Jagiellonia Białystok niespodziewanie przegrała 0:1 (0:0) z Rakowem Częstochowa w 2. kolejce PKO Ekstraklasy i straciła pozycję jej lidera. - Oddaliśmy pierwsze 45 minut. W drugiej połowie rywal nie stworzył sobie żadnej sytuacji poza jednym stałym fragmentem i strzeloną bramką. My mieliśmy kilka, ale ich nie wykorzystaliśmy - ubolewał trener Ireneusz Mamrot.
- Pretensje są głównie o pierwszą część, bo był moment, że to Raków utrzymywał się przy piłce i prowadził grę. Pozwoliliśmy rywalom na zbyt dużo. Nie było agresji, spóźnialiśmy się do pressingu i przez to odległości między liniami były bardzo duże. Oni sobie naprawdę dobrze z tym radzili i stworzyli sobie dwie bardzo dobre okazje, podczas gdy my mieliśmy tylko jedną - dodał 48-latek prowadzący Jagę.
W dużo lepszym nastroju był zaś opiekun gości. Marek Papszun nie ukrywał, że trzeba się cieszyć z udanej odpowiedzi jego piłkarzy na krytykę po nieudanym debiucie w Ekstraklasie przeciwko Koronie Kielce (0:1). - Mogę tylko pogratulować swojemu zespołowi. Niektórzy postawili nas już w szeregu spadkowiczów, w roli drużyny, która miała styl, ale Ekstraklasa to dla niej za wysokie progi. Myślę, że pokazaliśmy, iż tak nie jest, chociaż nie jesteśmy aż tak słabi jak z Koroną i nie tak dobrzy, by wygrywać takie mecze jak tutaj - podkreślił.
Czytaj także: "Głównym celem utrzymanie" - wywiad z Andrzejem Niewulisem
- W pierwszej połowie mieliśmy niezłe sytuacje do zdobycia bramki, a w drugiej z kolei dobrze się broniliśmy. Myślę więc, że nie zawdzięczamy tego zwycięstwa furze szczęścia. Oczywiście bardzo się z niego cieszymy, ale też zdajemy sobie sprawę, że długa droga przed nami i musimy dalej konsekwentnie robić to, co robiliśmy - uzupełnił szkoleniowiec Rakowa.
ZOBACZ WIDEO 2. Bundesliga: Dramatyczna kontuzja Kamińskiego. VfB Stuttgart pokonał Hannover [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]