W środę Polski Związek Piłki Nożnej podjął decyzję, że kadra poleci do Izraela na mecz eliminacji do Euro 2020, który w sobotę odbędzie się w Jerozolimie (godz. 20:45).
A wylot stał pod znakiem zapytania - wszystko przez napiętą sytuację w Strefie Gazy. Przypomnijmy, że od wtorku trwała wymiana ognia między Izraelem a bojownikami Islamskiego Dżihadu (więcej TUTAJ).
- Dostaliśmy od każdej strony - Ministerstwa Spraw Zagranicznych, UEFA i Izraelskiej Federacji Piłkarskiej - zapewnienie, że wszystko będzie w porządku - powiedział prezes PZPN Zbigniew Boniek.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"
- Myślę, że na ten moment wszyscy możemy być spokojni o bezpieczeństwo na miejscu. Ale zachowujemy pełną czujność - dodał (więcej TUTAJ).
Wprawdzie w czwartkowy wieczór ogłoszono zawieszenie broni, jednak już kilkanaście godzin później pojawiły się informacje o kolejnych atakach rakietowych w Strefie Gazy. - W tamtym rejonie świata coś takiego jak zawieszenie broni nie istnieje - tłumaczy nam podpułkownik Andrzej Kruczyński, były oficer jednostki GROM, wieloletni szef bezpieczeństwa Stadionu Narodowego w Warszawie.
Gotowi na zagrożenie
Ekspert ds. bezpieczeństwa przekonuje jednak, że Izraelczycy mają ogromne doświadczenie w takich sytuacjach i jeśli pozwolono reprezentacji Polski na przylot do kraju, to piłkarze i sztab Biało-Czerwonych będą tam bezpieczni.
- Izraelskie służby są w tej materii mistrzami świata. Jeśli zapewnili, że nie ma ryzyka, to widocznie nie ma, choć oczywiście nigdy w takich sytuacjach nie można mówić o stuprocentowym braku zagrożenia - zapewnia.
Były oficer GROM-u z dużym uznaniem wypowiada się o izraelskich służbach, które mieli pomagać także podczas Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie.
- Nie jest to żadną tajemnicą, że Izrael pomagał nam podczas mistrzostw Europy. Wspierał nas sprzętowo, ich techniczne rozwiązania są na najwyższym poziomie. Na pewno są jednymi z najlepszych na świecie w swoim fachu.
Według ppłk. Kruczyńskiego nie oznacza to jednak, że piłkarze nie powinni zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Według niego od lat jest to zaniedbywane.
- Cała ekipa powinna być przygotowana na zagrożenie. Rozmawiamy o tym od lat, żeby szkolić zawodników. Żeby wiedzieli, co robić w sytuacji zagrożenia, z jakiego wyjścia ewakuacyjnego korzystać, jak się zachować, co robić w pierwszej kolejności - mówi nam Kruczyński. - To nie ma polegać na straszeniu i pogadance z oficerem GROM-u tylko na konkretnej, choćby minimalnej, nauce. Niestety zazwyczaj odpowiedź jest taka, że piłkarze powinni być głowami tylko na boisku.
Ppłk. Kruczyński dodaje, że dzisiaj, gdy sportowcy są osobami podróżującymi po świecie przez większą część roku, wszyscy - nie tylko piłkarze - powinni być przeszkoleni z zachowania w sytuacji zagrożenia. - Przecież do aktów terroru dochodzi coraz częściej na całym świecie. Na dodatek często podczas imprez masowych, a te są udziałem sportowców.
Służby mają na oku kibica
Były oficer GROM-u jest przekonany, że służby, także nasze, zadbają o bezpieczeństwo kibiców. - Ukryci agenci, tzw. spottersi, jeżdżą z naszymi kibicami, kontaktują się z tamtejszą policją, jest ścisła współpraca. Wiadomo, że także na meczach reprezentacji może dojść do zagrożenia.
Podpułkownik Andrzej Kruczyński służył w GROM-ie kilkanaście lat. Dowodził m.in. operacją zdobycia strategicznej dla USA platformy naftowej w porcie Umm Kasr. Po przejściu na emeryturę był szefem struktury odpowiadającej za bezpieczeństwo Stadionu Narodowego podczas Mistrzostw Europy w 2012 roku. Jego zadaniem było m.in. przygotowanie i wyszkolenie osób biorących udział w zabezpieczaniu meczów.