Gdyby nie wybuch pandemii COVID-19, w piątek ruszyłoby Euro 2020. W meczu otwarcia turnieju Włosi zagraliby na Stadio Olimpico w Rzymie z Turcją. Reprezentacja Polski natomiast przygotowywałaby się w Dublinie do poniedziałkowego spotkania ze zwycięzcą barażu.
Wśród podopiecznych Jerzego Brzęczka na pewno byłby Jakub Błaszczykowski. Weteran zagrał w koszulce z białym orłem na piersi już 108 razy - więcej od niego występów w kadrze ma tylko Robert Lewandowski (112). Euro 2020 miało być zwieńczeniem jego reprezentacyjnej kariery. Tyleż wielkiej, co pechowej. Były kapitan drużyny narodowej nie miał szczęścia do wielkich turniejów, a teraz okrutny los zadrwił z niego po raz kolejny i znów zdeptał jego marzenia.
Bohater tragiczny
Klubowa kariera Błaszczykowskiego to historia o odrzucanym w kolejnych miejscach nastolatku, który w końcu dzięki kontaktom wujka ląduje w wielkiej Wiśle Kraków i robi w niej furorę. Dotknięty rodzinną tragedią chłopiec trafia z piłkarskich nizin na europejskie salony, zdobywa mistrzostwa Niemiec, gra w finale Ligi Mistrzów. Gotowy scenariusz na polską wersję kultowego filmu "Gol".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
Błaszczykowski-piłkarz klubowy jest bohaterem filmu familijnego ze szczęśliwym zakończeniem. Błaszczykowski-reprezentant to bohater tragiczny. Czegokolwiek by nie zrobił, jego wysiłek zawsze pójdzie na marne, a on sam zostanie zapamiętany przez pryzmat porażki. W nieco łagodniejszej wersji: pecha.
Wiosną 2006 roku te dwie postacie się przenikły. 20-letni Błaszczykowski nie jest już objawieniem Ekstraklasy, a jednym z najlepszych ligowców. - Każdy dzień spędzony w polskiej lidze jest dla niego dniem straconym - mówi o nim Zbigniew Boniek, patrzący wtedy na Polskę z perspektywy Rzymu jako niezależny komentator.
W marcu Paweł Janas umożliwia przebojowemu skrzydłowemu debiut w reprezentacji i wszystko wskazuje na to, że młody wiślak wskoczy do kadry na MŚ 2006. Udział Błaszczykowskiego w turnieju mógł być inspiracją dla wszystkich, którzy utknęli w niższych ligach - jeszcze półtora roku wcześniej "Kuba" grał w IV-ligowym KS Częstochowa, a teraz ma wystąpić na mundialu.
3 maja, na treningu, doznaje jednak urazu pleców. Krakowscy dziennikarze piszą o "niegroźnej kontuzji", ale tyle wystarczy, by 12 dni później jego nazwiska zabrakło na liście odczytanej przez selekcjonera podczas pamiętnej konferencji prasowej. Więcej mówi się o sensacyjnym pominięciu Jerzego Dudka, Tomasza Frankowskiego i Tomasza Rząsy, ale brak Błaszczykowskiego też jest istotny.
Rozczarowanie
Eliminacje Euro 2008, już pod wodzą Leo Beenhakkera, zaczyna w wyjściowym składzie, ale w przerwie meczu z Finlandią (1:3) zostaje w szatni. Cała drużyna gra źle, ale "Kuba" rozczarowuje najmocniej. To dopiero jego drugi występ w kadrze. Po zmianie jest załamany, jeszcze z szatni telefonuje do brata.
Nowy selekcjoner nie skreśla jednak 22-latka, a ten cztery dni później przeciwko Serbii (1:1) rehabilituje się i staje się ważnym ogniwem drużyny narodowej. Biało-Czerwoni, przy jego dużym udziale, pierwszy raz awansują do mistrzostw Europy, ale Błaszczykowskiego historyczny turniej ominie.
Sezon 2007/08 jest jego pierwszym w Borussii. Zwiększone obciążenia treningowe nie pozostają bez wpływu na jego zdrowie. Przez całe rozgrywki zmaga się z dolegliwościami mięśniowymi. Na zgrupowaniu przed turniejem odnawia mu się uraz mięśnia dwugłowego uda, którego doznał w lutym.
Prosi Beenhakkera o zgodę na wyjazd do Polski, by przejść rehabilitację pod okiem dra Jerzego Wielkoszyńskiego. Selekcjoner się nie godzi, a niedługo później rezygnuje z powołania go na turniej. Było pewne, że Błaszczykowski nie będzie mógł zagrać w pierwszym meczu z Niemcami, ale w drugim z Austrią już byłby do dyspozycji.
- Kuba, nie możemy cię narażać, twojego zdrowia - słyszy od Holendra, który wolał ściągnąć z wakacji Łukasza Piszczka, niż zaufać rekonwalescentowi. "Byłem rozgoryczony nie z powodu kontuzji, tylko z powodu decyzji, którą podjął trener. (...) Jeśli jesteś ważnym piłkarzem, to można to było inaczej rozegrać. Mnie wtedy bardzo ciężko było zaakceptować tę decyzję" - powie Małgorzacie Domagalik w swojej biografii "Kuba".
"Brak powołania na mistrzostwa Europy to jedno z największych rozczarowań w mojej karierze. Wróć. Największe. Najtrudniej było oglądać mecze naszej reprezentacji. Ukrywać rozczarowanie, że mnie tam nie ma, że nie mogę pomóc chłopakom" - przyzna "Przeglądowi Sportowemu".
Afera biletowa
Do trzech razy sztuka i udziału w Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie już nic mu uniemożliwi. Zagra na mistrzostwach Europy jako jeden z czołowych skrzydłowych Bundesligi, dwukrotny mistrz Niemiec i przede wszystkim - jako kapitan. Został nim półtora roku wcześniej w efekcie incydentu, do którego doszło na pokładzie samolotu, którym reprezentacja wracała do Polski ze Stanów Zjednoczonych. Za niewłaściwe zachowanie Franciszek Smuda wyrzucił wtedy z kadry Artura Boruca i Michała Żewłakowa, a kapitańską opaskę, którą od wielu lat dzierżył ten drugi, przekazał Błaszczykowskiemu.
W dwóch pierwszych meczach turnieju z Grecją (1:1) i Rosją (1:1) "Kuba" pokazuje się z dobrej strony. Przeciwko Grecji asystuje przy trafieniu Roberta Lewandowskiego, które zatrzęsło Stadionem Narodowym. Z Rosją zdobył kapitalną bramkę uderzeniem z dystansu i staje się bohaterem narodowym niczym Gerard Cieślik 55 lat wcześniej. Z Euro 2012 nie zostanie jednak zapamiętany jako jeden z tych, który nie rozczarował, tylko jako "Biletelli". Po porażce z Czechami (0:1), która wyeliminowała Polskę z turnieju, udzielił niefortunnej wypowiedzi, po której wybuchła tzw. "afera biletowa".
- Nie może być tak, że przed każdym meczem musimy pytać pana prezesa o to, czy nasze rodziny mogą przyjechać na mecz. Wszyscy dostają bilety bez problemu, tylko nasze rodziny ich nie mają. Pan prezes mówi w wywiadzie, że ma świetny kontakt z drużyną, ale ja tego nie zauważyłem. Za każdym razem, kiedy ustalaliśmy coś z prezesem, to te ustalenia nie trzymały się później kupy. Musiałem do 23 w nocy załatwiać rzeczy wiążące się z totalnymi bzdurami - zdradza.
Chce bronić kolegów, a wystawia się na ostrzał artyleryjski. Kibice nieoczekiwanie stają po stronie PZPN - rozczarowanie postawą drużyny było większe niż nienawiść wobec federacji. Dziennikarze też nie zostawiają na nim suchej nitki. Wykłada Grzegorzowi Lacie piłkę do pustaka, a ten "setek" nie zwykł marnować.
- Każdy piłkarz dostał po 33 bilety. Jak się przegrywa, to trzeba mieć klasę. Powinni popatrzeć najpierw na siebie, bo mieli wszystko. Warunki mieli znakomite, proszę się spytać całego sztabu. Niech oni się wezmą za granie. Jeśli ktoś uważa, że dostał nie tej klasy bilet... To nie są biedni ludzie. Jak chciał, żeby jego żona siedziała w loży, mógł sobie tę lożę wykupić. Zarabiają olbrzymie pieniądze - odpowiada pod publikę prezes PZPN.
Degradacja
Błaszczykowski był kapitanem reprezentacji Polski w 31 meczach - tylko Kazimierz Deyna i Robert Lewandowski dostąpili tego zaszczytu więcej razy. Problem w tym, że okres, w którym "Kuba" nosił opaskę, był najgorszym dla Polski w XXI wieku. Euro 2012? Wielkie rozczarowanie. Eliminacje MŚ 2014? Biało-Czerwoni wyprzedzili tylko San Marino i Mołdawię, a i tego drugiego przeciwnika pokonali tylko raz.
Gdy był nim ostatni raz, Polska w drugim meczu za kadencji Adama Nawałki bezbramkowo zremisowała z Irlandią (0:0), za co została niemiłosiernie wygwizdana. To po tym meczu Mateusz Klich zaprosił kibiców na bigos. Taka kwaśna atmosfera towarzyszyła kadrze, gdy jej kapitanem był Błaszczykowski. Nie z jego winy - o wszystkim decydowały wyniki.
A gdy rodziła się mocna drużyna Nawałki, Błaszczykowski przyglądał się temu z boku. W styczniu 2014 roku doznał najpoważniejszej kontuzji w karierze - zerwał więzadło krzyżowe w kolanie. Gdy był bliski powrotu na boisko, nabawiał się urazów mięśniowych. Ostatecznie pauzował 230 dni, a na kolejny występ w kadrze czekał aż 571 dni.
Ominął go historyczny triumf z Niemcami i cały udany początek eliminacji Euro 2016. Gdy wrócił, to już nie w roli kapitana. Początkowo Robert Lewandowski jedynie go zastępował, ale w grudniu 2014 roku selekcjoner ogłosił, że "Lewy" zostanie kapitanem na stałe. Błaszczykowski nie mógł przełknąć tej porażki. Tym bardziej że Nawałka poinformował go o swojej decyzji w chwili, gdy piłkarz zamykał najgorszy rozdział w karierze i przygotowywał się do pierwszego od 10 miesięcy występu.
[nextpage]
Decyzja selekcjonera rozsierdziła Błaszczykowskiego. Pomocnik zapadł się pod ziemię i nie chciał zabierać głosu w sprawie. Doszło nawet do tego, że nie odbierał telefonów od Nawałki i Lewandowskiego. Cztery miesiące później selekcjoner nie powoła go na mecz z Irlandią w Dublinie (1:1), czym tylko doleje oliwy do ognia. W czerwcu były już kapitan w końcu doczeka się powrotu do kadry, ale nim pojawi się na zgrupowaniu, weźmie udział w konferencji prasowej z okazji premiery książki "Kuba".
- Zapadły pewne decyzje, które mnie zabolały. Chyba każdego by zabolały. Ja jednak nigdy nie byłem człowiekiem, który by się na innych obrażał. Zawsze starałem się być po prostu szczery i szczerości, może na wyrost, wymagałem także od innych. Ale cóż, życie. Zaufanie się traci dość szybko i ciężko je potem odbudować. Ale reprezentacja zawsze jest ponad wszystko - powie.
Nawałka będzie ponad to i nie odniesie się do tych słów. W meczu z Gruzją (4:0) wpuści go na boisko na ostatnie pół godziny, a on zdąży asystować przy golu Lewandowskiego. Po trafieniu samce alfa, które przez długie lata toczyły walkę o dominację w stadzie, wpadły sobie w ramiona. To najsłynniejszy uścisk w historii współczesnej polskiej piłki. Gest, który zamknął jeden rozdział i otworzył kolejny.
Z nieba do piekła
"Kuba" podporządkował się zwierzchnictwu Lewandowskiego i przyjął zasady Nawałki. Z pożytkiem dla kadry, bo w drugiej części eliminacji zadomowił się w składzie i na Euro 2016 pojechał już jako gracz pierwszej "11". Zapłacił jednak za to odejściem z Borussii Dortmund. Thomas Tuchel nie widział dla niego miejsca BVB, więc mając w perspektywie udział w mistrzostwach, zdecydował się na wypożyczenie do Fiorentiny.
Podczas turnieju jest w doskonałej formie i to głównie dzięki niemu Biało-Czerwoni docierają aż do ćwierćfinału. W meczu z Irlandią Północną (1:0) asystuje przy zwycięskim golu Arkadiusza Milika, a potem z Ukrainą (1:0) i Szwajcarią (1:1, k. 5:4) sam zdobywa bramki. Michał Pazdan i Bartosz Kapustka są odkryciami turnieju, ale to Błaszczykowski jest we Francji najlepszym Polakiem.
Szybko przechodzi jednak drogę z nieba do piekła. W spotkaniu 1/4 finału z Portugalią (1:1, k. 3:5) marnuje rzut karny, co jest bezpośrednią przyczyną odpadnięcia Polski z Euro 2016. Strzela w prawy dolny róg, Rui Patricio przewiduje jego zamiar i broni strzał. Błaszczykowski zalewa się łzami i chowa twarz w dłoniach. To najgorszy moment w jego reprezentacyjnej karierze, a ujęcie wracającego do koła środkowego Błaszczykowskiego jest jednym z najsmutniejszych kadrów w historii Biało-Czerwonych.
Patricio ma ułatwione zadanie, bo Błaszczykowski strzela w identyczny sposób co kilka dni wcześniej ze Szwajcarią. - Bramkarz wyczuł, gdzie będę strzelał. Zawsze wybieram ten róg, może mogłem strzelić nieco mocniej albo podnieść piłkę wyżej? - zastanawia się po meczu. To ostatni zmarnowany przez niego rzut karny - 8 kolejnych wykorzysta i nigdy już nie uderzy tak samo dwa razy z rzędu.
Upokorzenie
W eliminacjach MŚ 2018 potwierdza, że jest ważnym ogniwem kadry, ale jego udział w mundialu staje pod dużym znakiem zapytania. W sezonie 2017/18 ma niekończący się problem z plecami. Sztab medyczny VfL Wolfsburg nie potrafi mu pomóc. Ulgę przynosi mu dopiero praca w Płocku pod okiem Leszka Dyi.
Debiut na mistrzostwach jest dla niego spełnieniem marzeń, nagrodą za poświęcenie i tytaniczną pracę, którą wykonał w poprzedzających turniej tygodniach. Zaczyna mundial w wyjściowym składzie, ale w meczu z Senegalem (1:2) doznaje urazu. Spotkanie z Kolumbią (0:3) obejrzy z ławki rezerwowych, a przeciwko Japonii (1:0) też nie zagra od pierwszego gwizdka.
W doliczonym czasie gry drugiej połowy meczu z Japonią Nawałka postawia sięgnąć po Błaszczykowskiego. Selekcjoner chce wykorzystać najbardziej doświadczonego ze swoich podopiecznych do przeprowadzenia zmiany "na czas". Zamiast 101. występu w drużynie narodowej Błaszczykowski doczeka się upokorzenia i mimowolnie staje się jednym z bohaterów farsy, o której mówi cały piłkarski świat.
"Kuba" długo czeka przy linii bocznej na przerwę w grze, ale ta, wobec pasywnej postawy zarówno Polaków, jak i Japończyków, nie nadchodzi. W końcu Nawałka poleca Kamilowi Grosickiemu symulowanie urazu, by sędzia Janny Sikazwe przerwał grę. Arbiter z Zambii odczyta jednak fortel selekcjonera reprezentacji Polski i gdy Grosicki siada na murawie, nie przerwał gry, a chwilę później odgwizdał koniec meczu.
Sposób, w jaki potraktowany zostaje Błaszczykowski, rozsierdza jego brata, Dawida. "Pytam się, k...a, czym sobie zasłużył na taki brak szacunku?" - pisze tuż po meczu starszy brat piłkarza na Facebooku.
To mógł być ostatni, niedoszły w zasadzie, występ Błaszczykowskiego w reprezentacji Polski. "Kuba" nie pozwolił jednak na to, by zapamiętano go jako stojącego przy linii bocznej w Wołgogradzie. Gdy selekcjonerem został Jerzy Brzęczek, postanowił nie żegnać się z kadrą jak jego serdeczny przyjaciel Łukasz Piszczek. Jego celem był udział w Euro 2020 i to pod wodzą swojego wujka.
Turniej miał być ukoronowaniem jego reprezentacyjnej kariery i pięknym zakończeniem rodzinnej historii. Przesunięcie imprezy o rok w praktyce oznacza, że Błaszczykowski nie dostanie szansy na pożegnanie się z kadrą w świetle jupiterów. Ostatnim jego wspomnieniem z dużej imprezy będzie uczucie palącego wstydu w Wołgogradzie.