Ireneusz Mamrot: Byłem zmęczony piłką. Przez prawie 20 lat pracowałem bez przerwy [WYWIAD]

Materiały prasowe / Michał Puszczewicz/Arka Gdynia / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot
Materiały prasowe / Michał Puszczewicz/Arka Gdynia / Na zdjęciu: Ireneusz Mamrot

- Zaczynamy z mocnego pułapu pod względem psychologicznym, ale wiedziałem z kim zagramy na starcie i nie wystraszyłem się tego. Arka dawno nie wygrała w Gdańsku i trzeba to przełamać - mówi nam Ireneusz Mamrot, nowy trener Arki Gdynia.

W trakcie przerwy w rozgrywkach Ireneusz Mamrot zastąpił na stanowisku trenera Arki Krzysztofa Sobieraja, a w nowej roli zadebiutuje w niedzielnych derbach z Lechią Gdańsk. WP SportoweFakty mówi o wymagającym debiucie, swoim planie na Arkę, refleksji po zwolnieniu z Jagiellonii Białystok i zerwaniem z łatką "człowieka Kołakowskich".

***

Kuba Cimoszko, WP SportoweFakty: Od razu skacze pan na głęboką wodę, bo tak można chyba nazwać pański debiut na ławce Arki w derbach Trójmiasta?

Ireneusz Mamrot, trener Arki Gdynia: Wiadomo jak ważne jest to spotkanie dla kibiców, ale trzeba też przede wszystkim spojrzeć na to jak ważne jest dla nas. Nie skupiamy się na tym, że to są derby, ale mecz, który może dać potrzebne nam punkty. Chociaż nie patrzmy tylko na nas - dla Lechii też jest to ważne starcie, bo ciągle walczy o ósemkę, a różnice w tabeli są niewielkie. Zaczynamy więc z takiego mocnego pułapu pod względem psychologicznym, ale przecież i tak z każdym trzeba zagrać. Poza tym sam wiedziałem z kim zagramy na starcie i przecież nie wystraszyłem się tego. Arka dawno nie wygrała w Gdańsku i trzeba to przełamać. O to powalczymy.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"

Zbudowanie drużyny na pierwszy mecz bez żadnego sparingu po tak długiej przerwie było trudnym zadaniem?

Nie jest to łatwe, nie ma co ukrywać. Na pewno łatwiej komuś obejmującemu zespół byłoby zacząć od gry kontrolnej. Mógłbym zweryfikować naszą wspólną pracę i niektórych graczy na tle przeciwnika, a nie tylko przez grę wewnętrzną. Obecnie mam możliwość, by zrobić to tylko przez mecze. Jeśli więc ktoś jest dłużej w jakiejś drużynie, to ma lepszą sytuację... Są jednak takie obostrzenia i po prostu się do tego dostosowuję - nie narzekam, a tylko mówię, że trochę by nam pomogło. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że gdybym objął zespół normalnie w trakcie sezonu, to byłoby przykładowo 5 dni do meczu i też bym wiele nie sprawdził.

Czym przekonała pana Arka podczas negocjacji? Mówił pan o wizji długofalowej (Mamrot podpisał kontrakt do 30 czerwca 2022 roku - przyp. red.), wpływie na transfery...

Na pewno to wszystko miało duże znaczenie. Rozmawialiśmy też o tym jak ten zespół ma wyglądać w przyszłości i spojrzenie działaczy było zbieżne z moim. Na razie nie ma jednak co wchodzić w szczegóły, bo trzeba się skupić na utrzymaniu. Mogę powiedzieć tyle, że chcę by proporcje Polaków do graczy zagranicznych były trochę na korzyść tych pierwszych. Oczywiście ci drudzy zawsze będą potrzebni, ale tylko tacy, którzy będą skutecznie walczyć o pierwszy skład i będą dla niego wzmocnieniem. Obecnie nie jest źle, bo już przeważają nasi zawodnicy, ale jeszcze można byłoby te proporcje zwiększyć. A poza tym to duży klub z tradycjami, mający swoją markę w kraju - to też miało wpływ.

A jak pan reaguje na docinki, że jest pan "człowiekiem Kołakowskich"?

Nie przejmuje się tym specjalnie, bo ludzie często mówią różne rzeczy i lubią coś dopowiadać. W całej swojej karierze trenerskiej miałem u siebie tylko jednego piłkarza od pana Jarosława Kołakowskiego i na dodatek nie grał w pierwszym składzie. Ponadto nie znamy się szczególnie. Fakty są więc najlepszą odpowiedzią na tego typu gadanie.

Miał pan pięć miesięcy przerwy w pracy trenera. Jak to na pana wpłynęło?

Z perspektywy czasu myślę, że to się mi przydało. Miałem za sobą prawie 20 lat tak naprawdę nieprzerwanej pracy, a to jest jednak psychicznie obciążające: zmiany klubów, myślenie o zawodnikach, o kolejnych ludziach, różnych celach... Ciągłe napięcie. Nie przypadkiem pod koniec w Jagiellonii było to zmęczenie we mnie widać, choć człowiek tego nie czuł. Dziś widzę po sobie, że taki reset jest czasem niezbędny i dobrze działa. Tej energii jest naprawdę dużo.

Podczas naszej rozmowy po odejściu z Jagi mówił pan o chęci dokształcania się, wyjazdów na zagraniczne staże. Pandemia koronawirusa pokrzyżowała te plany?

Bardzo. Miałem już szczegółowo ustalony harmonogram w Wolfsburgu, ale na 9-10 dni przed jego rozpoczęciem sam zrezygnowałem właśnie z tego powodu. Zresztą 3 dni później i tak była informacja o zawieszeniu rozgrywek, więc nic by z tego nie wyszło. Kolejny miał być docelowo we Włoszech, dograny był już w 80 procentach. Niestety... Na pewno żałuję, że nic z tego nie wyszło. Pracując w Ekstraklasie jest trudno o coś takiego, bo gramy praktycznie do świąt Bożego Narodzenia, a później są własne przygotowania. Ludzie mają teraz jednak znacznie większe problemy i nie będę narzekać, że nie pojechałem na staż. Niemniej był cel, aby tą wiedzę poszerzyć.

Chyba jednak trochę to się udało?

Współpracowałem z kilkoma analitykami. Oglądałem też wszystkie mecze Ekstraklasy. Początkowo nie włączałem tylko lig zagranicznych, bo byłem trochę zmęczony piłką.

Dużo pan myślał o ostatnim czasie w Jagiellonii?

Ogólnie już po odejściu analizowałem co mogłem zrobić lepiej, poprawić. Niemniej jak jest się już długo w jednym miejscu, to trudno o drastyczne zmiany, bo wydaje się to nienaturalne. Poza tym i tak czasu nie mogłem cofnąć. Nie chcę więc już wchodzić w szczegóły, rozgrzebywać. Z całego pobytu w klubie i mieście jestem na pewno bardzo zadowolony, tylko ta końcówka... Ogólnie jednak 2,5 roku oceniam pozytywnie i jest to dla mnie cenne doświadczenie. Myślę, że przyda się w kolejnej pracy.

Dużo klubów odzywało się do pana w trakcie tej przerwy?

Miałem dwa zapytania pod kątem nowego sezonu, ale to nie było nic pewnego. A ja nie chcę bazować na tym, że komuś coś tam się nie uda czy ktoś z kimś się nie dogada. Nigdy się nie bawiłem w takie rzeczy i nie chciałbym tego robić. Tutaj była konkretna oferta, moja przerwa też zrobiła swoje, nabrałem dużo energii i bardzo chciałem już zacząć pracować.

To, że nowi właściciele Arki pomyśleli o panu już na starcie musiało być miłe.

Na pewno przy każdej propozycji człowiek w jakiś sposób czuje się dowartościowany. Czasami przecież czeka się bardzo długo na pracę w naszym zawodzie. Niemniej rozmowy były dość długie, ale zdecydowałem się i na dziś jestem bardzo zadowolony. Wszystko nad czym dyskutowaliśmy jest póki co realizowane i z tego się cieszę. A przyszłość pokaże jak to wszystko się zakończy.

Zdążył pan już trochę poznać nowych podopiecznych?

Tak, można tak powiedzieć. Mamy za sobą trochę pracy na własnych obiektach, doszło jeszcze to zgrupowanie w Gniewinie i ta wiedza jest już większa. Zresztą to nie byli przecież dla mnie anonimowi zawodnicy. Pod kątem piłkarskim można mniej znać kogoś kto trochę mniej grał, ale resztę już kojarzyłem. Ważne było więc dla mnie, by poznać ich głównie od strony charakterów. I jasne, że po trzech tygodniach nie znam ich na wylot, ale na pewno już jakieś pierwsze ważne spostrzeżenia dla siebie mam.

Na co pan szczególnie zwrócił uwagę?

Cieszy mnie podejście piłkarzy do pracy. Widać, że przyjście nowego właściciela spowodowało u nich skok optymizmu. Widzą, że w Arce może być lepiej. Przed zmianami organizacyjnymi na pewno martwili się o wszystko, brakowało wiary w pewne rzeczy i to też rzutowało na wyniki. Obecnie jest inaczej. Klub zapewnił nam wszystko, trzeba odpłacić na boisku. Moją rolą jest więc, by to poskładać.

NA KOLEJNEJ KARCIE PRZECZYTASZ O TYM, CZYM WG MAMROTA RÓŻNI SIĘ WALKA O UTRZYMANIE OD WALKI O TYTUŁ, O JEGO PLANIE NA ZESPÓŁ I KOLEJNEJ UCIĄŻLIWEJ ROZŁĄCE Z RODZINĄ
[nextpage]W Jagiellonii wygrał pan sześć meczów z Arką, przegrał tylko jeden. Chyba żadnego rywala pan bardziej nie "zbił".

A to jest nawet ciekawe i dopiero teraz sobie uświadomiłem, że idąc do pracy w Głogowie też miałem podobną statystykę - 4 wygrane w 4 spotkaniach z Chrobrym. Fajnie to się później dla nas ułożyło i nie miałbym nic przeciwko, by tutaj historia była podobna i ta praca dała równie dużo satysfakcji. Na razie są jednak zupełnie inne cele.

Po raz pierwszy w pana karierze trenerskiej w nowym klubie zaczyna się walką o utrzymanie. To większa presja niż gra o awans czy mistrzostwo?

Na pewno jest to co innego. Zdajesz sobie sprawę, że wiele lat na coś pracujesz, a i każdy spadek jest ciężkim przeżyciem. Dla każdego, bo traci nie tylko trener, ale też piłkarze, kibice i klub. To jest coś takiego, co często ciągnie za sobą taki łańcuszek wielu nieprzyjemnych rzeczy. Jak nie zdobędziesz mistrzostwa czy nie osiągniesz europejskich pucharów to jest rozczarowanie, ale nie ma aż takich konsekwencji. Presja jest więc na pewno większa, ale trzeba się skupić na graniu. Zresztą to dla mnie nowa sytuacja, ale taki jest nasz zawód. Mógłbym dłużej czekać, może pojawiłaby się oferta z zespołu, który jest wyżej i stres byłby mniejszy, ale i wyzwanie także.

Arka ma trochę doświadczonych piłkarzy w składzie. Uważa pan, że to może zadziałać na waszą korzyść czy przy obecnej intensywności grania będzie wręcz przeciwnie?

Przede wszystkim tacy zawodnicy mogą dobrze wpłynąć na szatnię i to na pewno plus. Jeśli ktoś nigdy nie grał o utrzymanie to jest to jakaś nowość dla niego, inna presja i noga może zadrżeć w kilku momentach. Jeśli ktoś to przeżył, ma pewne doświadczenie, to lepiej. Aczkolwiek wiadomo, że było trochę zmian w Arce i inni zawodnicy muszą też pomóc. Ważne, aby do końca zachować spokój i walczyć do końca. Nie ma co dzielić - wszyscy muszą się zaangażować i patrzeć w jednym kierunku. Tu jednak widzę, że nie będzie z tym problemów. Z każdym udało się dogadać w sprawie kontraktów, komu się kończyły to nie było problemów, by przedłużyli o kolejny miesiąc. To dobrze wróży.

Jak będzie grać Arka Mamrota? Pamiętam, że w Jagiellonii próbował pan wprowadzić grę ofensywną, opartą na utrzymaniu piłki i podobnie grał też wcześniej pana Chrobry.

Wiadomo, że obecnie najważniejsze jest punktowanie. Musimy być pragmatyczni w swojej grze. Nad pewnymi rzeczami pracujemy, na pewno chcemy stwarzać więcej sytuacji niż dotychczas. W bardziej odległej perspektywie chciałbym natomiast grać ofensywnie i jako trener będę do tego dążył, ale dziś nie liczy się styl a efekt. Margines błędu jest bardzo mały, właściwie to prawie go nie ma i musimy się skupić, by w pozostałych spotkaniach uzyskać po prostu jak najlepsze wyniki.

Przywrócenie Nabila Aankoura do pierwszej drużyny można odebrać jako taki pierwszy znak, że Mamrot zaczyna układanie Arki po swojemu?

To normalne, że przyjście nowego trenera niesie za sobą pewne decyzje kadrowe. Wiele razy już tak było w różnych klubach, że zawodnicy przesunięci do rezerw na tym zyskiwali i wracali do składu pierwszej drużyny. Skoro jest dobry piłkarz w kadrze i ma ważny kontrakt, to trzeba korzystać. A osobiście przecież nie miałem powodu, by nie dać mu szansy. Pamiętam go z Korony Kielce, gdzie prezentował się bardzo dobrze. Poza tym wiadomo jaką mamy teraz sytuację - pomoc każdego zawodnika będzie nam potrzebna. Widzimy po powrocie Bundesligi ile ta przerwa spowodowała kontuzji. Problem tylko w tym, że znowu przytrafił mu się drobny uraz. Nie jest to jednak nic poważnego i mam nadzieję, że szybko wróci do składu. Wszystko zależy od niego chcielibyśmy aby pomógł drużynie i przy okazji sobie.

Wiele osób uważa, że Arka jako klub ma duży potencjał, którego dotąd - poza pojedynczymi zrywami - nie udało się wydobyć. Panu się uda?

Kluczem do wszystkiego będzie to utrzymanie. Wszyscy wiedzą jaką mamy sytuację w tabeli. Łatwo nie będzie, ale tak jak nigdy nie byłem zwolennikiem tego podziału na grupy, tak teraz daje nam to większą szansę. I naprawdę wciąż wszystko zależy od nas, co napawa optymizmem. Oczywiście każdy też ma ambicje i nie chce grać co roku o ligowy byt. W pewnym momencie kibice są tym zmęczeni, bo chcą widzieć swój zespół wyżej. Klub też dzięki temu może się rozwijać, co jest bardzo ważne. Na pewno jest więc taki cel, ale dziś możemy o tym długo rozmawiać i nic poza tym. Nie będę przecież mówił o europejskich pucharach, gdy jesteśmy na miejscu spadkowym. Są jednak plany na to jak będzie to później wyglądało, mamy jakieś koncepcje na kolejny sezon w Ekstraklasie. Niestety musimy też zakładać tą drugą, na którą też częściowo jesteśmy gotowi, ale wolimy o niej nie mówić. Skupiamy się jednak i robimy wszystko, by w życie weszła ta pierwsza. Ambicje wszystkich są takie, by Arka grała o coś więcej niż utrzymanie.

A zgadza się pan, że liga w najbliższym czasie to wielka zagadka?

Jest to coś nowego. Ogólnie skupiamy się na tym, co widzimy i słyszymy, np. pustych trybunach. Jest jednak także wiele, wręcz multum innych aspektów. Przykład? Choćby to, że po meczu w tych szatniach nie możemy się nawet wykąpać, a musimy wrócić do hotelu. Logistyka to zresztą nie będzie prosta rzecz. W przypadku Arki większość wyjazdów jest naprawdę daleka, co nie ułatwi pracy wielu osobom w to zaangażowanym. Koszta zawsze będą większe, bo trzeba np. wykupić dodatkową dobę. Część wciąż jest więc dla nas zagadką. Takie są jednak wymogi, trzeba się po prostu cieszyć z możliwości powrotu. Poza tym zdajemy sobie sprawę, że trudniejsze będą te pierwsze mecze, a później zespoły zaczną łapać już odpowiedni rytm.

Póki co można było trochę poobserwować na przykładzie Bundesligi.

Powiem tak, oglądałem ostatnio mecz Borussii Dortmund z Bayernem Monachium i nie było tak źle. O ile na pierwszy z Schalke 04 patrzyło się ciężko, to na ten już naprawdę z przyjemnością. Poziom był bardzo wysoki. Cóż, z czasem wszyscy adaptujemy się do różnych warunków. Trudno, tak to musi wyglądać.

Tylko te puste trybuny...

Trzeba wierzyć, że powoli wszystko będzie się odmrażać i kibice też będą powoli wracali. Tak naprawdę skoro wszystko jest pootwierane i jest coraz większy natłok ludzi w różnych miejscach, to przy podobnych ograniczeniach liczbowych kibice mogliby się pojawić na trybunach. Choć oczywiście to jest tylko moje zdanie.

Po odejściu z Jagiellonii nie krył pan, że po części liczy, iż nowy klub będzie bliższy domu. Wyszło niespełna 50 kilometrów...

A czasowo w zasadzie mamy to samo, jeśli chodzi o podróż. Cóż, na pewno wydawało mi się wtedy, że nowa praca będzie bliżej domu. W ciągu ostatnich tygodni ta tęsknota za piłką była jednak już tak bardzo duża, że nie narzekam. Poza tym to bardzo fajny region Polski do mieszkania. Szczególnie w tym okresie wiosenno-letnim, gdy jest tutaj naprawdę bardzo ładnie. Choć wiadomo, że przez najbliższe 2,5 miesiąca i tak tylko na piłce się skupiamy.

Jak w pana domu zareagowano na ofertę z Gdyni? Niezadowolenie, że znowu taka odległość?

Wręcz przeciwnie, rodzina mnie zachęcała. Wiadomo, że znowu zbyt często nie będzie człowiek jeździł do domu, więcej żona. Będzie też trzeba znieść rozłąkę. Ale w Gdyni mam kuzynów, więc pod tym kątem można powiedzieć, że przynajmniej teoretycznie nie będę tu sam.

Źródło artykułu: