Bundesliga. Rafał Gikiewicz - marzenie jak wyrok. Robert Lewandowski może się bać

Getty Images / Maja Hitij / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz
Getty Images / Maja Hitij / Na zdjęciu: Rafał Gikiewicz

Rafał Gikiewicz nie boi się marzyć. W sobotę chce zatrzymać Roberta Lewandowskiego jak kilka lat temu. A później świętować swoje 32. urodziny na oczach 75 tysięcy kibiców w Monachium.

Gikiewicz to trochę taki Lewandowski, ale w rękawicach - w szybkim czasie wyrósł na lidera swojego zespołu. Świetnymi interwencjami wyciągnął Union Berlin z przeciętności, przyczynił się do pierwszego w historii awansu zespołu do Bundesligi. Był bohaterem wielu meczów ligowych, a w dwóch barażowych o niemiecką ekstraklasę ze Stuttgartem pokazał, że i w kluczowych momentach można na niego liczyć.

Do Unionu przyszedł naładowany jak pistolet na wodę w lany poniedziałek. Po dwóch sezonach bycia rezerwowym w SC Freiburg wszedł do nowego zespołu jak do siebie i na rozmowie z dyrektorem sportowym zapewniał, że chce z klubem awansować ligę wyżej. Jego optymizm spotkał się ze śmiechem kierownictwa drużyny, a po roku to on głośno się cieszył fetując sukces.

Zawsze był pewny siebie. W Polsce różnie na to patrzyli, ale Niemcy pokochali jego charakter. Gikiewicz najchętniej ciągle by się zakładał i chciał coś komuś pokazać. Robił to już w pierwszym klubie w Niemczech - Eintrachcie Brunszwik i trener bramkarzy wiele razy musiał stawiać mu obiad, kiedy Polak nie puszczał gola w meczu.

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Przełamanie Krzysztofa Piątka! Milan remisuje pod wodzą nowego trenera [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

To człowiek lubiący wyznaczać sobie cele i je spełniać, nawet jeżeli z pozoru wydają się nierealne. Po prostu go to kręci. W zeszłym sezonie powiesił na lodówce w kuchni kartkę z zadaniami. Zapisał: w tylu meczach nie puszczę gola, dostanę powołanie do reprezentacji i wrócę do Bundesligi. I wszystkie te postanowienia zrealizował.

Dlatego każde kolejne marzenie Gikiewicza można odbierać jak wyrok. A kiedy mówi, że chce obronić rzut karny wykonywany przez Roberta Lewandowskiego, to napastnik Bayernu musi to brać na poważnie, mimo że z jedenastu metrów przecież się nie myli. To ma być prezent dla Rafała Gikiewicza na 32. urodziny. Będzie je obchodził w dniu meczu w z mistrzem kraju.

Premier League. Rafał Nahorny, komentator CANAL + SPORT: Trzeba wzmocnić atak Manchesteru United

- Cieszę się, że to będzie Monachium, a nie Magdeburg lub Sandhausen. 75 000 gości przyjdzie na moje urodziny, szykuje się wielkie przyjęcie. Celem na sobotę są trzy punkty i może uda mi się obronić rzut karny wykonywany przez Roberta - mówi Polak w rozmowie z "Bildem". I kto wie, przecież obaj zawodnicy poznali się w czerwcu na zgrupowaniu reprezentacji, Gikiewicz z bliska widział, jak Lewandowski strzela.

Bramkarz Unionu niedawno obronił rzut karny w meczu z Werderem Brema, a w ostatniej kolejce nie puścił gola. Już raz grał też na Allianz z Bayernem - w marcu 2015 roku w 1/8 Pucharze Niemiec. Na trybuny zaprosił najbliższą rodzinę i przyjaciół, wtedy debiutował przy takiej publiczności, było to dla niego najważniejsze wydarzenie w życiu. Z Eintrachtem Brunszwik przegrał 0:2, przy golach nie zawinił, ale dziś takie mecze nie robią już na nim większego wrażenia.

Lewandowski przed sobotnim spotkaniem zastanawia się pewnie nad tym, ile bramek zdobędzie, a nie czy w ogóle pokona Gikiewicza. Ma do tego prawo - od startu sezonu Bundesligi strzela w każdym meczu, po ośmiu spotkaniach ma dwanaście goli. Ale musi pamiętać o jednym - wtedy, ponad cztery lata temu w krajowym pucharze, nie potrafił pokonać Rafała Gikiewicza.

Bayern - Union w sobotę o godzinie 15.30. Transmisja: Canal+ Sport 2.

Bayern Monachium - Union Berlin: Robert Lewandowski może pobić wielki rekord Bundesligi

Źródło artykułu: