Ligowa rywalizacja wróci w piątek 29 maja. Do 19 lipca wszystkie drużyny muszą rozegrać jedenaście serii (cztery w fazie zasadniczej i siedem w finałowej), a niektórym dojdą jeszcze potyczki w Totolotek Pucharze Polski.
Zaległe ćwierćfinały w walce o krajowe trofeum muszą rozegrać Lech Poznań (ze Stalą Mielec) oraz Legia Warszawa (z Miedzią Legnica). W półfinałach są już Cracovia i Lechia Gdańsk.
Gra co trzy dni nie będzie regułą
- Terminarz nie będzie się mocno różnić od tego, w którym piłkarze funkcjonowali wcześniej. Mamy osiem tygodni, w trakcie których trzeba przeprowadzić jedenaście kolejek. To nie jest aż taka zbitka meczów, żeby organizm nie mógł sobie z nią poradzić - mówi WP SportoweFakty trener przygotowania fizycznego Wisły Kraków, Leszek Dyja.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Marcinak o powrocie do grania w PKO Ekstraklasie. "Słyszałem o przyłbicach i maseczkach. Brakuje tylko zbroi"
Przerwa w rozgrywkach potrwa w sumie ponad dwa miesiące, lecz to nie powinno całkowicie wytrącić piłkarzy z rytmu. - To nie jest tak, że przez pięć czy sześć tygodni do tej pory zawodnicy nic nie robili. Treningi się odbywały, choć w różnych formach. Sztaby miały kontakt z piłkarzami, a oni poprzez zajęcia indywidualne pewien etap wytrenowania już osiągnęli. Nie zaczynają więc od zera. Wiadomo, że to co nas spotkało jest zjawiskiem całkowicie nowym, ale każdy podejmował jakąś aktywność i doszedł do określonego pułapu - zaznaczył Dyja.
Na ile jednak praca indywidualna może zastąpić pełne zajęcia drużynowe? - O tym się dopiero przekonamy, ale gdy już wejdziemy w etap treningów w grupach, będą mieć one zbliżony charakter do tych pełnych. Gdy na boisku będzie pięciu albo sześciu zawodników, myślę, że uda się osiągnąć dość wysoką intensywność - uważa członek sztabu szkoleniowego "Białej Gwiazdy".
Problemem może być niewiele czasu na powrót do optymalnej formy. Pełne treningi zespołowe potrwają tylko ok. dwa tygodnie. - Ale cały okres przygotowawczy to już pięć tygodni - stwierdził Dyja. - To dokładnie tyle samo czasu, ile mieliśmy w zimie. Pod tym względem nie będzie żadnej różnicy.
Ucierpią tylko lenie?
Trener Robert Podoliński, który prowadził niegdyś Dolcan Ząbki, Cracovię, Podbeskidzie Bielsko-Biała i Radomiaka Radom, też nie ma wielkich obaw, choć zwraca uwagę na inny aspekt.
- Urazy mechaniczne mogą się pojawić, lecz to do pewnego stopnia całkowicie normalne zjawisko. Im więcej rozgrywasz meczów, tym większe ponosisz ryzyko. Przy obciążeniach, które będą mieć miejsce w czerwcu i lipcu, wyjdzie, kto jak się prowadził w czasie epidemii - uważa Podoliński.
- Każdy realizował trening podtrzymujący i od jego jakości wiele będzie zależeć. Jeśli któryś z zawodników mocniej sobie pofolgował, będzie bardziej narażony na kontuzje. Wiadomo, że nikt nie miał nad głową trenera, bo proces kontroli odbywał się na odległość. Dlatego ważna była dyscyplina, nie można było potraktować tego okresu jako ekstra świąt - dodał.
Pułap startowy będzie według Podolińskiego kluczowy jeśli chodzi o formę zawodników po wznowieniu gry. - Między meczami trenerzy znajdą czas tylko na odprawy taktyczne. Nie będą w stanie zrobić dużo więcej. Inne kwestie można co najwyżej przypomnieć i udoskonalić - zakończył.
Czytaj także:
Koronawirus. 3 km do innego świata. Kwarantanna zatruwa życie Polakom spod granicy. Piłkarze też tak zarabiają
Demolka na pożegnanie. Groclin Grodzisk Wlkp. rozbił Legię Warszawa i zniknął z piłkarskiej mapy