Reprezentacja Polski nie mogła lepiej rozpocząć eliminacji Euro 2020. W czterech dotychczas rozegranych meczach podopieczni Jerzego Brzęczka wywalczyli komplet 12 punktów i są liderem eliminacyjnej grupy G.
We wrześniu Biało-Czerwoni zagrają dwa mecze w ramach kwalifikacji do ME. Rywalami będą Słoweńcy i Austriacy.
Zobacz także: Transfery. Rekordowe lato w Bundeslidze. Kluby wydały fortunę na nowych piłkarzy
Ze Słoweńcami mamy rachunki do wyrównania. Dziewięć lat temu w ramach eliminacji do MŚ 2010 przegraliśmy w Mariborze 0:3. Wtedy podstawowym zawodnikiem Słoweńców był Marko Suler, który w przeszłości był także piłkarzem Legii Warszawa.
ZOBACZ WIDEO Podsumowanie tygodnia. Problemy kadrowe reprezentacji Polski, Krzysztof Piątek przestał strzelać
- Wasi piłkarze chyba nas wtedy nie docenili. Nie byliśmy tacy silni, a Polska taka słaba, jak wskazywał wynik. Trafiliśmy na wasz słabszy moment. Dla nas ten wynik też stanowił zaskoczenie. Na papierze Polska była od nas znacznie silniejsza, a wyglądało to jak łatwy mecz. Nie sądzę, by Polska powtórzyła te same błędy, co wtedy - mówi Suler w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
- Dziś reprezentanci mają pewnie wyższe umiejętności niż my. Problemem jest jednak mentalność. Za naszych czasów nie mieliśmy wielkich gwiazd z silnych klubów, ale wiedzieliśmy, co znaczy godło na koszulce. Mieliśmy niesamowitą atmosferę, razem graliśmy od czasów juniorskich - wspomina.
Suler podkreśla, że w Słowenii najgroźniejszym zawodnikiem jest Josip Ilicić. - W Europie nie ma wielu takich zawodników. Wiem o nim wszystko, a ciągle mnie zaskakuje. Jest dla nas tak ważny jak Lewandowski dla was - mówi były obrońca, który docenia klasę bramkarza Jana Oblaka.
Do Lublany reprezentacja poleci czarterem w czwartek o godzinie 10:35. Tam zaliczy zajęcia na stadionie meczowym - Stozice. Spotkanie odbędzie się w piątek o 20:45.
Zobacz także: Koniec sagi transferowej. Neymar został w PSG