Najnowsze doniesienia włoskich dziennikarzy są takie, że Polaka chce kupić Aston Villa. Anglicy wykładają na stół 30 milionów euro, nie bawią się w żadne wypożyczenia - CZYTAJ WIĘCEJ. To kolejny z klubów rzekomo zainteresowanych napastnikiem reprezentacji Polski. Odkąd do AC Milan wrócił Zlatan Ibrahimović, dni Krzysztofa Piątka jako głównego snajpera są policzone.
W listopadzie ubiegłego roku Piątek mówił w TVP, że przy następnej zmianie klubu, będzie kosztował 60-70 mln euro. Włosi go skrytykowali, dawali do zrozumienia że Polak rozstał się z rozumem. Jednak to nie musiały być słowa rzucone na wiatr. Wypowiadał je napastnik przekonany o swojej rosnącej wartości, który do wielkiej ligi jaką jest Serie A i wielkiego klubu jakim jest AC Milan wszedł jak niepokorny rewolwerowiec do baru na Dzikim Zachodzie. Zakręcił ostrogami, kopnął drzwi, wyciągnął pistolety i strzelał na prawo i lewo.
Rzeczywistość na razie te słowa dosyć brutalnie weryfikuje. Dziś nikt za Piątka nie zapłaci 70 mln euro. Dziś - jeśli wierzyć włoskim dziennikarzom - AC Milan po prostu chciałby odzyskać zainwestowane w Polaka 35 mln euro.
Grafika: SofaScore.com
Gdy w marcu byłem w Mediolanie na derbach z Interem, szaleństwo fanów na punkcie Polaka przekraczało granice zdrowego rozsądku. W klubowym muzeum Casa Milan dosłownie każdy przechodzący fan robił sobie zdjęcie z koszulką polskiego snajpera. Wtedy jeszcze ze starym numerem "19". To jego zdjęciem przede wszystkim lokalne media zapowiadały derbowe starcie. To przede wszystkim po jego golach (bo prawie nikt inny w Milanie nie strzelał) szalony komentator Tiziano Crudeli odlatywał w swój własny świat, krzycząc do kamery "Pio Pio Pio".
I zaraz Krzysztofa Piątka może w Milanie już nie być. W tym sezonie strzelił tylko 4 gole, ale nie jest też jedynym winnym tej sytuacji. Ba, śmiało można napisać, że jest ofiarą: transferowych zaniedbań, archaicznego stylu gry za byłego trenera Gennaro Gattuso a potem jego następców. Ten stan trwa już kilka miesięcy, Milan nie potrafi podnieść się z marazmu, ostatni mecz z Sampdorią Genua był kolejną kwintesencją nieporadności.
I nadal nie ma gwarancji, nawet ze Zlatanem Ibrahimoviciem, że tę nieporadność szybko zakończy.
24-letni Polak na pewno nie był aż tak znakomity, jak wskazywały na to strzelane przez niego seriami gole. W życiu napastnika czasem tak jest, że co dotknie piłkę, ta wpada do bramki.
Ale nie jest też aż tak słaby, żeby nie móc sobie poradzić w nowej rzeczywistości i wrócić do regularnego zdobywania bramek. Bez względu na to czy w AC Milan, czy już w nowym klubie.
ZOBACZ WIDEO: Gilewicz o przegranej Lewandowskiego ze Zmarzlikiem. "Liczyłem na to, że kibice bardziej docenią piłkarski kunszt Roberta"