale rodzice na stałe mieszkają w Austrii. Odwiedzam jednak bliskich w Serbii, gdy tylko mam taką możliwość.
Jak wszyscy Serbowie, pewnie uprawiał pan za młodu więcej niż jedną dyscyplinę sportu?
Futbol jest zdecydowanie na pierwszym miejscu, ale lubię też od czasu do czasu pograć w tenisa. Wiadomo, inspiracja Novakiem Djokoviciem, te sprawy.
W szatni Wisły teraz jest kilku graczy z Bałkanów, co powinno ułatwić panu adaptację.
Najłatwiej mi się porozumieć z Adim Mehremiciem, Nikolą Kuveljiciem i Fatosem Becirajem, ale z kolei z Vullnetem Bashą i Kubą Błaszczykowskim mogę rozmawiać po niemiecku, co też mi bardzo pomaga. Każdy w zespole stara się mi po trochu pomóc w aklimatyzacji.
Początek w Wiśle miał pan pechowy, bo od razu na starcie odpadliście z Pucharu Polski, w dodatku z KSZO Ostrowiec z niższej ligi.
Zdecydowanie był to szok dla ludzi w klubie i bardzo zły początek sezonu z naszej strony. Musimy jednak teraz skoncentrować się na tym, co przed nami i pokazać się z jak najlepszej strony w lidze, a przede wszystkim wygrywać.
W Wiśle będzie pan występował z nietypowym numerem, bo 77. Poprzednio taki nosili inni wyróżniający się skrzydłowi "Białej Gwiazdy" - najpierw pana rodak Ivica Iliev, a potem Donald Guerrier. Czemu wybrał pan akurat taką liczbę?
Kiedy przyszedłem do Olimpiji, chciałem mieć szczęśliwą siódemkę na koszulce, ale ten numer był już zajęty. Poprosiłem więc o 77, po czym w moim pierwszym sezonie w Lublanie zdobyliśmy dublet - mistrzostwo i Puchar Słowenii. Skoro dwie siódemki przyniosły dwa tytuły, to już tak zostało.
Czytaj również:
Transfery. PKO Ekstraklasa. Wisła Kraków pozyskała Stefana Savicia. "Fani go pokochają!"
Liga Mistrzów. Wszystkie grzechy Dumy Katalonii. "Kiedy Barcelona traci tożsamość, zawsze przegrywa"