Legia Warszawa - Glasgow Rangers. Paweł Kapusta: Nie tacy Rangersi straszni (komentarz)

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Sandro Kulenović (z lewej) i Ryan Jack (z prawej)
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Sandro Kulenović (z lewej) i Ryan Jack (z prawej)

Nie tacy Rangersi straszni, jak ich przed meczem malowano. Legia była zespołem lepszym, ale gola zdobyć jej się nie udało. Pierwsze spotkanie fazy play-off Ligi Europy zakończyło się bezbramkowo. Za tydzień poprzeczka wisieć będzie o wiele wyżej.

Czwartkowe starcie było jednym z najlepszych występów warszawskiej ekipy w sezonie 2019-20. Podopieczni Aleksandara Vukovicia nie dość, że rywali niemal w ogóle nie dopuszczali pod własną bramkę (Rangersi przez ponad godzinę nie byli w stanie oddać ani jednego, celnego strzału), to na dodatek sami wykreowali kilka groźnych okazji. Stworzyli w polu karnym przeciwników wiele wiatru, a do pokonania ich golkipera zabrakło naprawdę niewiele. To wszystko prawda.

Ekstraklasa S.A. uruchamia platformę streamingową rozgrywek

Prawdą jest jednak także, że mecz u siebie, przed wspaniale dopingującymi kibicami, którzy wypełnili trybuny po brzegi, legioniści zakończyli bezbramkowym remisem. Mecz, który spokojnie można było i powinno się rozstrzygnąć na swoją korzyść. W rewanżu w Szkocji będzie już o wiele trudniej, poprzeczka, ponad którą trzeba będzie przeskoczyć, pofrunie zdecydowanie wyżej. I oby nikt po meczu na Ibrox nie musiał się zastanawiać, czy to dobrze, że w Warszawie kolejny już raz wicemistrzowie Polski wyszli na murawę w składzie bez klasowego napastnika.

Już w trakcie meczu serwisy społecznościowe zalewały komentarze kibiców Legii, którzy nie mogli zrozumieć, dlaczego kolejny mecz z rzędu Aleksandar Vuković trzyma na boisku nieskutecznego Sandro Kulenovicia, gdy na ławce rezerwowych do gry pali się Carlitos. Gdy Hiszpan ruszył na rozgrzewkę, dostał solidną porcję braw. Już po ostatnim gwizdku tysiące kibiców skandowało "Carlitos, Carlitos!". W meczu, który koniecznie trzeba było wygrać, Vuković wolał jednak posłać na boisko Antolicia i Nagy'a. Coraz turniej znaleźć w takim działaniu logikę. Jeśli Legia wypuści awans z rąk, "Vuko" będzie się musiał bardzo gęsto tłumaczyć.

ZOBACZ WIDEO Legia Warszawa - Rangers FC. Dwumecz bez wyraźnego faworyta? "Szanse są równe"

Liga Europy: Ludogorec Razgrad zremisował mimo miażdżącej przewagi. Jakub Świerczok zmiennikiem

Najmocniejszy od wielu miesięcy rywal, najlepsza atmosfera, stadion wypełniony po brzegi pierwszy raz od 54 meczów: czwartkowe starcie Legii z Rangers FC było świętem, którego długo wyglądano w stolicy. Już dawno nie było przy Łazienkowskiej meczu, który budziłby wśród kibiców tak ogromne zainteresowanie. Na 12 godzin przed pierwszym gwizdkiem w sprzedaży pozostało już tylko 500 wejściówek, na dodatek każdy z tych biletów kosztował 600 złotych. To tylko pokazuje, jak wielki głód wielkich, poważnych rozgrywek klubowych panuje nie tyle w samej Warszawie, co po prostu - w całej piłkarskiej Polsce. Ostatnie lata to bowiem kompromitacja goniąca kompromitację, blamaż za blamażem. Nasze drużyny odpadały z rozgrywek w stylu zatrważającym, z rywalami pochodzącymi z krajów, których nie można nazywać piłkarskimi potentatami. Teraz szansa na awans wciąż się tli. Oby legioniści tej iskry nie zagasili za tydzień w Szkocji.

Paweł Kapusta

Źródło artykułu: