[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Sport stanął na głowie. Jak to się na was odbije? [/b]
Mateusz Juroszek, prezes STS: Nie uzyskamy dziesiątek milionów złotych planowanego przychodu. Obroty w Polsce spadły nam o kilkadziesiąt procent. To jeszcze jest dla nas bezpiecznym poziomem.
Bezpiecznym?
STS działa tak, jak do tej pory, czyli całkowicie stabilnie. Oczywiście na dziś obroty są dużo niższe, ale mamy w ofercie jeszcze wiele wydarzeń. Można obstawiać rozgrywki piłkarskie w wielu krajach, m.in. w Australii. A także wiele sportów, które cieszyły się mniejszą popularnością, w tym ligę ping ponga w Rosji lub sumo. Mamy też produkty niezależne od sportu - takie jak sporty wirtualne czy zakłady na BetGames, które posiadamy w ofercie jako jedyni w Polsce. Jesteśmy na rynku 20 lat, przez ten czas zbudowaliśmy silną społeczność graczy, rozmawiają między sobą na czatach. Cały czas są aktywni.
Ale jednak pole manewru mają mocno ograniczone.
Dlatego dostosowaliśmy się do nich. Na naszej stronie internetowej widać przejrzyście, jakie wydarzenia są aktualnie dostępne. Po tym, jak świat opanował koronawirus, kupiliśmy prawa do oglądania na żywo bardzo wielu lig, które cały czas grają, np. ligi singapurskiej. Nasza oferta transmisji jest w dalszym ciągu bardzo bogata. Jesteśmy firmą międzynarodową, duży ruch online generuje nam również kasyno, które działa na terenie Wielkiej Brytanii. To wszystko sprawia, że w przypadku STS nie mówimy o stratach, a o niższych przychodach niż zakładaliśmy. Nie jest to zły wynik przy takim załamaniu rynku.
ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Ciężka sytuacja klubów sportowych. "Ratunkiem może być wprowadzenie odpowiednich przepisów"
Na taki krach można się w ogóle zabezpieczyć?
W życiu bym się nie spodziewał, że coś takiego się wydarzy, dlatego musimy robić wszystko, żeby dalej funkcjonować. Kiedy wirus nie był jeszcze tak rozwinięty, nie przeczuwałem dużego spadku przychodów. Nawet 85 procent naszego przychodu pochodzi z działalności internetowej, a w domach ludzie muszą coś przecież robić. W momencie, gdy odwołano mnóstwo wydarzeń sportowych, musieliśmy zmienić strategię.
Nowa jest skuteczna?
To trochę jak z dobrym dużym bankiem, który nawet mimo kryzysu załamania rynku trwa stabilnie. W Polsce dotyczy to tylko największych firm, pierwszą z nich jest STS. Mniejsze mogą mieć problem. Już wcześniej akumulowaliśmy pieniądze z ostatnich lat, gracze mogą być spokojni o swoje środki, mogą bez zmartwień grać i obstawiać.
Gorszą perspektywę mają kluby sportowe. Z wieloma drużynami wiążą was umowy sponsorskie, na przykład z Lechem Poznań, Jagiellonią, Cracovią czy reprezentacją Polski. Macie też kontrakty z zespołami z innych dyscyplin, między innymi z siatkarską Resovią, koszykarskim Anwilem lub Vive Kielce, drużyną piłki ręcznej. Co teraz?
Wspieramy kilkanaście drużyn w Polsce, kontaktowaliśmy się już ze wszystkimi stronami i rozmawialiśmy, jak wspólnie rozwiązać ten problem. Nie planujemy żadnych drastycznych ruchów, ale też będziemy musieli dostosować się do sytuacji. Nikt nie zamierza rozdawać pieniędzy, ale podejdziemy do tematu uczciwie.
Jak to rozumieć?
Są różne założenia, wszystko zależy od tego, czy rozgrywki zostaną dokończone. W innym przypadku możemy się na przykład rozliczyć w oparciu o procent zrealizowanej umowy. Jeżeli jakiś zespół będzie w trudnej sytuacji, to też jesteśmy otwarci, by się dogadać, np. rozłożyć w czasie nasze zobowiązania. W interesie firmy jest, żeby piłkarska ekstraklasa funkcjonowała przez najbliższe lata. Trzeba podejść do wszystkiego z głową, po ludzku. Ciekawi mnie natomiast inna kwestia.
To znaczy?
Jak zareaguje PZPN. Skoro sytuacja w związku jest stabilna i federacja ma zabezpieczone znaczące środki, to może warto byłoby część tej kwoty przeznaczyć na ratunek kilku klubów. Na przykład w formie pożyczki. W końcu mamy jedną ligę, dobrze, gdyby nie straciła na kryzysie. Na pewno nie zazdroszczę teraz prezesom klubów piłkarskich.
Jeżeli liga nie zostanie dokończona, to każda z drużyn będzie stratna kilka milionów złotych tylko z tytułu praw telewizyjnych.
To zrozumiałe, czemu nabywca praw do emisji miałby zapłacić, skoro do meczów nie doszło? Obecna sytuacja wpływa na każdego. Racjonalny wydaje się wariant, żeby kluby w momencie zawieszenia rozgrywek wypłacały zawodnikom jakiś procent pensji, a resztę być może po wznowieniu rozgrywek. Myślę jednak, że presja dokończenia ligi będzie ze strony Ekstraklasy duża, choćby kluby miały grać co dwa dni. Takie organizacje jak UEFA czy FIFA również nie pozwolą, żeby wszystko stanęło na pół roku. W grę wchodzą przecież bardzo duże kontrakty.
Pan liczył, ile czasu zajmie wam odrobienie strat?
Może 2-3 lata? Zależy, bo może się okazać, że liga zostanie dokończona, meczów będzie latem jeden za drugim, później od razu zacznie się nowy sezon i ten rok nie musi okazać się wcale taki najgorszy. Za chwilę startują ligi azjatyckie, w tym liga chińska, i w piłkę i w koszykówkę, powoli tych wydarzeń dochodzi.
No i jest ping pong w Rosji.
W społeczności graczy kluczowe są wydarzenia. Jeżeli nie gra liga hiszpańska, to atrakcyjny staje się ping pong. Nawet w Rosji.
Koronawirus. Mateusz Klich: Kluczowe, żeby dokończyć ligi
Koronawirus. Kierownik LegiaLab: Fala dopiero idzie. Zawodnicy są przygotowani