"To była przyjemność rywalizować z Tobą. Tylko zdrowa walka pcha nas do przodu" - napisał Robert Lewandowski na Instagramie na zakończenie zimowego okienka transferowego w 2018 roku. To wtedy Pierre-Emerick Aubameyang przeniósł się z Borussii Dortmund do Arsenalu FC. Gabończyk był jednym z zaledwie dwóch piłkarzy, którzy od 2014 roku odebrali Polakowi koronę króla strzelców Bundesligi. Rywalizacja tych dwóch napastników budziła zainteresowanie oraz emocje przez ponad dwa sezony.
Po odejściu Aubameyanga kolejne wyzwanie Lewandowskiemu rzucił Timo Werner. W 2018 i w 2019 roku napastnik RB Lipsk kończył sezon poniżej granicy 20 goli strzelonych w Bundeslidze, ale już wyrastał na groźnego konkurenta napastnika Bayernu Monachium. W zakończonych w sobotę rozgrywkach Werner strzelał gole jak na zawołanie, bił własne rekordy skuteczności, mimo to Lewandowskiego nie pokonał.
Liczby Timo Wernera w zakończonym sezonie to 28 goli oraz osiem asyst. W klasyfikacji strzelców był drugi ze stratą sześciu bramek do Roberta Lewandowskiego. W klasyfikacji kanadyjskiej zajął z 36 punktami drugie miejsce, dwa "oczka" za kapitanem reprezentacji Polski. Rewelacyjne statystyki dużo dały Wernerowi, jego nazwisko stało się jednym z najgorętszych na europejskim rynku transferowym, ale w Niemczech wszystkie wyróżnienia indywidualne zabrał mu Polak.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Lewandowskiego na treningu Bayernu!
28 goli byłoby najlepszym wynikiem Bundesligi w 15 sezonach w tym wieku. Lepiej pod względem skuteczności wypadli tylko Lewandowski w rozgrywkach kończących się w 2016, 2018 oraz 2020 roku, Aubameyang w 2017 roku oraz Klaas-Jan Huntelaar w 2012 roku. Timo Werner robił co mógł, ale poprzeczka zawieszona przez Lewandowskiego, była za wysoko.
Od nastolatka w centrum zainteresowania
Timo Werner był rozpoznawalny w ojczyźnie już jako junior, stał się nadzieją kibiców oraz mediów w Niemczech i potrafił dźwignąć te oczekiwania. Był najmłodszym debiutantem w historii VfB Stuttgart. W seniorskim zespole w europejskich pucharach zagrał mając 17 lat i 148 dni. Kilkanaście dni później został wystawiony w Bundeslidze. Minęło 101 dni i "złote dziecko" stało się najmłodszym w historii ligi autorem dubletu, a na koniec sezonu został nagrodzony tytułem najlepszego debiutanta.
- Timo był niesamowity - ekscytował się Joachim Loew, selekcjoner reprezentacji Niemiec, który zobaczył z trybun premierowy dublet nastolatka w Bundeslidze. Na powołanie do zespołu narodowego kazał mu jednak poczekać jeszcze przez kilka lat. Werner przydał się "Nationalelf" w 2017 roku, kiedy poprowadził ją do zwycięstwa w Pucharze Konfederacji i został najskuteczniejszym piłkarzem turnieju.
Napastnik był już wtedy graczem RB Lipsk. Do transferu z VfB Stuttgart doszło w czerwcu 2016 roku. Wydatek 10 milionów euro uznawano za pokaz możliwości finansowych beniaminka ze wschodu Niemiec. Był to jego transferowy rekord. Czas pokazał, że była to zarazem doskonała inwestycja. W czterech sezonach Werner strzelił blisko 100 goli, pomógł RB Lipsk urosnąć od nowicjusza Bundesligi do ćwierćfinalisty Ligi Mistrzów.
Na podbój Wysp Brytyjskich
Wartość Timo Wernera wzrosła w czasie spędzonym w RB Lipsk z 10 do 53 milionów euro. Za tyle kupiła napastnika Chelsea FC. Najgroźniejszy konkurent Roberta Lewandowskiego w klasyfikacji strzelców Bundesligi, przenosi się, tak jak wcześniej Aubameyang, z Niemiec do Londynu.
Transfer Timo Wernera został już oficjalnie potwierdzony. Reprezentant Niemiec podpisał kontrakt na pięć lat i stał się najlepiej zarabiającym zawodnikiem Chelsea FC. - Dołączenie do tak wspaniałego klubu jest dla mnie powodem do dumy. Nie mogę doczekać się nowego sezonu - mówi zawodnik, który spróbuje swoich sił w Premier League.
W sobotę zagrał po raz ostatni w Bundeslidze. W wygranym 2:1 meczu z FC Augsburg strzelił dwa gole i zagwarantował RB Lipsk miejsce na podium. W turnieju finałowym Ligi Mistrzów już nie pomoże drużynie Juliana Nagelsmanna.
Regularnie od 2016 roku Timo Werner był wymieniany w kontekście transferu do Bayernu Monachium. Na taki ruch nie zdecydował się ani piłkarz, ani jego menedżer. W Bawarii byłby prawdopodobnie numerem dwa w ofensywie Bayernu, tak jak w ostatnim sezonie, mimo ogromnych starań, był snajperem numer dwa w Bundeslidze.
Czytaj także: Polak pomaga Polakowi. Miroslav Klose będzie trenował Roberta Lewandowskiego
Czytaj także: Kluby oparte na tradycyjnych wartościach najlepiej przejdą przez pandemię