Przyśpiewkę "Moskal Kazimierz, nie rusz Kazika bo zginiesz!" znają wszyscy ci, którzy interesują się polskim futbolem. W Łodzi kibice ŁKS-u częściej po prostu skandują jego imię i nazwisko. Robili to nawet wtedy, gdy biało-czerwono-biali spadli na dno tabeli PKO Ekstraklasy, by pokazać mu swoje wsparcie w momencie, w którym wielu prezesom pewnie skończyłaby się cierpliwość i zdecydowaliby się na zmianę szkoleniowca. Ale nie przy al. Unii.
- Od trzech lat wiosłujemy pod prąd, bo gdybyśmy robili inaczej, to być może mnie i tego sztabu by już nie było. Takie są realia w Polsce. Czy są dobre? Mamy inne zdanie. Może dlatego nie jesteśmy atrakcyjni dla ludzi, którzy piszą, że się u nas mało dzieje. Jedyny minus jest taki, że przegrywamy mecze. Innych nie widzę - mówił dyrektor sportowy ŁKS-u Łódź Krzysztof Przytuła na początku października, gdy liczba porażek z rzędu wynosiła osiem. Co ciekawe, właśnie po publikacji tego wywiadu na klubowym kanale na YouTube, drużyna się przełamała.
Czytaj też: Krzysztof Przytuła: Od trzech lat wiosłujemy pod prąd
Także wypowiedź prezesa Tomasza Salskiego, która odbiła się echem w całej Polsce, była sygnałem, że Kazimierz Moskal w klubie może liczyć na wsparcie osób decyzyjnych. Przede wszystkim ze względu na to, że Łódzki Klub Sportowy to projekt wieloletni, wciąż jeszcze znajdujący się w fazie budowy.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Legia Warszawa postawiła na młodzież. "Jestem zaskoczona ich dojrzałością"
- Podkreślam to w każdym wywiadzie, że trener Moskal nie jest zagrożony w ŁKS-ie. Uciąłem sobie krótką rozmowę z zawodnikami - co robię rzadko, bo w II i I lidze doszło do tego raz - i przedstawiłem im, że trener ma duży kredyt zaufania oraz moje duże poparcie, jak również innych akcjonariuszy spółki. Nie ma tematu zmiany trenera. Zgadzamy się z jego filozofią i będziemy ją wspierać. Dziś ta zmiana mogłaby być jedynie zmianą populistyczną, bo tak się robi w większości klubów, gdy jest dużo porażek. W każdym normalnie funkcjonującym klubie powinna być pewna wizja. Mogę powiedzieć, że jeśli spadniemy, to wejdziemy z trenerem Moskalem - mówił prezes Salski w wywiadzie dla WP SportoweFakty 20 września.
To nie była rewolucja
Dzięki temu zaufaniu we wtorkowym meczu 1/16 finału Totolotek Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze Kazimierz Moskal poprowadził ŁKS już po raz 50. w oficjalnym spotkaniu. Na razie jego bilans to 25 zwycięstw, 11 remisów i 14 porażek. Co ciekawe, do klubu z Łodzi przychodził jako "człowiek-remis". Ta łatka została mu przypięta podczas pracy w Wiśle Kraków (8-16-8) choć i później w Pogoni Szczecin i Sandecji Nowy Sącz także tych spotkań bez rozstrzygnięcia nie brakowało.
Do Łodzi Moskal przyszedł przede wszystkim z myślą, by drużyna grała miło dla oka, ofensywnie i skutecznie, co wydawało się pomysłem lekko oderwanym od rzeczywistości, bo dotąd klub pod wodzą Wojciecha Robaszka w III i II lidze wywalczył awans w stylu "do bólu skutecznym". Wtedy kibice ŁKS-u przypomnieli sobie oczywistą rzecz: że aby wygrać mecz, należy zdobyć jedną bramkę więcej od przeciwnika. I najczęściej kończyło się 1:0 lub 2:1.
Najciekawsze jest to, że w Fortuna I lidze w drużynie nie doszło do rewolucji. Cały czas w składzie - i to wyjściowym - znajdowali się piłkarze, którzy pamiętali jeszcze występy w III lidze. Nie obyło się jednak bez kryzysu. Ten najpoważniejszy miał miejsce... no właśnie, także we wrześniu. Na zapleczu PKO Ekstraklasy łodzianie spadli na 13. miejsce i wydawało się, że mogą mieć problemy z utrzymaniem.
Awans w ładnym stylu
Wtedy rozpoczęła się seria osiemnastu meczów bez porażki. Ba, do końca sezonu ŁKS przegrał tylko jedno z 26 ligowych spotkań. Zdobywał bramki, atakował, prowadził grę. Tę drużynę chciało się oglądać. Choć z dziennikarskiego punktu widzenia pomeczowe wypowiedzi trenera czy piłkarzy nie były zbyt atrakcyjne, bo często sprowadzały się do "my chcemy grać w piłkę", "na tym ten sport polega", drużyna wyszła na tym doskonale i nie zamierzała zmieniać tej taktyki po awansie do PKO Ekstraklasy.
- Cały sezon w Fortuna I lidze rozegraliśmy wprowadzając naszą filozofię. To my chcemy atakować i byłoby trochę nie po mojej myśli, gdybyśmy próbowali grać inaczej. Może się zdarzyć, że Lechia nas zdominuje. Ale to, co do tej pory robiliśmy, robiliśmy dobrze i będziemy chcieli to kontynuować. Ja zawsze gram o wszystko. Jeśli Lechia będzie lepsza i uda nam się zremisować, będzie w porządku, lecz ja zawsze powtarzam, że wychodzimy po to, by grać o zwycięstwo - zapowiadał przed pierwszym meczem sezonu Kazimierz Moskal, z którym przedłużono już umowę do 2022 roku, choć poprzednia obowiązywała do końca sezonu 2019/2020.
Wyszedł z tego bezbramkowy remis, ale znów miły dla oka. Pierwsze wrażenie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym było całkiem pozytywne. Drugie - jeszcze bardziej, bo ŁKS pokonał na wyjeździe Cracovię. A później zaczęła się czarna seria ośmiu meczów bez wygranej. Można ją sprowadzić, przynajmniej częściowo, do szczęścia lub jego braku, bo domowe mecze z Lechem Poznań, Piastem Gliwice czy Legią Warszawa miały taki przebieg, że ełkaesiacy mogli je co najmniej zremisować. Tymczasem przegrali wszystkie.
- To tak samo trudny moment dla mnie, jak i dla piłkarzy, bo ja wiem, że stać ten zespół na dobrą, skuteczną grę. W czterech ostatnich spotkaniach zdobyliśmy zero punktów. Każda porażka to ziarno niepewności, które się pojawia i człowiek się zastanawia, co może zrobić i co zmienić. Jedyne wyjście to praca, praca i jeszcze raz praca. W sporcie zawsze jest potrzebne też szczęście, ale jeśli będziemy to rozpatrywać tylko w kategoriach szczęścia, to na cholerę nam ta praca? - mówił w sierpniu Moskal.
Golf i marynarka
Później przytrafiła się m.in. bolesna porażka z Arką Gdynia (1:4). Sam trener ŁKS-u nazwał to spotkanie "kompromitacją". Ale dzięki konsekwencji i cierpliwości udało się wyjść na prostą. Z pomocą przyszedł Puchar Polski, w którym udało się pokonać Zagłębie Sosnowiec 3:0, ale przełomowy okazał się mecz ligowy z Koroną Kielce wygrany 4:1. Na to spotkanie Kazimierz Moskal założył tym razem nie tradycyjną polówkę, a marynarkę i golf pod spód. 6 października temperatura wynosiła ledwie sześć stopni.
- Przed meczem z Koroną Kielce nie było też przedmeczowej konferencji prasowej. Wtedy wyczytałem w prasie, że w drużynie miał pojawić się nowy trener. Dlatego od tego czasu przebieram się w golf i marynarkę. Chcieliście nowego trenera? Proszę bardzo - żartował szkoleniowiec. Od tego momentu jednak na mecze ligowe ubiera zestaw marynarka plus golf. We wtorek z okazji 50. oficjalnego spotkania w roli trenera ŁKS-u Kazimierz Moskal otrzymał marynarkę. W klubie żartują, że na setny mecz prezentem będzie nowy golf.
Przed meczem Kazimierz Moskal z okazji . meczu w roli trenera Łódzkiego Klubu Sportowego otrzymał z rąk prezesa Tomasza Salskiego okolicznościową marynarkę i pamiątkowe zdjęcie po awansie do @_Ekstraklasa_! #ŁKSGÓR
— Łódzki Klub Sportowy (@LKS_Lodz) October 29, 2019
fot. Artur Kraszewski pic.twitter.com/apXl06Omcg
Ale fakty są takie, że w październiku biało-czerwono-biali nie przegrali żadnego meczu i dźwignęli się na 13. miejsce w PKO Ekstraklasie. W listopadzie łodzian czekają wyjazdy do Białegostoku i Gdańska, a między nimi domowe starcie ze Śląskiem Wrocław, które zakończy pierwszą rundę. Z pewnością w sercach kibiców optymizmu jest dużo więcej niż kilka tygodni temu. Kazimierz Moskal znów przetrwał kryzys i kto wie, czym jeszcze zaskoczy piłkarską Polskę.