Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Eliminacje Euro 2020 zbliżają się ku końcowi, a Łotwa nadal bez choćby punktu. Co jest tego powodem?
Olegs Blagonadezdins, były reprezentant Łotwy:
Nie mogę jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie ma mnie w drużynie, a trudno mówić o sytuacji z boku. Na pewno są u nas dobrzy gracze, lepsi niż wskazuje wynik, ale wydaje się, że nie ma drużyny. Brakuje pracy zespołowej, stałości i nie ma zawodników, którzy grają w najlepszych ligach lub chociaż silnych klubach takich, jak w przeszłości ich poprzednicy.
A nie brakuje piłkarzy z odpowiednim potencjałem?
Na pewno jest wystarczająco dużo młodych graczy, ale problemem jest to, że nie wszyscy robią takie postępy, jakie powinni. Brakuje nam młodych gwiazd, które grałyby dobrze na poziomie klubu i reprezentacji. Uważam jednak, że w kadrze U-21 są zawodnicy, którzy mogą dać nam nadzieję na lepszą przyszłość, jeśli tylko będą grać.
ZOBACZ WIDEO: El. Euro 2020: Łotwa - Polska. Smutny obraz polskiej kadry. "Konferencja pokazała, że nie ma żadnej chemii"
Na pewno pomogłoby im, gdyby rodzima liga była silniejsza.
Tak, ale myślę, że jej poziom i tak w tym roku znacznie wzrósł. Jest wyrównana: w jakiejkolwiek rundzie trudno wskazać faworytów, jest zaś wiele nieprzewidywalnych drużyn, a obecnie te z miejsc 3-7 mają praktycznie jednakową siłę. Poza tym europejskie puchary pokazały, że nasze kluby wzmocniły się dobrymi graczami zagranicznymi, od których można się uczyć. Oczywiście trochę ponadto jest FC Ryga. Oni mają zagranicznych piłkarzy wysokiej jakości, a do tego swoich na dobrym poziomie i mogą wystawić praktycznie dwa równe składy.
FC Ryga można nazwać następcą legendarnego Skonto?
Tego bym nie powiedział. Mam nadzieję, że nadal będą odnosić sukcesy, ale nie będę ich porównywał ze Skonto. Ten klub to bowiem historia naszego futbolu! Dotąd wszystkie sukcesy były związane tylko z nim, sporo osób go zna i nadal ma go w pamięci. Wielka szkoda, że zniknął.
Pan w jego barwach rozegrał kilkanaście sezonów. W ich trakcie zagraliście kilka bardzo dobrych meczów m. in. z Barceloną czy Chelsea, a także polskimi klubami.
Doskonale pamiętam wszystkie te spotkania. Zresztą grałem przeciwko najlepszym, opuściłem jedynie dwumecz z Interem Mediolan z powodu kontuzji. Szczególnie wspominam pojedynek z Barceloną (eliminacje Ligi Mistrzów 1997/98 - przyp. red.). Mogliśmy tam dokonać cudu, gdyby nie rzut karny w 94. minucie (wykorzystał go Christo Stoiczkow i rywale wygrali 3:2 - przyp. red.). Jeśli zaś chodzi o wspomnienia ze starć z polskimi to znamienne było to, że zawsze graliśmy z nimi dobrze w Rydze i przegrywaliśmy u nich. Denerwuje to zwłaszcza, gdy przypominam sobie boje z Widzewem Łódz (I runda Pucharu UEFA 1999/2000 - przyp. red.) - po 1:0 u siebie nie zdołaliśmy utrzymać przewagi na wyjeździe i ostatecznie przegraliśmy 0:2.
Więcej szczęścia od was miała FC Ryga, która w tegorocznych eliminacjach Ligi Europy zdołała wyeliminować Piasta Gliwice.
To miła niespodzianka. Przyznam szczerze, że byłem trochę zaskoczony niższym poziomem tej drużyny. Co prawda nie znałem wielu informacji na jej temat, ale skoro została mistrzem Polski, to musiała być dobra. Dlatego też tym bardziej trzeba zaznaczyć, że zespół z Rygi zagrał bardzo dobrze! Niemniej poziomu lig Polski oraz Łotwy i tak nie można porównywać pod jakimkolwiek względem: zawodników, zainteresowania widzów, infrastruktury, telewizji itd.
Wróćmy do reprezentacji. Pamięta pan swoje mecze z Polską?
Oczywiście, że tak. Domyślam się, że pyta pan o te z eliminacji Euro 2004. W żadnym z nich nie byliśmy faworytami. Z perspektywy czasu trzeba przyznać, że mieliśmy jednak trochę szczęścia w pierwszym spotkaniu. Polacy nie spodziewali się takiego oporu z naszej strony, a gdy stracili gola to nie wiedzieli, jak się uratować od porażki. Niemniej trzeba też przyznać, że my wyglądaliśmy naprawdę dobrze w defensywie, co w połączeniu z tą odrobiną fartu dało taki efekt. Ważne okazało się również to, że mieliśmy Jurija Laizansa, który potrafił uderzyć z dystansu na tyle dobrze, by zaskoczyć Jerzego Dudka. A ten wyraźnie się tego nie spodziewał! To zwycięstwo dodało nam mnóstwo pewności siebie. Przewrotne jest natomiast to, że w drugim meczu u siebie zagraliśmy dużo lepiej, ale przegraliśmy.
Czytaj także: Laizans wspomina gola strzelonego Polakow w el. Euro 2004 (wywiad)
Na koniec to jednak Łotwa świętowała awans.
Nigdy nie zapomnę, jak cały kraj wspierał nas podczas baraży z Turcją. Wszyscy byli z nami, nawet starsze babcie, których futbol zupełnie nie interesował! Daliśmy radę, a świętowanie rozpoczęliśmy jeszcze w Turcji, później kontynuowaliśmy je w samolocie i wreszcie cała drużyna w Rydze... Niesamowity czas! Dla naszego kraju był to wielki sukces. Przecież do momentu awansu na Euro 2004 wielu ludzi nie wiedziało, co to jest Łotwa, gdzie jesteśmy na mapie!
Czuliście się bohaterami narodowymi?
Awans na Euro 2004 zjednoczył cały kraj! Na pewno wzrosła wokół nas uwaga. Byliśmy zapraszani przez Prezydenta Łotwy, Gabinet Ministrów itp.
Co było siłą waszej drużyny?
Na boisku i poza nim byliśmy przyjaciółmi. Czuliśmy to, bo graliśmy przez kilka lat razem, rozumieliśmy się i znaliśmy doskonale. Ponadto trener znał nas przez długi czas, wspólnie dojrzewaliśmy. A do tego umiał nas odpowiednio zmotywować, był profesjonalistą i dzięki temu wspólnie osiągnęliśmy ten niesamowity wynik.
Na Euro 2004 wylądowaliście w "grupie śmierci" z Niemcami, Holandią oraz Czechami i znów zaskoczyliście - do ostatniego meczu byliście w grze o awans do ćwierćfinału.
Niczego od nas nie oczekiwano, a mimo to byliśmy w stanie zaskoczyć i postawić się Czechom, a zwłaszcza Niemcom! W pierwszym meczu zabrakło nam wystarczającego doświadczenia i może trochę szczęścia, ale zobaczmy, w jakim składzie grali nasi rywale: wiele gwiazd na czele z Pavlem Nedvedem. W kolejnym starciu mieliśmy już trochę farta, bo dziś system VAR zapewne przyznałby przeciwnikom 2 rzuty karne. Ale wtedy go nie było, zagraliśmy bardzo dobrze i zremisowaliśmy. Dzięki temu nadal pozostały szanse na ćwierćfinał, lecz nie mieliśmy wystarczającej siły, by wygrać z Holandią. A jeszcze sędzia był przeciwko nam: 1-2 gole uznał, choć nie powinien. Chociaż to nie miało dużego znaczenia, bo przeciwko nam zagrał topowy zespół. Mi osobiście została po nim pamiątka w postaci koszulki Arjena Robbena i wspomnienia. Wspaniałe! Mistrzostwa Europy to święto, o którym marzy każdy piłkarz, a już szczególnie z Łotwy. Dlatego też tamte przeżycia zostaną nam na całe życie!
Czego zabrakło pana rodakom w ostatnich latach, by powtórzyć wasz sukces?
Trudno powiedzieć. W pewnym momencie było blisko, gdy zajęliśmy 3. miejsce w grupie po wygranej walce z Izraelem (eliminacje mundialu 2010, do baraży zabrakło Łotyszom 3 punktów - przyp. red.), a później rozpoczęła się zmiana pokoleniowa. Trzeba czekać...
Czytaj także: Łotysze mają najbardziej "polską" reprezentację na świecie
Minęło już 15 lat, więc pytanie: ile jeszcze?
Może to się już nigdy nie wydarzy, ale trzeba myśleć pozytywnie. Wielu z nas martwi obecna sytuacja krajowego futbolu, lecz przy tym widzimy, że są dobrzy młodzi zawodnicy, pojawiają się niezłe wyniki drużyn młodzieżowych i naszych klubów w europejskich pucharach. Wniosek jest więc taki, że nastąpiły pozytywne zmiany. Wszyscy czekamy więc na ich efekty i pierwsze zwycięstwo. Jeśli nawet nie w tych eliminacjach to w kolejnych lub Lidze Narodów UEFA. Potrzeba cierpliwości.
***
Olegs Blagonadezdins w latach 1992-2004 zagrał 70 meczów w reprezentacji Łotwy (strzelił 2 gole), wystąpił z nią na Euro 2004. Ponadto przez niemal całą karierę związany był ze Skonto Ryga. Zdobył z nim 13 mistrzostw oraz 7 pucharów kraju, uznawany jest za jedną z legend tego klubu. Obecnie pracuje jako trener (w sezonie 2019 prowadzi zespół SK Super Nova, który walczy o awans do Virsligi - przyp. red.).