Rok 1943. Real Madryt i FC Barcelona rozgrywają jedne z pierwszych Klasyków w historii. Stawka meczu była olbrzymia - awans do finału Pucharu Generała (od 1977 nosi nazwę Pucharu Króla). W pierwszym spotkaniu w Madrycie triumfowała Duma Katalonii (3:0) i rewanż przed własną publicznością miał być tylko formalnością. Do czasu, gdy do szatni Blaugrany nie wszedł zwierzchnik hiszpańskich sił bezpieczeństwa.
Rozmowa, a raczej monolog, był bardzo krótki. Przypomniał Katalończykom miejsce w szeregu i powiedział, iż dalej mogą grać w piłkę dzięki dobrej woli generała Francisco Franco. Efekt? Wynik 11:1 dla Realu.
Terror w białych rękawiczkach
Independencia (niezależność) jest słowem kluczowym dla wszystkich Katalończyków. Od wielu lat mieszkańcy tego regionu walczą o swoją odrębność, odseparowanie od pozostałej części Hiszpanii, która jest dla nich kulą u nogi.
Aby zrozumieć wszystkie zachowania Katalończyków, należy cofnąć się aż o ponad 300 lat. 11 września 1714 roku Barcelona została zdobyta przez wojska Filipa V. Katalonia utraciła swoją niezależność na 100 lat i została wcielona do Hiszpanii. Grzebanie w historii często bywa jednak złudne, dlatego najlepiej skupić się na XX wieku i rządach generała Francisco Franco, który z Katalończykami miał na pieńku. Był dyktatorem z krwi i kości, nieznoszącym sprzeciwu mniejszości. Wszystko miało być zrobione od A do Z według jego zasad.
Zobacz także: El Clasico. Gerard Pique. Żołnierz z Katalonii
Franco działał bezkompromisowo. Zakazał mieszkańcom tego regionu posługiwania się ich ojczystym językiem. Rodzice nie mogli nadawać dzieciom tradycyjnych imion. Kolejnym krokiem było rozwiązanie związków zawodowych. Książki zostały wyrzucone z bibliotek, a na końcu były palone. Doszło do paradoksu, że Katalończycy w swoim języku rozmawiali jedynie... w domach oraz na Camp Nou. To była ich jedyna świątynia do manifestowania poglądów.
Skąd wzięła się u Franco taka nienawiść do tego regionu? Należy cofnąć się do 1936 roku i wojny domowej w Hiszpanii. Doprowadziła ona do obalenia republiki i ustanowienia w Hiszpanii dyktatury generała Franco. Katalonia poparła jego przeciwników, dlatego nie mogło się to skończyć inaczej niż krwawym atakiem na Barcelonę.
Trzy lata później ogłoszono koniec wojny i rozpoczęto budowę jednej, wolnej i wielkiej Hiszpanii. W trakcie II wojny światowej setki Katalończyków zostały zesłane do obozu koncentracyjnego w Mauthausen. W gronie ofiar było wielu kibiców Barcelony, o których obecni fani pamiętają do dziś.
Podziały nie zniknęły
Hiszpania jest krajem niezwykle podzielonym. Spory kompetencyjne między Krajem Basków, Katalonią czy Andaluzją, a rządem w Madrycie są tu chlebem powszednim, a dialog na linii Madryt-Barcelona praktycznie nie istnieje. Obie strony idą w zaparte i nie chcą ustępować w żadnej kwestii.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. Katalończycy nie mają ochoty dokładać do wspólnej kasy więcej niż z niej wyciągają. To prężnie działający region, który co roku z ogromną chęcią wita miliony turystów z całego świata. Nie jest to tanie miasto, dlatego Katalonia posiada największe wpływy ze wszystkich regionów w kraju.
Zobacz wideo. Pierwszy hat-trick Messiego w El Clasico:
Katalonia nigdy nie przestała myśleć o odłączeniu się od Hiszpanii. Poważne zamieszki pojawiły się w 2017 roku, gdy zorganizowano referendum ws. niepodległości. Nie trzeba dodawać, że Madryt szybko uznał je za nielegalne.
- To nie my, Katalończycy, jesteśmy tymi złymi. Chcieliśmy tylko zagłosować i wybrać: "tak", "nie" albo zostawić pustą kartkę. Przez siedem ostatnich lat nie było żadnej agresji z naszej strony. Zawsze manifestowaliśmy w spokoju, a teraz policja i służby specjalne zrobiły to, co zrobiły. Atakowali mężczyzn, kobiety, całe rodziny, dzieci, starców... - podkreślał Gerard Pique, który stał się głosem całego regionu.
Następstwa wydarzeń z 2017 roku miały ogromny wpływ na aktualne El Clasico. W październiku Sąd Najwyższy Hiszpanii wydał wyrok wobec 12 polityków, którzy prowadzili nielegalne referendum ws. niepodległości Katalonii. Były to absurdalne kary 12 i 13 lat pozbawienia wolności.
- Ta walka nie zakończy się, dopóki nie ustaną represje i nie znajdziemy pokojowego i demokratycznego rozwiązania. Obecna decyzja jest złamaniem praw człowieka - apeluje Pep Guardiola.
Polityczne El Clasico
Na efekty decyzji sądu nie musieliśmy długo czekać. W tym roku 1,6-milionowe miasto znów pogrążone było w chaosie. Grupa protestujących pojawiła się między innymi na barcelońskim lotnisku El Prat. Droga była całkowicie zablokowana i nawet sam Ivan Rakitić musiał wracać pieszo z lotniska.
W takich warunkach rozgrywanie El Clasico było niemożliwe. Sytuacja była tak napięta, że wystarczyłaby iskra, aby rozpalić ogień. Nikt nie był w stanie zagwarantować bezpieczeństwa kibicom, piłkarzom czy sędziom.
Wielki mecz w Hiszpanii przełożono na 18 grudnia, jednak znowu możemy zapomnieć o święcie futbolu. Sport ponownie miesza się z polityką. Na środę zaplanowane są kolejne demonstracje w okolicach stadionu Camp Nou. Teoretycznie ma być spokojnie, jednak w praktyce nikt nie daje 100-procentowej gwarancji, że będzie bezpiecznie.
Pozytywem jest fakt, że piłkarze Barcelony i Realu Madryt w 100 procentach skoncentrowani są na futbolu. Dla nich liczy się tylko to, co będzie na boisku. Przez 90 minut kibice mają być świadkami fenomenalnego widowiska. - To jest tylko mecz piłkarski. Wiele się mówi wokół, ale na końcu ludzie chcą zobaczyć świetne spotkanie - tłumaczy trener Zinedine Zidane.
Początek meczu w środę o godz. 20:00.
Zobacz także: Zaskakujący pomysł Zidane'a. Gareth Bale wraca do łask